Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

piątek, 15 marca 2013

私の偉大日本の恋 (Watashi no idai nippon no koi) Rozdział 6: Mur obronny.

Wróciłam z kolejnym rozdziałem mojego wakacyjnego opowiadania. Co prawda, pierwszą część już dawno miałam zaczętą, ale to albo nie było czasu by pisać, albo mi się nie chciało... A jak był czas i mi się chciało, to za to weny brakowało. Tak czy siak, dzisiaj skończyłam. Druga część jest trochę taka... no taka jaka wyszła, a to wszystko przez mój zły humor, ale mam nadzieję, że się spodoba. Żałuję tylko, że moja bratanica nie ma teraz netu, bo lubiła to opowiadanie, ale to jak wpadnie do mnie, to dam jej przeczytać ;).


私の偉大日本の恋  

Rozdział szósty:

 

Wczesnym rankiem siedziała już w agencji. Z nerwów dopijała trzecią kawę z rzędu i teraz czuła, jak kofeina przyjemnie krąży jej w żyłach podnosząc ciśnienie. Było upalne lato, ale jej to nie przeszkadzało, zawsze przecież było można napić się mrożonej kawy. Czemu by i nie? Idealny napój, by schłodzić w sobie targające nerwy... Zwłaszcza w taką pogodę, jak w tą, gdzie praktycznie wszystko się topiło od parzących promieni słonecznych.

Biła się po głowie zastanawiając się, jakim cudem, do cholery, jej sen stał się prawdą? Miała wrażenie, że śni. Nie była całkiem pewna, czy faktycznie się wybudziła. A co, jeśli obudzenie  przez bratanicę było ciągiem dalszym snu? To znaczyłoby wtedy, że... No właśnie, że śniła we śnie....

 -Niee... to bez sensu...-pokręciła gwałtownie głową a loki rozsypały się na jej ramiona. Westchnęła przeciągle po czym uśmiechnęła się pod nosem. Podparła głowę na łokciu uśmiechając się do wspomnień z poranka.

Były one dość przyjemne, musiała to przyznać przed samą sobą. No a więc, dlaczego w stosunku do niego tak chłodno się odnosiła? Nie potrafiła tego zrozumieć, pomimo że zastanawia się nad tym już od kilku dobrych godzin. Owszem, to że widział ją w piżamie w dodatku z potarganymi włosami, to jeszcze nie podwód do tego, aby w ten sposób traktować osobę, która tym bardziej nic złego jej nie zrobiła. Nocowała u niego i widział ją już bez makijażu. Była pewna, że w tamtą noc z pewnością wygląda  dużo gorzej od teraźniejszej sytuacji.... wtedy padał deszcz, a jej ubranie przesiąknęło wodą lepiąc się uparcie do jej ciała.

Wiedziała, że gdy tylko jej oczy natrafią na ten boski uśmiech, serce momentalnie robi gwałtowny przewrót w klatce piersiowej, uderzając o żebra z niemiłosierną siłą. Próbowała jakoś temu zaradzić, ale póki co, wychodziło jej to z tragicznym skutkiem. Nawet teraz, kiedy przywoływała ten nieziemski uśmiech w myślach, czuła coś na miarę motylek w brzuchu.

Starała się jak na razie to dziwne uczucie odpędzać od siebie jak najdalej w ciemny kąt. Miała na głowie o wiele większy problem, niż jakaś tam gwiazda, która zażyczyła sobie, aby ona napisała dla niego tekst. 
Prychnęła w myślach. Ja, niby po co? Na co mu ten tekst? Starała się samą siebie przekonać, że to nie ma najmniejszego sensu, jednak w głębi ducha cieszyła się z tego. Nawet bardzo.
Potrząsnęła mocniej głową, uderzając się otwartą dłonią w czoło.

Na głowie miała swoją bratanicę, która postanowiła sobie od tak odwiedzić ciotkę w Japonii. W sumie za sobą miała już nie dość przyjemny telefon do brata. Poinformowała go, że dziewczyna bezpiecznie dotarła na miejsce. Wysłuchała z zagryzającą wargą jego "cennych rad", po czym zapewniła, że zaopiekuje się nią tak, że ani włos z jej głowy nie spadnie. Potakiwała nieco wkurzona, marszcząc brwi, wzdychając i zerkając co chwilę za zegarek, i na koniec odparła, że jego córka bezpiecznie wróci do domu, gdy upłyną te dwa tygodnie. Niech dziewczyna chociaż ma coś z tego, że przyleciała sobie do Japonii.

Westchnęła jeszcze głośniej, wydobywać z siebie cichy jęk i zakryła sobie twarz dłońmi.

Dwa tygodnie, myślała. Yhym... dam radę, wytrzymam jakoś...

I to wcale nie chodziło to, że nie lubiła swojej bratanicy, wręcz przeciwnie. Uwielbiała z nią plotkować i w ogóle, ale jednak Kaoru należała do tego typu ludzi, którzy lubią żyć po swojemu i spędzać popołudnia i wieczory w samotności. A tutaj nagle, jak grom z jasnego nieba, spada jej bratanica.... i co jeszcze? Może słoń?

Znowu westchnęła i postanowiła zacisnąć pięści i przeboleć jakoś te dwa tygodnie. Przecież to znowu nie tak dużo, prawda? Wieki to się ciągnąć nie będzie. Jednak mimo wszystko obawiała się, że nie poświeci zbyt dużej uwagi dziewczynie, gdyż przecież od rana do wieczora przesiadywała w agencji, starając się ze wszystkich sił przejść przez próbny okres.

Przed sobą miała rozłożony stos rozmaitych kartek. Każda z nich była pozapisywana, choć na poszczególnych widniały przeciągnięte grube kreski, skreślające zawartą treść. 

-Cześć.-Usłyszała za swoimi plecami czyiś głos. Odwróciła się za siebie i ujrzała promienną twarz Kokiego, który przykładał do swojego czoła butelkę z wodą. Chyba po treningu tańca był...

-No hej...- mruknęła pod nosem przekreślając grubo kolejną linijkę. Westchnęła cicho, bo dzisiaj coś słowa nie chciały jej się kleić w jakikolwiek sens. 

Koki poklepał tekściarkę zachęcająco po ramieniu. Postawił butelkę przed siebie i wsparł się dłońmi o blat biurka.

-A co to za minka, hmm? Jesteśmy dziś coś nie w sosie?-Utknął wzrok w twarzy dziewczyny.

-Noo, jak widać.

Podrapał się po głowie, mrużąc oczy.

-Coś się stało?

Uniosła na niego na moment wzrok, który zdradził Kokiemu, że raczej coś się stało.

-Aaa...- Potaknął głową, jakby bardzo dobrze rozumiał, o co chodzi.

-Co to za "aaa..."?-prychnęła pod nosem unosząc na niego oczy. 

Sama nie wiedziała, dlaczego złości się na Kokiego. Może czasami działał jej na nerwy swoim głupkowatym zachowaniem, debilnymi żartami, których nie potrafiła i nawet nie starała się zrozumieć, ale dzisiaj nic z tych rzeczy nie robił.

-Niech zgadnę...- Zaśmiał się. 

Przewróciła do góry oczami i westchnęła po raz n-ty tego dnia. 

-Zgaduj sobie jak chcesz.

Zmarszczyła czoło, starając sobie przywołać słowa, które rzekomo wyśpiewywała we śnie. Na próżno. Sen, który jeszcze parę chwil temu dobrze pamiętała, zaczął się rozmazywać i zlewać w całość. A niech to piekło pochłonie.

-Kame.- Wycelował w nią palcem.

-Co Kame?-Starała się go małpować, ale ze słabym skutkiem. Westchnęła przeciągle i spojrzała na zegarek.- O niee...

Było już grubo po trzeciej popołudniu, a przecież obiecała bratanicy, że oprowadzi ją po Tokio. Pójdą do parku... na zakupy... na lody... na cokolwiek, byleby dziewczyna coś z tego wyjazdu miała, niż siedzenie w małym mieszkaniu u ciotki i oglądając Japonię z jej okna. 

Westchnęła znowu, a Koki zaczął machać jej przed twarzą dłonią.

-Co?- Mrugnęła szybko powiekami i spojrzała na niego. Koki cały czas o czymś do niej  mówił, jednak teraz widząc jej zdezorientowaną minę postanowił się zamknąć, bo i tak wiedział, że nie słucha go.- Przepraszam Koki, ale śpieszę się.

Zebrała pośpieszenie materiały ze swojego biurka i pognała szybko do wyjścia. Cieszyła się, że nie musiała z Kokim rozmawiać o Kame. Pewnie już dowiedział się, że mężczyzna był u niej z samego rana, prosząc o tekst piosenki z motywem snu. Pewnie chciał sprawdzić, jak zareaguję, myślała siedząc już w autobusie i zerkając co jakiś czas na komórkę. 



*** 

-I, co będzie z Kame?

Kaoru przeniosła spojrzenie na swoją bratanicę marszcząc lekko brwi.
Zapadł już zmierzch, ale suche i duszne powietrze wciąż wisiało nad niebem, mimo że słońce już kilka godzin temu postanowiło dać odetchnąć miastu i schować się za horyzontem. Siedziały na tarsie, który należał do jakiejś dobrej i niedrogiej knajpki, gdzie postanowiły obie zjeść dość późny obiad a zarazem kolację. Kaoru przypomniała sobie, że nie zrobiła zakupów, więc z pewnością lodówka świeci pustkami.

-A co ma być?- Jej ramiona powędrowały do góry i westchnęła cicho popijając wino. Teraz, odkąd zaczęła pracować, mogła sobie pozwolić na lampkę wina, która ostatnimi czasami stała się dla niej lekarstwem na stres w pracy.- Chcesz trochę?

-Nie...- potrząsnęła głową.- Jedna mi wystarczy. 

Kaoru wzruszyła ramionami i dolała sobie jeszcze wina do swojego kieliszka.

-A więc, powiesz mi?

Klaudia odsunęła od siebie pusty talerz z jedzeniem i wsparła głowę na splecionych dłoniach. Patrzyła na swoją starszą ciotkę od siebie o cztery lata i jakoś nie potrafiła jej poznać. Przedtem, gdy Kaoru była jeszcze w Polsce, to potrafiła godzinami rozmawiać o Kame, o całym KAT-TUNie, że aż czasami miała jej dość. Gdy bywała u niej, to nie było dnia, by nie słuchała ich piosenek, oglądała jakiś wywiadów, programów... A teraz? Zachowywała się tak jakoś... inaczej, że dziewczyna nie była wstanie jej rozgryźć. Unikała tematu swojego idola, jak ognia. To było dla niej dziwne.

-Kaoru? 

W końcu ich spojrzenia się spotkały.

-O jeju... a co ma być? Napiszę mu ten tekst, jeżeli o to ci chodzi. Taka jest moja praca tutaj. Nie chce wylecieć, kiedy jestem na okresie próbnym. Sama rozumiesz...

Klaudia pokręciła głową.

-Nie o to pytam.

-Nie?- Uniosła brwi do góry.- A o co niby? Przecież rozmawiamy o Kame, tak?

Zdziwiła się jeszcze bardziej. Ten dziwny ton głosu... taki chłodny i bezbarwny. Zupełnie, jakby mówiła o kimś zupełnie obcym. Nie potrafiła tego zrozumieć. Miała wrażenie, że śni w tej chwili. Potrząsnęła głową, ale to na nic. Na przeciwko niej wciąż siedziała jej ciotka z naturalnym i lekko znudzonym wyrazem twarzy, jakby rozmowa toczyłaby się co najmniej o jakimś muzeum. 

-W Polsce zachowywałaś się inaczej.- Powiedziała cicho spoglądając w swój pusty kieliszek.- Coś się stało? Kame nie lubi cię... czy co? Bo nie rozumiem...

Nie podobało jej się, na jaki tor zaczęła schodzić ich rozmowa. Uważała, że bratanica nie powinna się wtrącać w nie swoje sprawy. 

-O co ci chodzi, hmm?- Uniosła się lekko, ale chwilę potem ugryzła się w język. Chyba za dużo piję, przemknęło jej przez myśl i postanowiła odstawić wino na bok.- Przepraszam...

-Nic się nie stało. Bo widzisz... chodzi mi o to, że... no, że zmieniłaś się. I to dość bardzo.- Wykrzywiła swoje usta w lekkim grymasie.- Zawsze, gdy chodziło o Kame, to mówiłaś z entuzjazmem. Byłaś radosna i w ogóle. A teraz...?- Ściszyła głos, obawiając się, że naskoczy na nią. Spojrzała na swoje dłonie, gdzie zaczęła drapać skórki u paznokci.- Ja rozumiem, że masz dużo pracy, że jesteś przemęczona i w ogóle... ale-uniosła na nią oczy.- Czy ty serio chciałaś go poznać w rzeczywistości? Bo teraz odnoszę całkiem inne wrażenie. 

Kaoru zagryzła wargę i uciekła spojrzeniem w bok. Klaudia miała rację. Przecież była świadkiem, jak potraktowała dzisiaj rano Kame. Tyle, że sama nie potrafiła zrozumieć, dlaczego taka oschła potrafi być dla niego? Czyżby chodziło o tą noc wtedy u niego? Nie wydawało jej się, że to był główny powód. Przecież już wcześniej tak zaczęła się zachowywać... wtedy w windzie.

Jednak  prawda była taka, że doskonale wiedziała, dlaczego tak robi. Nie chciała być tak nie miła dla niego, ale to jej podświadomość nakazywała jej się bronić... jakby budować gruby mur, tamę. Tyle, że nie wiedziała, jak to wyjaśnić bratanicy, która z pewnością nie została nigdy zraniona.

Postanowiła spojrzeć na Klaudię i spróbować jej to jakoś wyjaśnić. 

-Tutaj chodzi o show biznes...- zaczęła cicho.- Przedtem starałam się jakoś bronić przed tym, próbować udawać, że życie może być takie, jakie chcemy. Takie, jakie widzimy je w naszych snach. Tyle, że ono nigdy takie nie będzie. Życie nie jest żadną bajką, ani niczym takim, gdzie te najskrytsze marzenia się spełniają, rozumiesz? Dlatego te marzenia zawsze pozostaną tylko i wyłącznie naszymi marzeniami, o których będziemy śnić tylko po nocach. Chyba dlatego człowiek zawsze pragnie tego najbardziej, czego nigdy nie będzie miał...

-Ale przecież jesteś tutaj. Udało ci się, prawda?- Zmrużyła oczy. Dopiero teraz zaczął napływać do niej sens słów, które wypowiedziała jej ciotka.- Jesteś w Japonii. Praktycznie można powiedzieć, że jesteś w połowie swojej drogi, czyż nie? Ciągle marudziłaś, że nigdy ci się nie uda tutaj przybyć. Że jesteś zbyt słaba, aby walczyć o swoje marzenia. A pamiętasz, jak uczyłaś się japońskiego, jak wyklinałaś niektóre znaki kanji? Jak rzucałaś książkami, jak się buntowałaś, że nigdy tego i tamtego nie zapamiętasz? Pamiętasz to wszystko?

Pamiętała... Przecież to tak niedawno było... Jakby dopiero co, zdarzyłoby się to dopiero wczoraj.

-Dałaś radę? Dałaś. A wiesz, dlaczego? Bo chciałaś tego. Zawsze taka byłaś: uparta. Co prawda, leniwa też jesteś, że aż czasami to kopie po oczach, ale jeżeli czegoś chcesz, to dążysz do tego. I chociaż marudzisz przy tym, gorzej jak stara baba, że aż uszy puchną, ale ważne, że ci się udaje. Twoja upartość to nie tylko same minusy, ale i również plusy. Pomyśl o tych osobach, które nie są uparte. O, tych, którym się nie udaje i rezygnują już na samym początku, bo źle wystartowali. Słuchają rodziny, przyjaciół, aby dali sobie spokój, bo to sensu nie ma. Pamiętasz? Tobie to samo mówiliśmy, ale ty byłaś na tyle uparta, że obrałaś sobie cel i dążyłaś do niego, chociaż miałaś pod górę i pod wiatr. Więc weź teraz mnie nie dołuj, bo zasadzę ci takiego kopa, że znajdziesz się w Polsce. Nie trać tego, co udało ci się osiągnąć, okey?

Siedziała z szeroko otwartymi oczami mrugając co jakiś czas powiekami i patrzyła na młodszą od siebie o 4 lata dziewczynę, która aż tyle i aż tak dobrze rozumiała, co ona sama czuje. 
Owszem, jej bratanica miała rację, ale ona doskonale wiedziała, że nic tak idealnie przecież nie może się układać... zwłaszcza, aby się spełniło to jedno marzenie... jej największe.

-Niby masz racje, ale...- westchnęła przeciągle i utknęła wzrok w swoich dłoniach.- Chodzi o to, że chyba zaszłam za daleko... To tak szybko się wszystko wydarzyło i chyba tyle mi wystarczy. W przeciwnym razie mogę wszystko utracić na co tak ciężko pracowałam. Sam fakt, że mogę być tutaj sprawia, że czuję się,  jakbym dotknęła nieba. Do tego dodać pracę w tej agencji, gdzie jest on. To naprawdę radość nie do opisania. Do dzisiaj, gdy się budzę każdego ranka, wciąż nie mogę uwierzyć, że tutaj jestem... że codziennie mogę widzieć jego uśmiech, usłyszeć jego głos...-Uśmiechnęła się smutno, strzelając kościami.- Ale to tylko tyle... co ja mówię, aż tyle. Pewnie cię to dziwi, czemu taka jestem dla niego nie miła, co?- Spojrzała na chwilę na nią, ale zaraz szybko opuściła oczy.- Po prostu chcę się trzymać na dystans od niego. Nie chcę go poznawać bliżej, zaprzyjaźnić się. Nie chcę wiedzieć o nim za dużo... co robi po pracy, czy ma kogoś... z kim się spotyka i tak dalej. Wolę być do niego wrogo nastawiona, chociaż ciężko mi jest taką udawać. Najchętniej uśmiechnęłabym się tak, jak potrafię najlepiej i starała się zaprzyjaźnić z nim, wyjść gdzieś po pracy. Ale z drugiej strony, nie chcę w to dalej brnąć. Niech zostanie tak jak jest. Tak będzie lepiej. Bo widzisz...- Znowu to smutne westchnięcie.- Ja po prostu nie chcę się rozczarować i później go nienawidzić, czy coś w tym stylu. Nie chcę, aby wiedział, że jestem jego wielką fanką, że tak bardzo uwielbiam jego głos... dramy z nim. Wiem jaka jestem i jak coś nie idzie nie tak, to za bardzo się wszystkim przejmuje. Za dużo biorę do siebie... a później to boli.-Uniosła na nią spojrzenie i uśmiechnęła się.- Dobra, zbierajmy się hmm? Późno już. A jutro wezmę cię do agencji i może uda mi się ciebie zapoznać z Maru,co?

-Yhym... pewnie.-uśmiechnęła się szeroko.- od dawna o tym marzyłam. Mam nadzieję, że nie będzie aż tak bardzo zajęty?

Mimo, że Klaudia się cieszyła ze spotkania ze swoim idolem, ale w głębi serca martwiła się o swoją ciotkę. Chciała jej jakoś pomóc i powoli w głowie zaczęła myśleć nad planem, aby Kaoru w końcu przestała być taka zimna dla Kame...

1 /skomentuj:

alex589 pisze...

Hmmm obiecałam coś napisać, więc piszę ;p ogólnie to już powiedziałam Ci osobiście, co miałam do powiedzenia xd chyba wstrzymam się z oceną, bo nie jestem obiektywna :p ale mówiąc krótko i zwięźle - fajny rozdział, ostatnio się zastanawiałam właśnie czemu nie piszesz dalej :p kto jak kto, ale Ty dobrze wiesz, co ja bardziej preferuję haha publicznie nie powiem, ale zaczyna się na W i kończy na A :P iiii Ty już wiesz xD

Prześlij komentarz