Co do opowiadania, to prolog był pisany w pierwszej osobie, teraz jednak postanowiłam pisać w trzeciej, bo po prostu jakoś mi tak wygodnie jest i łatwiej. Jednak nic się nie zmieniło, bo wizja na to opowiadanie jest tak sama, jaką planowałam piszcząc w pierwszej osobie.
私の偉大日本の恋
rozdział pierwszy:
To
był ten dzień, na który czekała z niecierpliwością.
Pamiętała
go tak, jakby wydarzył się dopiero wczoraj. Takich chwil przecież
nie powinno się zapominać, bo takie okazje zdarzają się naprawdę
bardzo rzadko. I ona o tym doskonale wiedziała.
Ogarnęła
kosmyk włosów, spoglądając ostatni raz na swój pokój. Zaczęła
zastanawiać się, czy ma wszystko, co było jej potrzebne. Gdy
zaczęła wyliczać w myślach spakowane rzeczy, ku jej zdziwieniu w
torbie miała już wszystko. Jedynie na nocnym stoliku leżały
słuchawki do telefonu, po które od razu sięgnęła, gdy tylko
wzrok się na nich zatrzymał.
Bez
nich nigdy nie ruszała się z domu.
Muzyka
zawsze jej towarzyszyła. Nie ważne gdzie, liczyło się to, że
była. Uważała, że świat bez niej byłby już do granic
możliwości barwiony w szarych i smutnych odcieniach rzeczywistości,
której wręcz nie cierpiała. A muzyka potrafiła nadać tej
monotonności ciepłych kolorów, przez co życie wydawało się być
o niebo lepsze.
Wzięła
torbę do ręki i już szykowała się do wyjścia, jednak jej wzrok
zatrzymał się na plakacie, który wisiał nad biurkiem. Uśmiechnęła
się lekko na jego widok i wyszła z pokoju.
Pamiętała,
że wychodząc z domu, słońce grzało już w najlepsze. No tak, nie
miała czemu się dziwić. Przecież była końcówka czerwca, w
dodatku południe. Słońce jak zawsze robiło, co umiało najlepiej.
Pożegnała
się z najbliższymi, po czym wsiadła do samochodu.
Zamknęła oczy i oddychała spokojnie. Nie chciała, aby pożegnanie się przeciągnęło, bowiem nie lubiła ich. Wiedziała, że gdyby nie zamknęła powiek, wszystko wróciłoby z dwojoną siłą. Każda, nawet najdrobniejsza chwila, jaką spędziła tutaj, będąc jeszcze dzieckiem. To było najlepsze, co mogła teraz uczynić. Opróżnić mózg ze wszystkich wspomnień i nie dać się im zaatakować.
Zamknęła oczy i oddychała spokojnie. Nie chciała, aby pożegnanie się przeciągnęło, bowiem nie lubiła ich. Wiedziała, że gdyby nie zamknęła powiek, wszystko wróciłoby z dwojoną siłą. Każda, nawet najdrobniejsza chwila, jaką spędziła tutaj, będąc jeszcze dzieckiem. To było najlepsze, co mogła teraz uczynić. Opróżnić mózg ze wszystkich wspomnień i nie dać się im zaatakować.
Gdy
samochód zaczął odjeżdżać, nałożyła słuchawki na uszy, aby
oddać się muzyce i pogrążyć się w zapomnieniu.
***
Gdy
samolot wylądował na lotnisku, dziewczyna czuła jak całe ciało
ma zdrętwiałe. Podniosła się ze swojego fotela, próbując
rozruszać zastałe mięśnie. Czuła się senna. Podróż znudziła
ją, jednak nie zmęczyła.
Przez
cały ten czas, będąc jeszcze w samolocie, nie czuła nic. Ani
szczęścia, czy strachu. Wciąż miała wrażenie, że śni. Umysł
nie chciał dopuścić do siebie wiadomości, że jedno jej z
największych marzeń właśnie się spełnia.
Przez
kontrolę i po odbiór rzeczy przeszła, niczym duch. Dopiero, gdy
wyszła z budynku wprost w ramiona ciepłych promieni słonecznych,
dotarło do niej, gdzie jest. To było, jak mocne przebudzenie,
trochę przypominające spoliczkowanie, albo uszczypnięcie. Jednak
musiała przyznać rację, że owe przebudzenie było dość
przyjemne.
Zaczęła
mrugać powiekami oceniając stan rzeczywistości.
Promienie słońca, padające na skórę były ciepłe i prawdziwe. Łaskoczący wiatr po twarzy i bawiący się jej włosami, również był jak najbardziej realny. Odgłosy, które docierały do uszów, a w szczególności ten charakterystyczny język, który tak bardzo uwielbiała podpowiadał jej, że z pewnością nie śni. W dodatku te otaczające ludzkie twarze... Uśmiechnęła się więc nieśmiało do siebie i ruszyła przed siebie.
Promienie słońca, padające na skórę były ciepłe i prawdziwe. Łaskoczący wiatr po twarzy i bawiący się jej włosami, również był jak najbardziej realny. Odgłosy, które docierały do uszów, a w szczególności ten charakterystyczny język, który tak bardzo uwielbiała podpowiadał jej, że z pewnością nie śni. W dodatku te otaczające ludzkie twarze... Uśmiechnęła się więc nieśmiało do siebie i ruszyła przed siebie.
Wiedziała,
że miał zjawić się ktoś pod lotniskiem, aby ją odebrać.
Dlatego też skierowała się w stronę postoju z taksówkami.
Rozglądała
się bacznie we wszystkie strony, szukając tabliczki ze swoim
umieszczonym imieniem. Ciąg samochodów ciągnął się niczym długi
sznur. Szła więc wolnym krokiem wzdłuż taksówek.
Upał
był nieznośny.
Odbijające się promienie od kamiennych budynków sprawiały wrażenie, że temperatura podniosła się jeszcze o kilka stopni wyżej. Zaczęła trochę żałować, że nie poczekała w środku, gdzie była załączona klimatyzacja.
Odbijające się promienie od kamiennych budynków sprawiały wrażenie, że temperatura podniosła się jeszcze o kilka stopni wyżej. Zaczęła trochę żałować, że nie poczekała w środku, gdzie była załączona klimatyzacja.
Westchnęła
zdenerwowana i zawróciła, gdy doszła na sam koniec postoju.
Dopiero w drodze powrotnej zorientowała się, że przeszła dość
spory odcinek. Miała ochotę zakląć pod nosem, kiedy to
powstrzymała się na widok oczekiwanej tabliczki.
O
czarny samochód opierał się szczupły mężczyzna. Nie była
wstanie ocenić ile ma lat, bo jego pół twarzy zakrywały ciemne
przeciwsłoneczne okulary.
Odetchnęła
z ulgą i podeszła do niego czym prędzej.
Mężczyzna
spoglądając na nią uśmiechnął się ciepło i zdjął okulary.
Miał
ciemne tęczówki, przez co dziewczyna nie była wstanie ocenić w
jakim odcieniu one są. Był młody, mógłby mieć co najwyżej z
dwadzieścia kilka lat. Proste, sięgające ciemne włosy do ramion
rozwiewał wiatr.
-Kawasaki desuka?- spytał, a gdy ta potwierdziła, uśmiechnął się jeszcze
szerzej. Wyciągnął ku niej dłoń.- Horigoshi Keizo desu,
hajimemashite.
Dziewczyna
uścisnęła ciepłą dłoń.
-Przepraszam
za późnienie.- Tutaj wykonał ruch ramionami, jakby jego postawa
miała oznaczać, że to nie jego wina.- Ale korki. Szef już czeka z
niecierpliwością.
Uśmiechnęła
się nieśmiało. Próbowała coś powiedzieć, ale czuła się tak,
jakby zapomniała języka w ustach. Nim zebrała się na odwagę, aby
coś wykrztusić w obcym języku, mężczyzna otworzył już tyle
drzwi od samochodu i gestem dłoni wskazywał, aby wsiadła. To też
uczyniła.
Próbowała
się rozluźnić, ale ciało w ogóle nie chciało wykonywać jej
poleceń. Dziwne, bo jeszcze nie całe kilka sekund przedtem nie
czuła nic, a teraz, siedząc w drogim samochodzie z nerwów dłonie
zaczynały się jej pocić. Zacisnęła je w pięści i ułożyła na
kolanach.
Horigoshi
Keizo wsiadł do samochodu.
-Najpierw
mam cię zawieść do mieszkania, czy wolisz spotkać się z szefem?-
spytał powoli, aby dziewczyna była wstanie zrozumieć każde przez
niego wypowiedziane słowo.
Podniosła
głowę do góry, oczy skierowała w lusterko, aby móc uchwycić
spojrzenie kierowcy.
-Przecież
sam pan powiedział, że szef czeka. Więc, nie traćmy czasu.
Usta
Horigoshiego rozciągnęły się w półuśmiechu. Włączył silnik
i wyjechali na główną ulicę.
-Dobrze
mówisz po japońsku, Kawasaki-san- zaśmiał się cicho, obserwując
jej twarz w lusterku.- Jak na obcokrajowca... jest nieźle.
Horigoshi
starał się rozładować to krępujące napięcie, które miało
towarzyszyć im przez całą drogę. Rozmawiał swobodnie w swoim
języku już z wieloma obcokrajowcami, ale ta dziewczyna wydawała mu
się bardzo nieśmiała. To, co musiał przed samą sobą przyznać,
to ten fakt, że dobrze posługiwała się jego narodowym językiem.
Dość dobrze, od biznesmenów z Ameryki, których odbierał z
lotniska.
-Czytałam
gdzieś, że wy, Japończycy, zawsze chwalicie obcokrajowców, jeżeli
chodzi o mówienie w waszym języku. Nie ważne, czy mówi dobrze,
czy też nie. To prawda?
Mężczyzna
zaśmiał się krótko i kolejny raz spojrzał w lusterko.
-Japoński
nie jest łatwym językiem, to też musisz przyznać. Już sam fakt,
że człowiek z innej narodowości się nauczy w nim mówić, jest to
dla nas pełen podziw dla niego.
Na
czole dziewczyny zarysowała się wyraźna zmarszczka, jakby się nad
czymś zastanawiała.
-Jesteś
z Polski?
Mrugnęła
powiekami.
-Tak-odpowiedziała
krótko, rozluźniając dłonie na kolanach.
-Słyszałem
sporo dobrych rzeczy na twój temat. Zastanawia mnie tylko jednak
rzecz. Dlaczego tak młoda osoba, która jest dobra w tym, co robi
postanawia opuścić swój kraj i wybiera tak odległy, jak Japonia?
W
jego głosie nie wyczuła ani złości, czy kpiny. Bała się
podnieść oczu do góry, ale gdy to uczyniła zobaczyła, że
mężczyzna jest rozbawiony.
Odetchnęła
cicho.
-Prawdę
mówiąc, to zawsze fascynowała mnie Japonia. Po prostu kocham ten
kraj.
-Hmmm...
spodziewałem się trochę innej odpowiedzi. Na przykład, że do
tego wyjazdu zmusił cię fakt, aby móc ujrzeć na żywo i pracować
ze swoim idolem.
Poczuła,
że się rumieni.
-Czytałem
gdzieś, że wy, obcokrajowcy bardziej przykuwacie uwagę do
Japońskich gwiazd, niż do własnych, dlaczego tak jest? Czy to
nasz, hmm... urok tak was przyciąga?
Miała
ochotę przekląć na głos, ale się szybko powstrzymała. Chociaż
była pewna, że gdyby zrobiła to po polsku, Horigoshi nie
zrozumiałby jej.
-Nie
wiem, o czym mówisz- niemal szepnęła, płonąc rumieńcem.
-Sama
powiedz, na pewno masz swojego idola.
-A
kto ich nie ma?- Wywróciła do góry oczami, prychając przy tym
oburzona.- Powiem ci tylko tyle, że zawsze marzyłam, aby pracować
z Japończykami, i to nie ma nic wspólnego z idolami.
Ich
spojrzenia znowu się spotkały, a wtedy dziewczyna wytrzymała jego
wzrok, który dał do zrozumienia Horigoshiemu, że wcale nie jest
taka nieśmiała, za jaką wcześniej ją uważał.
Ich
rozmowa dobiegła końca, gdy samochód zatrzymał się przed dużym
budynkiem, na którym widniał napis Johnny & Associates.
Serce
mimowolnie zaczęło dudnieć w jej klatce piersiowej, obijając się
o żebra niczym wypłoszone zwierzę. Wzięła kilka głębokich
oddechów, aby się uspokoić. Adrenalina już rozchodziła się po
żyłach, parząc jak kwas. Pomimo strachu, była zadowolona.
Horigoshi
Keizo obszedł samochód i otworzył jej drzwi.
-Arigatou-
powiedziała z cieniem uśmiechu na jasnej twarzy.
Spojrzała
w górę, na budynek i pomyślała, że właśnie nowe życie się
przed nią otwiera. I, że tegoroczne wakacje będą naprawdę
niezwykłe możliwe, że jedyne w swoim rodzaju.
***
Szła
długim korytarzem, którego ściany były w jasnych pastelowych
odcieniach. Gdy tylko weszła do budynku, fala chłodnego powietrza
uderzyła ją w twarz, co przyjęła z lekkim uśmiechem na twarzy.
Starała
się nie rozglądać we wszystkie strony, skupiając wzrok przed
siebie, ale agencja tak ją zaciekawiła, że namierzała wzrokiem
wszystko, co napotkały jej oczy.
Za
nią kroczyło dwóch mężczyzn, przed nią szedł jeszcze jeden.
Wszyscy
we trzech byli młodzi, ubrani w ciemne koszule i jeansy. Każdy z
nich miał proste włosy, sięgające zaledwie ramion. Ci, co szli za
nią rozmawiali cicho tak, aby dziewczyna nie była wstanie zrozumieć
słów. Jeden z nich był tym, który odebrał ją z lotniska.
Skierowali
się na lewo do windy i pojechali na szóste piętro.
Na
korytarzu panowała pustka i cisza, tylko stukot ich butów niósł
się echem, obijając się od ścian. Któreś drzwi otwarły się i
wyszedł z nich mężczyzna. Zanim zamknął je za sobą, zdążyła
zauważyć fortepian oraz grupkę młodych Japończyków, którzy w
rękach trzymali jakieś kartki. Zrezygnowali padli na krzesła
otaczające instrument. Domyśliła się, że na pewno ćwiczyli nową
piosenkę.
Przeszli
jeszcze kawałek po czym zatrzymali się przed drzwiami, gdzie
odczytała napis w postaci kanji, który mówił jej wyraźnie, gdzie
urzęduje szef.
Chłopak,
który szedł przed nią, teraz zapukał cicho do drzwi.
Weszli
do środka, a przed sobą ujrzała siedzącego za biurkiem
Japończyka, którego twarz była pokryta drobną siecią zmarszczek.
Na nosie miał ubrane okulary, surowy wzrok bacznie ją mierzył, aż
w końcu usta wygięły się w marnym półuśmiechu.
-Johnny
Hiromu Kitagawa desu.-Podniósł się z swojego fotela i wyciągnął
pooraną dłoń zmarszczkami ku dziewczynie.- Hajimemashite,
Kawasaki-san. Dozo.- Gdy dziewczyna przywitała się z mężczyzną,
ten wskazał jej krzesło naprzeciwko siebie.- Proszę usiąść.
Usiadła,
a mężczyźni, którzy ją przyprowadzili wyszli.
-Cieszę
się, że w końcu możemy porozmawiać patrząc sobie w oczy,
Kawasaki-san.- Z powrotem zajął swoje miejsce w fotelu. Sięgnął
po plik kartek na biurku i zaczął kartkować je w dłoniach.-Twoje
teksty piosenek są naprawdę bardzo świetne, w dodatku to, jak
potrafisz się bawić słowami i je ubarwiać. Fascynujące, czegoś
takiego właśnie nam brakowało.
Uniósł
oczy i uśmiechnął się do niej. Wokół jego oczu i ust ukazały
się kolejne fałdy zmarszczek. Natomiast oczy pozostały chłodne
jak stal.
-Arigatou
gozaimasu- skinęła lekko głową.-Ale proszę zauważyć, że
teksty, które do was wysłałam nie są takie, jakie śpiewają
pańscy podopieczni.
-Wiem-
odparł krótko, odkładając kartki na swoje miejsce- ale już sam
fakt jak piszesz mi wystarcza. Reszta to tylko dodatki. Owszem,
szczerze się przyznam, że trochę przeraziły mnie niektóre wersy
w twoim utworach. Czytając je, nie byłem pewny, czy jesteś dobrą
osobą do naszej agencji.- Nachylił się nad biurkiem. Splótł
dłonie i oparł o nie podbródek.- Pomimo że są one mroczne,
pełne cierpienia i śmierci, to doszukałem się w nich, że jesteś
wstanie pisać o miłości. I to dość... specyficznie. Masz swój
własny i niepowtarzalny styl, który mnie urzekł, więc dlatego
postanowiłem dać ci szansę. Jestem pewien, że będziesz wstanie
przerzucić się z 'czarnych teksów' na takie, jakie oczekuję.
Słowa
wypowiedziane przez Japończyka, który miał być od dzisiaj jej
szefem nie sprawiły, że poczuła się lepiej, ani tym bardziej nie
przestała się krępować. Przecież ją pochwalił, docenił jej
talent. Ktoś inny, gdyby znalazł się na jej miejscu na pewno byłby
w niebo wzięty, ale ona wcale tak się nie czuła. Gdyby pochwalił
ją ktoś inny... ale nie ten mężczyzna ze sztucznym uśmiechem,
którego miała przed sobą.
-Będę
się starać, jak tylko potrafię.
Pomimo
załączonej klimatyzacji, czuła jak stróżka potu spływa jej
wzdłuż kręgosłupa. Przełknęła ślinę.
-To
dobrze- uśmiechnął się, ale kolejny raz jego oczy były zimne.
Podniósł się i sięgnął po jakieś kartki, które znajdowały
się za jego plecami.- Podpiszemy tymczasową umowę na okres próbny.
Będzie on trwał tydzień. Jeżeli będę zadowolony z twojej pracy,
umowa przedłuży się na okres dwóch miesięcy, tak jak wcześniej
było ustalone.- Podsunął jej kartki wraz z długopisem.-Zgadasz
się na takie warunki, Kawasaki-san?
Zawahała
się. Zagryzła odruchowo dolną wargę. W sumie nie miała czym
ryzykować. Okres próbny to chyba dobra oferta i przede wszystkim
bezpieczna. Gdyby coś poszło nie tak, nikt nie zrzuciłby winy na
nią, bo przecież dopiero tutaj zaczęła pracę. A jeżeli pokaże
szefowi przez ten tydzień na co ją stać, dostanie umowę na całe
wakacje i wyjdzie jej to tylko na korzyść.
-Zgadzam
się.
Nim
jednak złożyła podpis, wzięła kartkę do ręki i zaczęła
śledzić wzrokiem druk zapisany krzaczkami japońskimi.
-Gotowe.-
Oddała mu papier, a długopis odłożyła na biurko.
-Doskonale.-
Klasnął w dłonie, jak uradowane dziecko.- Od jutra, z samego rana
zaczynasz pracę.
***
Stała
na parkingu pod agencją czekając na Horigoshiego Keizo. Patrzyła
w niebo. Słońce rozmazywało już pomarańczowo-różowe chmury.
Nadchodził wieczór. Uświadomiła sobie, że dzisiejszą noc spędzi
w obcym miejscu, z dala od swoich bliskich. A jutro z samego rana
zacznie pracę i będzie musiała zacząć coś już pisać, aby pod
koniec tygodnia mogła oddać gotowy tekst piosenki. To będzie
ciężki tydzień. Wiedziała o tym.
Westchnęła
i przeciągnęła się.
Wychodząc
od Kitagawy minęła ich na korytarzu. Poczuła jak nogi jej miękną
i robią się jak z waty. Musiała przyznać, że to uczucie było
dziwne, zupełnie inne, niż sobie je wyobrażała. W dodatku ta krew
pulsująca w uszach. Była pewna, że zemdleje z wrażenia jak i ze
szczęścia. Jednak w porę przypomniała sobie, jak się oddycha. Co
prawda widziała tylko ich trzech, dwóch pozostałych brakowało,
ale wiedziała przecież, że mogli mieć jeszcze próby, abo coś w
tym stylu podobnego.
Potrząsnęła
szybko głową, aby już o tym nie myśleć.
-Youkoso!-Zawołał
ktoś w jej stronę.
Ogarnęła
czekoladowo brązowe włosy z czoła i spojrzała przed siebie,
mrużąc oczy.
Ku
niej zmierzał Japończyk do góry zaczesanymi czarnymi włosami.
Miał na sobie rozpiętą czerwoną koszulę w kratkę a pod spodem
białego t-shirta. Pomachał przyjaźnie i uśmiechnął się ciepło.
-Ty
za pewnie jesteś nową tekściarką, o której jest od miesiąca tak
głośno.- Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
Wciąż się uśmiechał. W tym momencie dziewczyna pomyślała, że
jego uśmiech jest tak beztroski jak małego dziecka- Jestem...
-Ueda
Tatsuya- dokończyła szybko za niego ożywiona, jednak zaraz szybko
się speszyła, uciekając wzrokiem.- Gomennasai.
Chłopak
stojący przed nią roześmiał się.
-Nie
ma za co przepraszać- wyciągnął dłonie w obronnym geście.-
Chyba powinienem być przyzwyczajony do tego, że nawet za granicą
jestem rozpoznawalny.
Uniosła
powoli oczy na niego i zobaczyła, że wciąż się uśmiecha. Więc
odwzajemniła go, tyle że na jej ustach bardziej wyszedł grymas.
-Czekasz
na kogoś?
-Hai-
odpowiedziała.- Na Horigoshiego Keizo. Ma mnie odwieść do
mieszkania.
Japończyk
podrapał się po głowie.
-Chyba
trochę jeszcze na niego poczekasz- skrzywił się.- Jak wychodziłem,
to jeszcze rozmawiał z kimś.
Z
jej ust wydobyło się długie westchnięcie. Oparła się bezradnie
o maskę samochodu, krzyżując dłonie na piersiach.
-Ale
mogę cię podwieźć- zaproponował, wyciągając kluczyki z
kieszeni jeansów.- Właśnie na dziś skończyłem pracę.
Zgodziła
się. Podała mu adres, pod który miał ją zawieść. Jak się
okazało, było mu to po drodze, gdyż jego mieszkanie mieściło się
tylko kilka ulic dalej.
-Domo-odezwała
się, gdy zatrzymali się pod wskazanym adresem.
-Do
itashimashite- uśmiechnął się w odpowiedzi.- Wyśpij się, jutro
czeka cię ciężki dzień.
Skinęła
mu głową na pożegnanie i opuściła jego samochód.
***
W
nocy nie mogła zasnąć, a jak zasnęła, to dręczyły ją
koszmary.
Czuła się, jakby tonęła w otchłani przerażającej ciemności. Jakby się zapadła, krzyczała ale nikt jej nie słyszał.
Widziała przed sobą pomarszczoną twarz Kitagawy, jego roześmianą twarz i te oczy. Martwe, stalowe i zimne, które przeszywały ją na wylot. A gdy się przebudziła, na tle wchodu zaczynała rysować się słaba tarcza słońca.
Czuła się, jakby tonęła w otchłani przerażającej ciemności. Jakby się zapadła, krzyczała ale nikt jej nie słyszał.
Widziała przed sobą pomarszczoną twarz Kitagawy, jego roześmianą twarz i te oczy. Martwe, stalowe i zimne, które przeszywały ją na wylot. A gdy się przebudziła, na tle wchodu zaczynała rysować się słaba tarcza słońca.
Zdecydowanie
nie spała najlepiej tej nocy.
2 /skomentuj:
Już Ci pisałam na gg co sądzę:P
Ciekawy sposób pisania. Zupełnie jak główna bohaterka- ja też nie potrawie przetrwać bez muzyki:)
A teraz dopiero zauważyłam- fajny notes na początku na zdjęciu:P
A pogoda- u mnie podobna. I też wiatrak chodzi 24 godziny na dobę i się tylko zastanawiam czy kiedy odmówi chęci do działania...
Siemson, tu Twoja fanka nr 1!!!
Wiem, że Cię zaniedbałam, ale studia mnie rozwaliły, ale jestem! I od razu mówię, że jak na dniach nie zobaczę nowego rozdziału to Cię znajdę i.... ]:-> właśnie ;p czekam z utęsknieniem na nexta, bo moją opinię już znasz :D
Prześlij komentarz