Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

poniedziałek, 8 lipca 2013

私の偉大日本の恋 (Watashi no idai nippon no koi) Rozdział 14: Porwanie i gorzkie kłamstwa.

Heeej. Dzisiaj obiecałam sobie, że dokończę ten czternasty rozdział i wstawię go mimo wszystko. Także dotrzymuję swojej obietnicy i czternasty rozdział dodaję. Co prawda, miałam go już wcześniej wstawić, ale kiedy uznałam, że już skończyłam pisać, zeszłam na dół coś zjeść, a później to wpadły dziewczyny. Strasznie miłą niespodziankę zrobiły mi i mojej siostrze bliźniaczce. Bo odkąd pamiętam, zawsze chodzimy do tej, która ma urodziny z tortem i z drobnym prezentem urodzinowym. Co prawda, moje urodziny były już 14 czerwca, ale ze względu na sesję dziewczyn, wpadły dzisiaj ;*. To nic, że dopiero dzisiaj przyszły. Liczy się pamięć i za to im dziękuję. Tak w ogóle, to jeszcze przyszła nasza wspólna przyjaciółka z gimnazjum, z którą nie mieliśmy kontaktu przez dobry rok. Bardzo się cieszę, że również postanowiła przyjść, bo to z nią najlepiej z całej naszej paczki się dogadywałam i to właśnie między innymi ona zaraziła mnie Japonią (choć ona za czasów gimnazjum oglądała tylko anime, teraz już raczej w tym nie siedzi). A prezent zrobiły mi tak cudny, że naprawdę bardzo miło mi się zrobiło. Dostałam od nich koszulkę z... no właśnie z żółwikiem <3 No po prostu jest boska, a nad żółwikiem napis "gambatte". W następnej notce wrzucę zdjęcie, to zobaczycie, jaka jest cudowna. W dodatku to nie jest zwykła koszulka kupiona w sklepie, a wręcz zrobiona ręcznie. W sensie ten żółwik, siostra jednej dziewczyny namalowała go ręcznie i zrobiła ten napis po japońsku. Po prostu wyszło jej tak świetnie, że koszulka wygląda, jakby naprawdę była kupiona w sklepie. Zresztą zobaczycie i ocenicie sami w następnej notce XD.

A tak z innej beczki, to zmieniłam bannerek bloga na bardziej wakacyjny. Oczywiście na nim nie mogło zabraknąć kogoś z KT <3 tak tym razem postanowiłam umieścić moje pięć kochanych słoneczek. Zresztą to moje najbardziej ulubione słoneczko z całej piątki świeci na żółto. Pewnie tak, aby wyróżnić się z tłumu i pokazać, że jest tym naj <żart> XD.

Co do opowiadania, to to jest ostatni rozdział "Watashi no idai nippon no koi". Jeszcze czeka mnie napisanie epilogu i w sumie to już The End tej opowieści. Nie wiem, co myśleć o tym rozdziale, nie wyszedł mi tak, jak ja planowałam. Jednak udało mi się w nim zamieścić wszystko to, co chciałam, ale inaczej sobie go wyobrażałam. No trudno, nie udało mi się za bardzo przelać do niego mojej wizji. Tak w ogóle, to powiem Wam, że ja się śmiałam, kiedy pisałam ten rozdział. Naprawdę. Może dlatego mi wyszedł inaczej, niż planowałam, a wszystko przez pewną postać. Głównie to śmiałam się z tego, kogo ja kreuję i jakie ja dialogi jej daję XD. Zresztą czytając, sami domyślicie się o kim mowa... ;)





私の偉大日本の恋
Rozdział 14:

Gwieździste niebo rozciągało się nad jej głową, jednak wcale ten widok nie sprawiał jej radości. Siedziała sama na tej samej ławce, co miesiąc temu ze swoim ukochanym, kiedy mówiła mu o słońcu i księżycu. Wtedy wszystko wydawało się tak barwne i piękne, niczym wyczarowane z bajki. Było zbyt idealnie, wiedziała o tym doskonale, ale nie spodziewała się, że sprawa z jedną pogróżką przybierze taki obrót. To się robiło coraz bardziej przerażające, jakby bajka zamieniała się stopniowo w jakiś kryminał, a później on z kolei przybierał charakter horroru.

Nie miała pojęcia kim może być tajemnicza osoba, która postanowiła zrobić tak piękny jej prezent i to w dodatku w dzień jej urodzin. Poza tym, nie wiedziała, do czego owa osoba mogła być zdolna i do czego się jeszcze mogła posunąć. Z początku kartka, którą znalazła jej bratanica pod drzwiami wydała jej się poważna. Jednak po upływanie miesiąca wszystko ucichło, więc miała głupią nadzieję, że sprawca sobie w końcu odpuścił.

A tutaj nagle te zdjęcia...

Westchnęła głośno i ciężko. Nie miała zielonego pojęcia, co począć w takiej sytuacji. Była w obcym kraju, daleko od swojego domu. Była jedynie skazana na samą siebie. Cudzoziemka, której zachciało się pracy w agencji talentów, gdzie gwiazdą był jej idol. 

Sięgnęła po kopertę, która leżała obok niej na ławce. Wyciągnęła zdjęcia i jeszcze raz zaczęła je przeglądać. Wyglądała na nich na bardzo szczęśliwą, więc nic dziwnego, że ktoś postanowił zetrzeć tą radość z jej twarzy. I udało mu się to, w prost idealnie. 

Rozważała, czy czasem nie rzucić w cholerę Japonii i wyjechać do Polski, ale nie potrafiła tego uczynić. Nie teraz, kiedy wszystko zaczęło jej się układać. Przede wszystkim trzymał ją tutaj Kamenashi. Nie chciała o nim zapominać, jakby był dla niej nikim. Nie potrafiłaby opuścić kraju, który pokochała jak swój własny. Zostawić ludzi, którzy po upływanie tak krótkiego czasu okazali się jej prawdziwymi przyjaciółmi i zaakceptowali ją. Obcą osobę, z odległego kraju, niczym z drugiego końca świata. Ale też nie chciała zaszkodzić osobie, którą naprawdę kochała. I to sprawiało jej największy ból. Była w pełni świadoma, że nie ma wyjścia z tej sytuacji. Nieważne, jaką obrałaby drogę, sprawiłaby sobie ból i jemu.

-Cholera- przeklęła pod nosem kopiąc z całych sił kamień. Musiała się nad czymś odegrać. Potem kopnęła następny i kolejny, czekając aż emocje z niej opadną.

-Wo, wo, wo. A co ty taka nerwowa?- Japończyk się skrzywił, kiedy trzeci kamień uderzył go w kostkę.Dziewczyna zauważając go, schowała szybko zdjęcia z powrotem do koperty- Co jest?- Usiadł obok na ławce i spojrzał w jej twarz.

Nie odpowiedziała. Rzuciła się tylko na jego szyję. Miała dziwne przeczucie, że coś się wydarzy, coś strasznego, ale nie wiedziała jeszcze, co takiego. 

-Przez resztę przyjęcia zachowywałaś się... dziwnie.- Kame westchnął cicho i przytulił do siebie Kaoru.- Klaudia wspominała coś o jakieś kopercie, którą dostałaś. Mogę wiedzieć, co w niej było?

Dziewczyna zamarła w jego ramionach. Skuliła się, wtulając się bardziej w niego.

-Nic ważnego. Zdjęcia- wykrztusiła z trudem. Przez chwilę zapragnęła o wszystkim mu opowiedzieć, jednak szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Chciała go tylko chronić. Nie miała pojęcia, jakby sprawa się potoczyła, gdyby jednak dowiedział się o szantażu i pogróżkach. Nie chciała, by miał kłopoty przez nią.

-Co to za zdjęcia?

-A, od koleżanki...- odpowiedziała błyskawicznie.- Z Polski, obiecała mi przesłać. Dzięki nim zrobiła mi miły prezent urodzinowy. 

-Yhm- mruknął cicho.- To dlatego tak kopałaś te kamienie? Nie wyglądałaś na taką, która się cieszy z tych zdjęć.

Westchnęła cicho, szukając w głowie jakieś odpowiedzi.

-Jest chora, to dlatego. Trochę się martwię, ale mam nadzieję, że wyjdzie z tego.

Japończyk uśmiechnął się lekko, wciąż ją tuląc.

-Zobaczysz, wszystko będzie dobrze- powiedział cicho, gładząc jej włosy.

Takie zapewnienie chciałaby usłyszeć z jego ust, owszem, ale w sprawie jej szantażu. Była pewna, że po takich słowach od razu poczułaby się lepiej. Poza tym, nie byłaby już z tym sama, bo miałaby jego przy sobie. Osobę, na której najbardziej jej zależało.

-Kocham cię- szepnęła cicho. Słowa w jej ustach zabrzmiały dość dziwne, jak pożegnanie.- Wracajmy już do mieszkania, chłodno się zrobiło. 

Japończyk podniósł się z ławki i złapał Kaoru za rękę zmierzając w stronę bloku. 

Tekściarka znowu poczuła znane jej uczucie. Mrowienie na karku, aż jej ciałem przeszył na wskroś zimny dreszcz.


***


 Obudził się. 

Usiadł na łóżku i przetarł oczy. Na niebie kłębiły się ciemne chmury, zapowiadające deszczowy dzień, jednak nie to sprawiło, że się przebudził.

Miał dziwny sen.

Śniły mu się jakieś czarne motyle, które trzepocząc skrzydłami na szarym niebie zmierzały w stronę starej i zardzewiałej bramy. Wszystko było pokryte mlecznobiałą mgłą, tak gęstą, że widział tylko te motyle i zarys bramy. Wyglądała, jakby prowadziła do jakiegoś starego, opuszczonego i nawiedzonego zamczyska. Nie miał pewności, czy aby na pewno tam prowadziła go droga, bo kiedy dotarł do bramy, mgła była jeszcze bardziej gęstsza i uniemożliwiała mu ujrzenie, co znajduje się po drugiej stronie. 

Pamiętał jeszcze, że w miejscu, gdzie się zatrzymał, po przeciwnej stronie bramy rosła wierzba. Miała tak powyginane konary, że wyglądała wręcz upiornie w tej mgle, na tle szarego nieba i czarnych motyli. Przypominała mu starą wiedźmę, zgarbioną i zniszczoną. 

Na jednej z gałęzi przysiadł kruk. Wpatrywał się w niego paciorkowatymi oczkami, które były tak ciemne i mroczne, niczym sama otchłań. Otworzył dzióbek, jednak nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Przekręcił łebek wciąż wpatrując się w niego uważnie i mądrze. W pewnym momencie, oczy ptaka przybrały ludzkie kształty, a dziób przeobraził się w usta. Z nich wydobył się tak zachrypnięty i niski śmiech, że Japończyk poczuł dreszcze na całym ciele.

Konary wierzby zakołysały się złowrogo, aż zmieniły się w długie, czarne jak smoła, potargane włosy. Drzewo, jakby się wyprostowało i ujrzał słaby zarys karykatury ludzkiej twarzy. Kolejny raz wierzba zakołysała się i wydała upiorny odgłos i wtedy się przebudził. 

Potrząsnął głową, chcąc się rozbudzić i przede wszystkim zapomnieć o tym, co widział we śnie. Jednak na próżno, mroczne obrazy atakowały jego umysł, niczym złaknione świeżego mięsa sępy.

Starał się zrozumieć sens koszaru, jednak nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Może za bardzo martwię się o Kaoru? Pomyślał, może to stąd to wszystko. Pewnie tak. Od przyjęcia urodzinowego zachowuje się dziwnie. Tylko szkoda, że nie chce mi nic powiedzieć, co się dzieje. Jestem pewny, że nie chodzi tutaj o jej koleżankę. Poza tym, nigdy nic nie wspominała, że ma kogoś bliskiego, kto jest chory.

Westchnął ciężko. Chciał do niej zadzwonić, zapytać, czy wszystko jest w porządku. Ale kiedy wziął do ręki telefon, stwierdził, że jest jeszcze za wcześnie, by ją budzić. 

Odłożył telefon na półkę obok i położył się do łóżka. Wiedział, że już nie zaśnie, dlatego pogrążył się w rozmyśleniach...


***


Rozpadało się na dobre, kiedy Kaoru wychodziła z agencji. Westchnęła głośno, kiedy stanęła w progu drzwi, obserwując, jak wielkie krople deszczu uderzały o chodnik. Niebo przeciął oślepiający błysk, kiedy dziewczyna spojrzała w niebo. Zamknęła oczy, czując pod powiekami łzy. 

Dzisiejsza pogoda przypomniała jej pewną sytuację. Kiedy zaczęła tutaj pracować, natknęła się na Kamenashiego w windzie w pierwszym dniu swojej pracy. Pamiętała, że już wtedy zaczął się z nią droczyć. Wtedy również padało i grzmiało. Wkurzona na niego do granic wytrzymałości, po pewnym czasie zgodziła się, by mógł ją podwieźć do domu. Było późno, a żadne autobusy o tej porze już nie kursowały. Jednak Japończyk pojechał prosto w stronę swojego bloku, bo było najbliżej i tekściarka u niego, chcąc, czy nie chcąc, musiała przenocować.

Teraz, przypominając sobie tamten dzień, stwierdziła, że zachowała się strasznie dziecinnie, w sumie Kame wcale nie był lepszy od niej. Uśmiechnęła się ciepło na samą myśl o tamtym dniu i ruszyła biegiem w deszczu w stronę przystanku autobusowego.

Coraz bardziej czuła się tutaj obco i samotnie. Dzisiejszego ranka pojechała z bratanicą na lotnisko, bo sierpień dobiegał końca. W Warszawie miała czekać na nią Kaśka, starsza siostra Kaoru, aby odebrać dziewczynę z lotniska. Z początku nie cieszyła się, że Klaudia zwaliła jej się na głowę, jednak później naprawdę bardzo się cieszyła, że bratanica ją odwiedziła w Japonii. Przynajmniej była wstanie spełnić jej jedno z największych marzeń, poznać Nakamaru. Kaoru obiecała Klaudii, że we ferie znowu będzie mogła do niej przyjechać. Dziewczyna ucieszyła się z tego pomysłu, pożegnała się z ciotką i przekroczyła bramkę znikając za zakrętem. 

Teraz była sama i zaczęła się obawiać o swoją przyszłość w tym kraju. Nie chciała wracać do pustego mieszkania, dlatego postanowiła dłużej popracować w agencji, niż zwykłe miała to zwyczaju. Bała się, że prześladowca może czekać na nią pod blokiem, albo co gorsza, w mieszkaniu. Odpędziła czym prędzej czarne myśli i przyśpieszyła kroku, bo zimne krople deszczu przyprawiały ją o dreszcze.

Usłyszała dźwięk swojego telefonu. Sięgnęła do torby po komórkę i uśmiechnęła się, widząc na wyświetlaczu numer Kamenashiego. Jednak nim zdołała odebrać poczuła, jak ktoś łapie ją od tyłu za ramiona, a chwilę później ktoś do twarzy przyłożył jej chusteczkę z odurzającym zapachem. 

Nim zdołała zorientować się, co się dzieje, pochłonęła ją przerażająca i nieskończona ciemność. 


***

Ocknęła się z tępym bólem głowy. Rozwarła powieki, ale wciąż widziała ciemność, jedynie słaby blask światła docierał do niej. Coś swędziało ją po oczach. Kiedy chciała się podrapać, uświadomiła sobie, że jej dłonie są skrępowane. Poruszała lekko nogami i zaraz tego pożałowała, bo ścierpnięte mięśnie odezwały się z takim bólem, iż miała wrażenie, że stado mrówek ją zaatakowało. Nogi również miała związane. Mrugnęła kilka razy powiekami i zrozumiała, że ma coś zawiązanego na oczach. Podejrzewała, że jakąś opaskę, w ciemnym kolorze, bo światło ledwo przedostawało się przez gruby materiał.

Czucie w ścierpniętych kończynach zaczęło powoli porwać, trzeźwe myślenie również. Leżała gdzieś na zimnej podłodze. Przemoknięte ubranie od deszczu uparcie lepiło się do jej ciała. Drżała, ze zimna i ze strachu. Skuliła się w sobie, starając się ogrzać.

Nie miała pojęcia, gdzie jest i co się wydarzyło. Pamiętała tylko, jak wyszła z agencji. Później telefon od Kame, a dalej urwał jej się film. Zmusiła się do myślenia, jednak nic to nie dało. Nie pamiętała nic, w umyśle miała czarną dziurę. 

Opaska miała szorstki materiał i drażniła jej skórę. Wierciła się, starając ją zedrzeć z oczu, ale była zbyt mocno zawiązana. Przeklęła cicho, wijąc się mocniej, chcąc uwolnić dla odmiany związane ręce. Poczuła, jak sznur jeszcze mocniej zaciska się na jej nadgarstkach, omal nie przecinając skóry. Skrzywiła się. Zagryzła wargę, tłumiąc jęk bólu.

Gdzieś w oddali usłyszała czyjeś kroki, więc przestała się wiercić i przywarła głową do swoich kolan. Przenikliwy chłód sprawił, że jej ciało skostniało. Zaczęła szczękać zębami, więc przygryzła mocniej wargę, by być najciszej, jak to tylko możliwe. 

Wstrzymała oddech, kiedy kroki były na tyle bliskie, że była w stanie usłyszeć stłumione głosy. 

- Jesteś pewny, że nic jej nie zrobiłeś?- Jako pierwszy odezwał się wysoki i piskliwy głoś jakiejś kobiety.- Nie chcę, by miała jakieś poważne rany. 

Ktoś się zaśmiał.

-Oczywiście, że nie. Nawet jej nie tknąłem.- Kaoru zdziwiła się, słysząc niemal chłopięcy głos.- Zrobiłem wszystko tak, jak kazałaś.

-To dobrze. Nie chce niepotrzebnych kłopotów.- W tonie kobiety również towarzyszyło rozbawienie.- A teraz weź ją ocuć. Nie mam zamiaru marnować więcej czasu, niż to potrzebne. Zaraz się zorientują, że jej nie ma. 

Serce Kaoru zatrzymało się na ułamek sekundy, kiedy kroki owego chłopaka zatrzymały się przy jej głowie. Słyszała, jak kuca przed nią. Chwilę później jego ciepła dłoń dotknęła jej policzka.

-Ej, wstawaj.- Uderzył ją lekko w policzek, co przywróciło krążenie w jej twarzy.- Pora się obudzić, śpiąca królewno.

Donośny i zachrypnięty śmiech kobiety sprawił, że Kaoru aż drgnęła i zdradziła swoim zachowaniem, że już nie jest nieprzytomna. Aby zyskać trochę na czasie, zaczęła coś mamrotać pod nosem i lekko kręcąc głową, jakby dopiero co zaczęła się wybudzać.

Kobieta przestała się śmiać i westchnęła zniecierpliwienia.

-Weź ją przywróć do porządku!- warknęła zdenerwowana.- Tam stoi wiadro z zimną wodą.

Chłopak zachichotał i wstał. Chyba coraz bardziej podobała mu się ta sytuacja.

Kaoru na samą myśl o prysznicu poczuła ciarki. Chciała zaprotestować. Dać im znać, że już się wybudziła całkowicie, ale nim otworzyła usta i wykrztusiła jakieś słowo, zimny kubeł wody chlusnął na nią.

Krzyknęła cicho, krztusząc się wodą. Drżała mocniej na chłodniej podłodze.

-Oj, biedactwo- powiedział z udawanym współczuciem chłopak. Zaraz potem wybuchnął śmiechem.- Jeszcze się nam pochoruje i dopiero będzie. 

-Tym lepiej dla mnie...- Kobiecy głos również się zaśmiał.

Tekściarka czuła coraz bardziej, jak wzbiera w niej strach pomieszany ze złością. Otworzyła na nowo oczy. 

Po przez przemoknięty materiał opaski, była wstanie dojrzeć słabe zarysy i kontury. Omiotła dyskretnie pomieszczenie wzrokiem, mrużąc powieki, gdyż woda szczypała w oczy. 

Nie była do końca pewna, co to za pomieszczenie, ale wyglądało jej to na jakąś piwnicę. Ściany były odrapane i pociemniałe z brudu. W niektórych miejscach odchodził tynk. Po swojej prawej stronie, zauważyła malutkie okienko. Nie miało żadnej firanki, lecz było usmarowane czymś na czarno. Kaoru typowała na jakiś smar, albo farbę. Pewnie po to, aby nikt nie był wstanie przez nie zaglądnąć.

Miejsce nie było duże, wręcz małe, niczym jakaś klitka. Po lewej stronie z kolei mieścił się stary stół z połamaną nogą i dwa drewniane krzesła. Na blacie dostrzegła aparat fotograficzny. Parę kopert i coś, co dziewczyna wzięła za zdjęcia. 

Spojrzała w górę i ku jej oczom rozciągał się sznur przymocowany od okna do przeciwnej ściany. Na nim, klamerkami do prania były przyczepione jeszcze mokre zdjęcia. Zmrużyła mocniej powieki, chcąc uzyskać dobrą ostrość. Wstrzymała oddech, kiedy dostrzegała, że cały sznur był zapełniony zdjęciami Kame.

Co to niby ma znaczyć? Była w szoku, kiedy spojrzała na przeciwną ścianę. Aż się zdziwiła, że wcześniej tego nie zauważyła. Takie coś powinno od razu rzucić się w jej oczy, nieważne, czy z przemokniętą opaską na oczach, czy bez niej.

Dosłownie cała ściana była pokryta przylepionymi zdjęciami Kamenashiego. Niektóre z nich były robione z ukrycia. Inne natomiast pochodziły z planu filmowego, czy z profesjonalnych sesji, które później można było znaleźć w gazetach.

Jednak nie to wzbudziło w niej strach. A raczej te zdjęcia, gdzie na nich był z jakąś aktorką. Twarze kobiety były albo zamalowane na czarno, tak mocno, że w zdjęciu ziała dziura, albo miały dorysowane wielkie nosy, pryszcze na twarzach i stworzony makijaż grubym markerem, co sprawiało, że wyglądały groteskowo. Wręcz upiornie i przerażająco.

Kim jest, do cholery, ta kobieta? Kaoru zadrżała mocniej na samą tą myśl. Jakaś psychopatka, teraz rozumiem sens jej szantażu. Powinna się leczyć, przemknęło jej przez myśl.

-Słyszysz mnie?- Głośny stukot obcasów rozbrzmiał blisko ucha tekściarki. Kobieta kucnęła przed nią.-Jeżeli tak, to świetnie. Mam dla ciebie propozycję, wprost nie do odrzucenia, zwłaszcza biorąc fakt, że wcale nie przyjęłaś moich cennych rad.

Kaoru ujrzała przed sobą szczupłą, wręcz chudą i pociągłą twarz Japonki. Oczy zwęziła niebezpiecznie, które ziały przenikliwym zimnem. Piorunowały ją wzrokiem z taką pogardą i nienawiścią, że dziewczyna skuliła się bardziej. Prześladowczyni miała jasne włosy, dla Kaoru, która widziała słabo przez opaskę, uznała, że jest farbowaną blondynką, bo włosy odrastające od skóry były ciemniejsze. Nosiła ostry makijaż i sztuczne rzęsy, co sprawiało, że wyglądała, jak lalka barbie, tyle  że gorsza jej kopia.

- Pozwolę ci odejść, nic ci nie zrobię, pod warunkiem, że wyjedziesz z Japonii. Ja naprawdę nie chcę cię krzywdzić, nie leży to w mojej naturze- westchnęła przeciągle, jakby była smutna z tego powodu, że musi dokonać jakiegoś wyboru, którego rzekomo nie chce.- Jednak weszłaś mi w drogę, a ja jestem nauczona, że zawsze dostaję, to czego chcę. Zawsze tak było, ale niestety ty odebrałaś mi to, co teraz zapragnęłam.

Tekściarka prychnęła głośno, choć dobrze zdawała sobie sprawę,w jakiej sytuacji się znalazła. Czy Japonki faktycznie w rzeczywistości zachowują się identycznie, jak te kretynki, które grają w dramach?Najwyraźniej na to wychodziło.

-Kame nie jest żadną rzeczą, ani zabawką- rzuciła dość ostro. Czuła, jak zagotowała się w niej krew. Co za pusta lalka, pomyślała gorzko. Ludzi traktuje, jak przedmioty.

-Wiesz, nie wiem, co mu zrobiłaś, ale gdyby nie ty, to już dawno byłby mój.- Znowu to westchnięcie. Podniosła się i zaczęła przemierzać piwnicę, głośno tupiąc na szpilkach.- Jeszcze żaden facet mnie nie olał, to zawsze ja decydowałam, kiedy zakończyć tą grę, rozumiesz? Ledwo, co udało mi się zacząć zabawę z Kame, a nagle ty się zjawiasz.

W momencie jej ton głosu z miłego i fałszywie słodkiego, przemienił się w ostry i lodowaty, jak sopel lodu. Prześladowczyni nieświadoma tego, że jej ofiara ją widzi, podeszła pod stół i sięgnęła po jedno ze zdjęć. Wpatrywała się w nie długo, po czym dotknęła lekko zdjęcia palcem i znowu westchnęła, jakby z tęsknotą. Ze stołu wzięła taśmę klejącą i nożyczki. Razem z całym wyposażeniem zbliżała się do ściany pełnej zdjęć i umieściła tam to, które trzymała wcześniej w dłoniach.

Wcale to nie dziwiło Kaoru, że zdjęcie przedstawiało Kame. Zmrużyła bardziej oczy  i mimo woli uśmiechnęła się lekko widząc na fotografii uśmiechniętego Japończyka. Jednak zaraz się otrząsnęła i zaczęła zastanawiać się, jak uwolnić się z rąk psychopatycznej fanki.

-Nie rozumiem tylko jednego...- powiedziała tak cicho, że tekściarka musiała bardziej się postarać, by usłyszeć jej słowa.- Dlaczego akurat to ciebie wybrał? Przez tyle czasu byłam tak blisko i w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi. To naprawdę potrafi być denerwujące, kiedy masz cel na wyciągnięcie dłoni, a jednak jest on tak odległy.- Mimo że już przykleiła zdjęcie, to wciąż powolnymi ruchami wygładzała przylepione skrawki taśmy.- Przecież nawet nie jesteś ładna, w dodatku jesteś gaijinem, jesteś obca. Nie jesteś stąd, więc bądź tak łaska i wynoś się z mojego kraju!

Słowa te zmroziły dziewczynę. Wiedziała, że jeżeli chodzi o obcokrajowców, to Japończycy nie napawają zbyt dużą sympatią do nich, jednak nie okazują tego tak otwarcie, jak przed chwilą zrobiła to ta kobieta. Mimo, że postanowiła nie przejmować się osobą, która jej nienawidzi, to określenie, którego użyła pogardliwie Japonka, sprawiło jej przykrość.

-Zostaw go w spokoju. Dlaczego chcesz mi go odebrać? Po raz pierwszy w życiu naprawdę czegoś zapragnęłam, jak nigdy wcześniej. A tu zjawia się gaijin i wszystko mi odbiera- zaśmiała się z histerią w głosie.- Ale nie... ja tak tego nie zostawię. Zawsze mam to, czego chce.

Kobieta odwróciła się i spojrzała dzikim spojrzeniem na tekściarkę. W jej oczach Kaoru dojrzała obłęd. Ona jest naprawdę chora, pomyślała dziewczyna, przeczesując umysł w poszukiwaniu sensowej odpowiedzi. 

-To jak, zostawisz go?- Niemal błagała, a jej spojrzenie od razu złagodniało.- Wtedy cię wypuszczę, będziesz mogła wrócić do domu. Pewnie tęsknisz za nim, prawda? Masz tam bliskich, znajomych. Szkoda by było, gdyby się dowiedzieli, że coś niedobrego ci się przydarzyło. Dobrze mówię, hm? Byłoby im chyba naprawdę przykro z tego powodu.

Kaoru zrozumiała, że przed sobą ma osobę, która nie lubi przegrywać, ba, która nigdy nie przegrywała. Z nikim. A tutaj nagle napotyka przeszkodę na drodze i nie wie, jak sobie poradzić z problemem. Rozkapryszona księżniczka, która pewnie w życiu miała wszystko na swoje zawołanie. Od razu. Nie znosiła takich ludzi.

-Głupia, pusta blondynka...- mruknęła Kaoru, nieświadoma, że wypowiedziała na głos swoje myśli.- Powinnaś się leczyć. Skończ te swoje cyrki i weź mnie wypuść.

Twarz Japonki pociemniała,  przybrała niemal purpurowy odcień ze złości.

-Widzisz mnie?- Zagrzmiała ostro.

Kaoru się zlękła, ale nie dała po sobie tego poznać.

-Nie, przecież oczy mi zawiązałaś- prychnęła, mimo że serce tłukło się w klatce piersiowej.- Ale sądząc po twojej gadce, to jesteś blondynką.

Roześmiała się gardłowo.

-Masz gadane, gaijinie, nie powiem- roześmiała się głupio.- Ale zaraz ukrócę ci język. Ryutaro!

Do piwnicy zaraz wszedł  młody chłopak. Był średniego wzrostu i chudy jak patyk. Uśmiechnął się od ucha do ucha dużymi, żabimi ustami. Na sobie nosił mundurek jednego z tokijskich liceum. 

- Masz to, co miałeś przynieść?

Uradowana Japonka klasnęła dłońmi, jak mała dziewczynka ciesząca się z kucyka, którego dostała na urodziny od ojca. Ryutaro wyciągnął za paska od spodni coś ostrego, co błysnęło złowrogo w świetle żarówki zwisającej z sufitu.

Kaoru poczuła, jak puls w niej przyśpiesza i mogłaby przysiąść, że na te kilka chwil zatrzymało się jej serce, a później, jakby z dwojoną siłą potwornie uderzyło o żebra. Bo to coś, co trzymał chłopak, okazało się narzędziem, którego zakapturzona postać używała w jej koszmarze. 

Był to ten sam hak. Ostry i mocno zakrzywiony, tyle, że bez ręki. 

-Teraz porozmawiamy sobie inaczej.- Wzięła od Ryutaoru hak i zaśmiała się, jak jakaś wiedźma w horrorze.- Ostrzegałam cię, gaijinie.

Tekściarka przypomniała sobie ból rozcinających policzek i mimo woli pociemniało jej przed oczami.


 ***



Miała już tego dość. Wszystkiego. 

W jeden chwili marzenia utraci jakikolwiek sens. Ukochany kraj stał się dla niej wrogi i strasznie obcy. Piękna bajka, niczym upragniony sen, zmienił się w przerażającą rzeczywistość, która fabułą przypominała jakiś tani kryminał. Wiedziała, że nie znajdzie już tutaj swojego miejsca. Nie miała po co tutaj dłużej zostawać. Poza tym, nie chciała już tu być. Chciała wrócić tam, gdzie jest jej dom. Prawdziwy. Praca w agencji u Johnnego stała się niczym, w porównaniu do strachu o własne życie i bezpieczeństwo. Miłość do swojego idola zeszła na dużo dalszy plan i szczerze wątpiła, aby to miało ją zatrzymać w Japonii. Nie chciała ryzykować. Drugi raz nie popełni tego błędu, już nigdy w życiu.

Czuła przeszywający ból na ramieniu i policzku, jednak rany nie były poważne, przynajmniej ta na twarzy. Na ramieniu była dużo poważniejsza, ale gdy tylko psychiczna fanka puściła ją wolno, omyła ranę i zawiązała bandaż. 

Pójście na policję wykluczyła od razu. Kto mi niby uwierzy? Wmawiała sobie. Jestem tutaj dla nich intruzem, który zajmuje niepotrzebnie stanowisko pracy dla  prawdziwych obywateli tego kraju, a ludzi potrzebujących pracy, jest cała masa. 

Po przez porywaczkę, zmieniła swoje zdanie na temat Japonii i ludzi w nim zamieszkujących. Powoli zaczynała nienawidzić ten kraj i dzień, w którym pokochała Japonię i natknęła się w sieci na zespół, który później zaczął stanowić dla niej pewną część swojego życia. Tak bardzo, że postanowiła opuścić swój ojczysty kraj i spróbować sił w agencji talentów Johnnego, gdzie był promowany jej ulubiony zespół, do którego należał on- Kamennashi.

Dlatego, gdy tylko wróciła nad ranem do mieszkania, postanowiła nie czekać ani chwili dłużej i spakować się, by opuścić jak najszybciej to miejsce.

-Kaoru?!- Usłyszała, jak drzwi od jej mieszkania otwierają się i chwilę potem w progu jej pokoju stanął Kame.- Dlaczego wyjeżdżasz? Zamierzałaś mi w ogóle o tym powiedzieć?!

Dziewczyna odwróciła się od szafy. Rzuciła do walizki ubrania i westchnęła głośno. Nie chciała na niego patrzeć, gdyż uczucia, którymi jego darzyła, były jak najbardziej szczere i prawdziwe. Spojrzenie w jego oczy przyniosłoby więcej bólu. A tego nie chciała.

-Powiedziałam szefowi. To chyba wystarczy, nie uważasz?- fuknęła, zbierając teraz ze stolika swoje rzeczy.

Kamenashi mrugnął oczami, mając wrażenie, że śni.

-Ale dlaczego złożyłaś wypowiedzenie? Co się dzieje, możesz mi to wyjaśnić po ludzku? Kaoru, mówię do ciebie.

Wciąż zbierała swoje rzeczy i rzucała je do walizki. 

-Dzwoniłem przez cały dzień do ciebie. Czemu nie odbierałaś, martwiłem się... Co ci się stało w policzek?

Przerwała mu głośnym westchnięciem, mimo woli dotykając swoją ranę.

-Nic takiego, nie twoja sprawa. Umiem o siebie zadbać, ale dzięki za troskę- rzuciła za ostro. Jednak słowa, które wypowiadała, sprawiały jej ból, bo wcale tak nie myślała.- Musiałam sobie parę rzeczy przemyśleć, to wszystko. Wielkie mi to halo. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. 

-Aha, i postanowiłaś wyjechać nic mi nie mówiąc? Mogę wiedzieć, co się stało? Myślałem, że jak jesteśmy razem...

-Nie ma żadnych NAS- przerwała mu chłodnym tonem głosu. Odważyła się podnieść na niego oczy.- Przemyślałam sobie to wszystko. Nie chcę być z tobą. Nie kocham cię, wybacz...

Wiedziała, że już jest za późno. Klamka zapadła. Już nie ma odwrotu. Opuściła szybko głowę, by nie mógł ujrzeć jej łez. Musiała doprowadzić tą rozmowę do końca. Pokazać mu, że jest tak naprawdę, jak mówi. Musiała go zranić, by mógł pozwolić jej odejść.

-Słucham? To dlaczego to wszystko...? Mówiłaś przecież, że...- roześmiał się.- Ale byłem głupi.

Odwróciła się do niego plecami, czując słone łzy na policzkach. Starała się uspokoić. 

-Byłeś namolny, to wszystko. Myślałam, że jak poudaję, że jednak odwzajemniam twoje zaczepki, to ci przejdzie i zostawisz mnie w spokoju. Ale niestety, znudziło mnie udawanie. Fajnie było, naprawdę. Ale jednak bycie "dziewczyną" kogoś sławnego nie jest takie super, jak sądziłam. Owszem, byłeś moim idolem, ale bez przesady- prychnęła.- Nie aż tak bardzo, by zaraz zacząć się z tobą umawiać, czy co. A tak w ogóle, wyobrażam sobie inaczej ciebie prywatnie, zawiodłam się trochę na tobie. Chyba jednak wolałam cię oglądać w TV i w teledyskach. 

-Nie wierzę, ze to mówisz...- powiedział cicho. 

Tekściarka nie miała odwagi, by teraz spojrzeć na niego. Była  w pełni świadoma, że zraniła go o wiele dogłębniej, niż planowała. Zaczęła siebie nienawidzić za to. 

-Chyba sama nie wierzysz, w to co mówisz.- Japończyk podszedł do niej i złapał ją za ramiona, zmuszając ją, by odwróciła się w jego stronę i spojrzała w jego oczy.- Powiedz, że to nie prawda. Nie wierzę w twoje ani jedno słowo. A co ze słońcem i z księżycem?

-Puść mnie- odepchnęła go od siebie.-  To jak jeszcze mam ci to powiedzieć, napisać na kartce? Nie, nie kocham cię, zrozum to w końcu. To wszystko inne wymyśliłam, w końcu piszę piosenki, prawda? Nie bądź taki do przodu. To, że jesteś sławny, nie znaczy, że każda poleci na ciebie.- Przeszła przez pokój, zapinając swoją walizkę.- Aha, i weź to sobie. 

Sięgnęła do żółwika, którego dostała od niego na urodziny i rzuciła nim w Kamenashiego. Japończyk w ostatniej chwili go złapał, nim dostał pluszakiem w twarz.

-Teraz mi wierzysz?- spojrzała na niego chłodno i nie czekając, aż odpowie, wyszła z mieszkania.

Dalej rzuciła się biegiem, pozwalając, by łzy wylały się na policzki. Z całego serca znienawidziła siebie za to, że tak go zraniła. Nigdy już nie będzie jej dane go ujrzeć, wiedziała to bardzo dobrze. Zaprzepaściła swoją jedyną szansę na spełnienie swoich marzeń, a wszystko przez jakąś głupią psychopatkę. 

Chciała go tylko chronić, nic więcej. Starała się tylko nie zniszczyć jego życia i kariery. Wiedziała, że aktorstwo i śpiew dla niego jest czymś ważnym, dlatego odważyła się to zrobić. Nie byłaby wstanie znieść, gdyby ich wspólne zdjęcia wylądowały na biurku u Kitaway i na pierwszych stronach gazet. Wiedziała, że wtedy byłby definitywny koniec jego kariery i jej pracy, jako tekściarz. Nie zniosłaby tego piekła, które by się rozpętało z powodu jej osoby. 

Musiała wyjechać i zapomnieć o tym wszystkim, co przeżyła tutaj. A przede wszystkim zapomnieć o chwilach, które spędziła z nim. Dlatego będąc już na lotnisku złapała za telefon i zadzwoniła do swojego przyjaciela, który najbardziej ją wspierał- Uedy Tatsuyi i opowiedziała mu o wszystkim, co ją spotkało...

3 /skomentuj:

Kokoro-chan pisze...

xD
1) Pamięć o urodzinach się liczy ;] A koszulkę widziałam wczoraj ;] Bardzo fajna :D
2) Banerek- wakacyjny :D I dobrze :D
3) "-Cholera- przeklęła pod nosem kopiąc z całych sił kamień." Po polsku, angielsku czy może japońsku? :D
4) ładne piosenki dobrałaś do poszczególnych części ;] Za Ft Island nie przepadam za bardzo, ale do wpisu pasuje ;]
5) "Dlatego będąc już na lotnisku złapała za telefon i zadzwoniła do swojego przyjaciela, który najbardziej ją wspierał- Uedy Tatsuyi i opowiedziała mu o wszystkim, co ją spotkało..." A mi to smsa wysłałaś? xD
6) Dobra, koniec- bo nie umiem napisać nic konstruktywnego... A opinie na ten rozdziału znasz, bo Ci ją pisałam na bieżąco na gg ;]
7) Weny i do pisania ! ;]

Kaoru pisze...

Dla mnie ten rozdział słabo wypadł. Prawie wcale nie oddaje się temu, co chciałam tutaj zamieścić. No ale trudno, choć to ostatni rozdział, więc planowałam, aby coś się działo, a tutaj... -.- no nic XD Bywa. Zwłaszcza nie podoba mi się scena porwania Kaoru, bo praktycznie tam się coś miało dziać, a było tylko gadanie ^^

Anonimowy pisze...

No jestem zaskoczona, ale pozytywnie. W tym rozdziale tylko sen Kame był dziwny^^ Porwanie? Kto by pomyślał że sobie tak to wszystko wymyślisz. I wcale nie wypadł słabo, może to dlatego że chciałaś to tak szybko skończyć, nie wiedzieć czemu. Ehh...czemu taki koniec? Ale żeś mu nagadała, aż mi go żal było. Trzeba było sobie tego żółwika już zachować ;(
Dobra, zaraz przeczytam epilog.
Psiku^^

Prześlij komentarz