Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

czwartek, 14 marca 2013

Z pamiętnika Kaoru (03/?)

To ja... Ostatnio nie mam humoru, jakoś tak od piątku, no a teraz od wtorku się to nasiliło... Przywędrowałam sobie tutaj, aby po prostu się "wyżalić", wywalić wszystko, to co mi siedzi na wątrobie, bo tak naprawdę nie mam z kim sobie tak szczerze porozmawiać. To prawda, że jestem skrytą osobą w sobie, która swoje uczucia i emocje dusi w sobie, ale czasami przychodzą takie momenty, że człowiek nie wytrzymuje i po prostu, najnormalniej w świecie wybucha. I ja chyba coś z tego mam... bo będąc w gimnazjum prowadziłam sobie takiego mojego prywatnego bloga, gdzie pisałam to, co właśnie siedziało mi na sercu i nie dawałam sobie już z tym rady. Lubiłam tego bloga. Było to takim moim małym miejscem, gdzie po wypisywaniu tego wszystko, czułam się dużo lepiej, niż gdybym to dalej tłamsiła w sobie... Teraz to żałuję, że usunęłam tego bloga... przydałby mi się teraz... I to nawet bardzo.
Dzisiaj kolejna notka z cyklu "Z pamiętnika Kaoru". Oczywiście nikt nie musi tego czytać/komentować i w ogóle. To jest notka przede wszystkim dla mnie...



... W sumie to wszystko zaczęło się w piątek. Było nas mało w klasie, dzień kobiet, chłopaków nie było... W dodatku ja z koleżanką zwolniliśmy się z religii i poszłyśmy do biblioteki po materiały do naszych prac na maturę. No to postanowiliśmy zwolnić się jeszcze z PAKu (podstawy architektury krajobrazu). No i niby nas nie było w szkole, ale tak naprawdę byliśmy. Po religii przyszła do nas koleżanka z klasy i powiedziała, że jak coś to wszyscy idą z PAKu. No to okey... ja to praktycznie miałam gdzieś, bo miałam zwolnienie i myślałam o mojej pracy maturalnej niż o tym, że klasa postanowiła sobie zwiać z dwóch ostatnich lekcji. No ale dobra... potem się zorientowałam, że moje zwolnienie jak na razie trafiło tylko do księdza, bo nie było wychowawczyni, więc nie miałam za bardzo u kogo się zwolnić. No to pognałam na górę do pokoju nauczycielskiego, aby przekazać nauczycielce od PAKu swoje i koleżanki zwolnienie. Ale jej tam nie było, to poszłam do komputerowej no i faktycznie zastałam tam nauczycielkę... z trzema koleżankami z klasy, które rzekomo także miały uciec z lekcji. No ale dobra... zlekceważyłam to... Potem, gdy wróciłam do domu to na fb wybuchła afera, między dziewczynami. Nieźle się powyzywały, a do tego dodać, że moja klasa jest tak baardzo zgrana, że aż po prostu brawa bić, to nic dziwnego, że tak się stało....

W poniedziałek mnie nie było w szkole, to we wtorek, jak wróciłam, to dowiedziałam się, że cała ta sprawa trafiła do dyrektora. Pytanie, po co? Co to obchodzi dyrekcję, że kłócą się na fb? No ale dobra... moja klasa jest tak pokręcona, że takiej klasy jeszcze nigdy nie miałam (w końcu ten pierwszy raz musiał być, co nie?... Zawsze musi). Do tego jeszcze dowiedziałam się, że chłopcy zjawili się w piątek, na religii dać nam tylko kwiatki i sobie poszli.... ale, żeby było mało z tą aferą, to chłopacy przyszli pijani do szkoły. Dyrektor ich przyłapał. 

No, więc... teraz jest tak fajnie w szkole, że nasza wychowawczyni odwróciła się całkowicie od nas. Mało tego, powiedziała, że już nie ma siły do nas i chce zrezygnować z wychowawstwa nad nami. To wszystko jest śmiechu warte, bo w kwietniu przecież kończymy szkołę, a ona takie cyrki odprawia. Do tego we wtorek jeszcze na dwóch angielskich do nas takim tekstem :"Nie mam ochoty z wami rozmawiać" i zdała nam zadanie na całe dwie bite godziny. Cuda wychowawczyni, nie powiem. Sama teraz robi wielkie zamieszanie, puszcza focha, jak jakaś księżniczka, pokazując jak bardzo się oburzona na nas. Dzisiaj mieliśmy zdjęcie klasowe, dziewczyny poszły po nią, to ta powiedziała, że nie chce z nami zdjęcia. Jutro miała być godzina wychowawcza, ale oczywiście mamy matematykę. Bo u mnie teraz mamy tak, że co dwa tygodnie mamy matematykę, a co dwa godz. wych. I akurat na jutro wypada godzina wychowawcza, ale mamy matematykę, fajnie co nie?

A prawda jest taka, że teraz nasza wychowawczyni będzie udawać, jaka to ona nie jest biedna. Że nie ma siły już do nas mówić i.t.p. Tyle, że... tak prawda jest, że ona kompletnie z nami nie rozmawia. Od pierwszej klasy nie mieliśmy godziny wychowawczej, jaka powinna być normalna w szkołach. Nic nie robimy na tej lekcji, siedzimy sobie, a ona coś tam w dzienniku uzupełnia. A jak z kolei rozmawiamy, to wielce oburzona, że jesteśmy za głośno. No i... jedynie z  nami "rozmawia" jak jest jakaś akademia, próby związane z akademią i jeżeli chodzi o jakieś wyjazdy. Powie tylko wtedy, o której pociąg i o której mamy być już na peronie. I tyle... na tym kończy się rola mojej cudniej wychowawczyni. A tak ogólnie, to nie rozmawia z nami w ogóle, jak to powinien rozmawiać wychowawca ze swoją klasą. Szczera prawda jest taka, że ona nas w ogóle nie zna. Jak byliśmy na 3-dniowej wycieczce we Wrocławiu w maju, to miała minę, jakby łaskę robiła, że pojechała tam z nami. Dwie inne nauczycielki, które były z nami, to umiały jakoś i zażartować, i porozmawiać normalnie. A ona? Pfff...

W dodatku ostatnio na wywiadówce dała rodzicom do podpisana jakaś durną petycję, że jak coś to oni są świadomi, że matury nie zdamy. Wtf? Co to miało znaczyć z tą całą niby "petycją"? Jak można takie coś dawać rodzicom, w dodatku mówiąc do nich:"Ja już nie mam siły do nich mówić". Ach, m ó w i ć? Ona chyba nie wie, co to znaczy rozmowa z młodzieżą, no ale.... W sumie to bym chciała zmiany. Tylko żałuję, że wcześniej coś z tym nie zrobiliśmy- od pierwszej klasy. Bo teraz to ona wszystko obróci przeciwko nam, a ona będzie udawać poszkodowaną przez nas. Yhym.... ciekawe, jak to się skończy wszystko. Inni już nawet nie pamiętaj tych wydarzeń  z piątku, tylko ona takie problemy robi i robi szum. Nie wiem, chce uwagę na siebie wzruszyć? Chyba tak... A o nauce angielskiego u nas, to już nie wspomnę, bo aż wstyd o tym tutaj pisać. Taki nauczyciel nie powinien być nauczycielem, a tym bardziej już wychowawcą.

0 /skomentuj:

Prześlij komentarz