Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

niedziela, 1 września 2013

私の天国 (Watashi no tengoku)~ My heaven. Rozdział trzeci: Nie trzeba być idealnym, by idealnie do kogoś pasować.

Tadaima! Co tam u was? Poza tym, jakie to uczucie, że wakacje niektórym z Was dobiegły końca, a jutro już z samego rana będzie trzeba wstać i pójść na rozpoczęcie roku szkolnego? Wiecie, tak patrząc z perspektywy czasu, to te dwa miesiące, które są przeznaczone na wakacje, strasznie szybko minęły. W sumie nie powinnam już odzywać się w tym temacie, gdyż tegoroczne wakacje naprawdę miałam bardzo długie, bo zaczęłam je teoretycznie pod koniec kwietnia. Ale Wiecie, co? Mimo, że nie przepadałam za swoim technikum, to gdzieś tam wewnątrz siebie, cieszyłam się poniekąd na nowy rok szkolny. Głównie to tutaj chodziło o koleżanki z klasy. Strasznie za nimi zawsze tęskniłam przez wakacje, więc tym bardziej po upływanie tych dwóch miesięcy, nie mogłam się doczekać naszego ponownego spotkania. Więc z pewnością, każdy z nas ma takie mieszane uczucia związane ze szkołą. Pewnie część z Was jutro pójdzie do nowych szkół, prawda? XD Ale nie ma czego się bać, poważnie Wam to mówię. Przeszłam już to cztery lata temu i szczerze mówiąc, to nic strasznego. Wy też dacie sobie radę, więc nie ma czym się stresować. Głównie to te słowa, chciałabym skierować do mojej bratanicy, która właśnie jutro rozpocznie nowy rok szkolny w nowej szkole. Więc, głowa do góry i się nie martw niczym, ciotka zawsze ma rację! XD

Dzisiaj mam dla was kolejny rozdział "My heaven". Rozdział ten troszeczkę odbiega od reszty, które zawsze pisałam. Główny powód jest taki, że po prostu chciałam spróbować czegoś innego. Mimo że jestem amatorką i do pisarki mi daleko, uznałam, że na napisanie takiego rozdziału najwyższa już pora. Bo niby co to za książka bez takich wstawek, prawda? Nie będę już więcej zdradzać szczegółów, po prostu zapraszam do czytania ;). A ten rozdział dedykuję mojej bratanicy, ktora uwielbia "romantycznych" głównych bohaterów XD.


私の天国(Watashi no tengoku)~ My heaven. Rozdział trzeci: Nie trzeba być idealnym, by idealnie do kogoś pasować. [+18]

Najdłuższa noc w moim życiu wciąż jeszcze trwała. Miałem wrażenie, że od chwili, kiedy Kaoru zasnęła, minęła cała wieczność. Kiedy spojrzałem na zegarek leżący na półce nocnej, uświadomiłem sobie, że minęła dopiero niecała godzina. Zdałem sobie sprawę, że czas upływał nieco wolniej po przez odtwarzanie w pamięci wspomnień. Nie przeszkadzało mi to, bo jeżeli świt dopiero miał nadejść w odległej przyszłości, to kurczowo pragnąłem zanurzyć się jak najgłębiej w mojej podświadomości. Chciałem ze wszystkich sił kolejny raz znaleźć się w naszym niebie, gdzie wszystko to co złe, odchodziło jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Bo wystarczała mi sama obecność Kaoru, to że była przy mnie, sprawiało, że moje serce biło szybciej i czułem się naprawdę szczęśliwy.

Nie jestem pewny, czy nazwanie tego, co czułem przez te wszystkie chwile spędzone z Kaoru, można było porównać do samego nieba. Nigdy tam nie byłem, ale jeżeli w niebie, o którym tak dużo się mówi, człowiek jest na tyle szczęśliwy, jak ja z nią, to tym bardziej nie byłem wstanie pozwolić jej odejść. Skoro nasze niebo naprawdę istniało, tym trudniej było mi uwierzyć, że teraz ktoś postanowił to wszystko nam zabrać. Zupełnie, jak wyciągnięcie jednej karty z wybudowanego domku z kart, wszystko po kolei się burzy. Z naszym życiem było podobnie. Obiecałem sobie tej nocy, że odnajdę tę brakującą kartę i poskładam na nowo nasz domek, który razem wybudowaliśmy.

Bardzo dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy zgubiliśmy się w górach. Miałem wtedy przy sobie aparat fotograficzny. Kiedy tak szliśmy za całą resztą, promienie słońca idealnie padały na rozciągający się przede mną krajobraz. Rześkie, górskie powietrze sprawiało, że mogłem spokojnie odetchnąć pełną piersią. Nie musiałem martwić się, co dzieje się w Tokio, jak sobie radzi Kaoru beze mnie... czy Ayumi czasem nie czyha gdzieś na nią. Mój spokój ducha wypełniał tylko spokój, a otaczająca dookoła mnie przyroda działała na mnie kojąco.

-Zaczekaj- zawołałem do idącej przede mną Kaoru. Przystanąłem i wyciągnąłem aparat.

Na tle wysoko rozciągających się gór dojrzałem płaską półkę skalną, a na niej jakiś ruch. Kiedy podszedłem bliżej, stwierdziłem, że jest to kozica. Za nią po chwili z zarośli wynurzyły się młode. Matka zatrzymała się, odwróciła łebek w stronę swoich dzieci i zabeczała. Najmniejsza z kózek wyprzedziła swoje rodzeństwo i dognała do matki. Wyciągnęła do niej pyszczek i otarła się nim o jej pysk.

-Kame, pośpiesz się...- Poganiała mnie Kaoru.-Zaraz jest zakręt i nie wiem, którędy pójdą.

-No, już, już.- Wciąż cykałem zdjęcia, zafascynowany zwierzętami.- Chodź tutaj, coś ci pokażę.

Westchnęła cicho, ale mimo to podeszła do mnie.

-Popatrz.- Wskazałem na półkę.- Życie w górach jest naprawdę piękne, nie sądzisz?

Kątem oka spojrzałem na twarz Kaoru. Przez cały czas miała pochmurną minę, ale kiedy spojrzała we wskazane przeze mnie miejsce, uśmiechnęła się szeroko.

-Słodkie są- stwierdziła.

-To prawda- przyznałem jej rację.-  Taki tutaj spokój. Można się wyciszyć i przemyśleć kilka rzeczy...

Nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęła się lekko.

-Mówiłam ci, że górskie powietrze dobrze na ciebie zadziała.

Zaczerpnąłem głośno powietrza do płuc. Miało w sobie pewną moc i urok. Naprawdę koiło wszystkie moje zmartwienia.

-Yhm. Ale tylko wtedy, kiedy ty jesteś ze mną.

Kiedy tylko to powiedziałem, jej policzki zaróżowiły się i spojrzała przed siebie. Zaśmiałem się cicho. Wciąż niekiedy czuła się przy mnie skrępowana.  Nie lubiłem, gdy wtedy odwracała wzrok. Nie mogłem tego pojąć, a jednak w pewnym sensie, bawiło mnie to. Ująłem jej dłoń w swoją wciąż się śmiejąc. Spojrzała na mnie po chwili i też roześmiała się.

-Co tak cię bawi?- Zmarszczyła brwi.

Pokręciłem tylko głową i pociągnąłem ją za rękę. Ruszyliśmy przed siebie, nie zastanawiając się, gdzie jest reszta naszej grupy. Słońce już mocno chyliło się ku zachodowi, ale nam to wcale nie przeszkadzało.

-Hmm... wiesz, co?- Zacząłem.

Odwróciła głowę w moją stronę, czekając aż zacznę mówić dalej. Ścisnąłem mocniej jej dłoń.

-Tak teraz sobie myślę, że chciałbym mieć taki mały domek w górach. Wiesz, taki, gdzie można byłoby przyjechać na jedną noc, kiedy z czymś sobie nie radzę. Mieć takie swoje małe miejsce, które mnie ochroni przed zewnętrznym światem. Które pozwoli mi wszystko poukładać sobie w głowie. Coś w stylu własnego, osobistego azylu.

-Hmm... na przykład kiedy się mocno pokłócimy?- Zażartowała.

-No powiedzmy.- Spojrzałem jej w oczy.- Ale nie sądzę, że byłoby to konieczne wsiąść w samochód i jechać taki kawał drogi samemu w góry. A ty, chciałabyś mieć taki swój azyl, który cię ochroni przed wszystkim?

Zamyśliła się, czego dowodem była mała zmarszczka pomiędzy jej brwiami. Spojrzała przed siebie, mrużąc oczy. Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, który chciała za wszelką cenę ukryć. Jednak nie udało jej się to.

-Nie, bo już takie miejsce istnieje- powiedziała cicho i miękko.

-Powiesz mi, co to za miejsce?- Nie wiem czemu, ale wtedy poczułem mocne uderzenie serca. Z jeden strony chciałem wiedzieć, gdzie ucieka ze swoimi problemami, ale z drugiej, bałem się. Choć nie wiedziałem czego i dlaczego.

-Moim azylem jesteś ty.- Oznajmiła jeszcze bardziej cicho. Spojrzała wtedy na mnie i uśmiechnęła się ciepło.

Zamrugałem powiekami. Zaskoczyła mnie tą odpowiedzią. Byłem pewny, że jej ulubionym miejscem okaże się jakiś tokijski park, czy coś w tym stylu. Tą odpowiedzią sprawiła, że moje serce zabiło szybciej, jakby chciało się do niej wyrwać. Poczułem, jak szczęście zalewa każdą moją komórkę ciała i wypełnia je euforią.

Z tego szczęścia nie byłem wstanie nawet się odezwać. Brakowało mi słów, bo co ułożyłem sobie w głowie jakąś odpowiedź, to wydawała mi się ona bezsensowna i zbyt banalna. Dojrzałem na jej twarzy lekkie zmieszanie. Już chciała odwrócić wzrok. Nienawidziłem tego, więc nie mogłem pozwolić jej, by znowu to uczyniła. Zatrzymałem się więc i ująłem jej podbródek, zmuszając tym sposobem, by spojrzała w moje oczy.

Jej twarz malowała się niepewnością, a w oczach dopatrzyłem się lekkiego strachu. Nie mogłem zrozumieć tych jej uczuć. Czego tak bardzo się obawiała? Przecież nie powiedziała nic głupiego, za co mogłaby się obwiniać. Dotknąłem jej policzka, wciąż wpatrując się głęboko w jej oczy. Wiedziałem, że takim zachowaniem wprawiam ją jeszcze większe zawstydzenie. Uśmiechnąłem się, kiedy znowu na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Przybliżyłem twarz do jej twarzy, nasze usta zetknęły się ze sobą. Zamknąłem powieki i pocałowałem ją lekko. Przyciągnąłem ją bliżej siebie. Mimo kurtki, którą miała na sobie, byłem wstanie wyczuć, jak mocno bije jej serce w piersi. Objąłem ją ramionami, zatapiając się wargami w jej ustach.

W tym momencie przeszył mnie zimny dreszcz. Chłodny powiew wiatru smagnął mnie po twarzy, niczym ostry bicz. Chwilę później z nieba zaczął podać deszcz.

Oderwałem się od Kaoru i spojrzałem w niebo. Spowijał nas szary zmierzch. Mroczne chmury zawładnęły niebem, przykrywając grubą warstwą zarys chowającego się słońca. Liście drzew szeleściły złowrogo, jakby chciałby nas ostrzec o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

-Chodź.- Złapałem Kaoru za rękę i ruszyłem biegiem. Wtedy nie wiedziałem, gdzie biegnę. Robiło się coraz ciemniej, a ja myślałem tylko o tym, by znaleźć dla nas bezpieczne miejsce, nim rozpada się na dobre.

-Kame!- Szarpnęła moją ręką i zatrzymała się.

Spojrzałem na nią. Mocne krople deszczu zamazywały mi pole widzenia. W ułamku chwili miała mokre włosy i przemoczone ubranie.

-Nie w tą stronę- powiedziała.- Pensjonat przecież jest tam.

Pacnąłem się w czoło.

-Ach... no tak- westchnąłem głośno, bo ciężko mi się oddychało.- No przecież...

Ruszyliśmy biegiem w tę stroną, w którą przyszliśmy. Nie miałem pewności, czy dobrze biegniemy, było coraz ciemniej, a jeszcze deszcz uniemożliwiał nam rozpoznawanie terenu. W strugach deszczu, każde drzewo, skała, czy ścieżki wyglądały na niemal identyczne.

-Czy to nie tutaj widzieliśmy te kozy?- wyspała Kaoru, która dzielnie dotrzymywała mi kroku.

-Yhm, całkiem możliwe.

-Którędy teraz?

Nagle zatrzymaliśmy się. Teraz ścieżka rozdzielała się w dwie strony. Jedna szła stromo w górę, druga w dół. Miałem mętlik w głowie.

-Nie wiem... nie pamiętam- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Byłem zły na siebie, że nie wziąłem ze sobą chociaż mapy. Przekląłem w myślach Uede i Kokiego, którym chciało się na wieczór oglądanie jakiegoś cholernego wodospadu.

-Ja też nie pamiętam- powiedziała cicho drżącym głosem.- Kame, zimno mi...

Miałem wrażenie, że jej ręka jest o wiele zimniejsza od mojej, choć moja dłoń w równym stopniu była skostniała, co jej. Drżała na całym ciele, szczękając zębami.

-Wszystko będzie dobrze.- Zdjąłem z siebie kurtkę i podałem ją Kaoru. Nie miało to sensu, gdyż moja kurtka była przemoczona tak samo, jak jej ubrania.- Weź ją.

Zrobiła na mnie duże oczy.

-Ty ją weź. Jesteś w samym podkoszulku.

-O mnie się nie martw.- Zarzuciłem jej kurtkę na ramiona i ponownie ująłem ją za dłoń.- Wybieram dół, a ty?

Potaknęła tylko głową, więc bez chwili wahania rzuciłem się biegiem, ciągnąc ją za sobą. Chyba była to zła decyzja, bo ścieżka stromo zakręcała, że o mało co nie potknąłem się o wystający korzeń drzewa. Kaoru nie miała tyle szczęścia. Nim zdążyłem ją ostrzec, wpadła na mnie i obaj upadliśmy.

Potoczyliśmy się aż na sam dół. Celowo zrobiłem tak, by mogła wylądować na mnie. Przynajmniej miała miększe lądowanie w przeciwieństwie do mnie. Moje plecy mocno uderzyły o twarde podłoże, w dodatku walnąłem nimi o jakiś ostry kamień. Poczułem tylko, jak rozdziera mi się podkoszulek, a później przeszywający ból rozdrapanej skóry. W chwili upadku, mocno objąłem Kaoru, by nic jej się nie stało. Kiedy otworzyłem oczy i spojrzałem na nią, skulona w moich ramionach tuliła się mocno do mnie.

-Wszystko w porządku?- spytałem cicho, starając się nie dawać żadnych oznak bólu. Dotknąłem lekko jej włosów. Poczułem promieniujący ból rozchodzący się od mojego barku do nadgarstka.

Uniosła powoli głowę i nasze spojrzenia znowu się ze sobą spotkały. Potaknęła tylko kiwnięciem głową lekko oszołomiona. Po chwili odsunęła się ode mnie i wstała. Wyciągnęła do mnie rękę, a ja ją ująłem. Wydobyłem z siebie cichy jęk, kiedy moje plecy dały o sobie znak na czele stłuczoną ręką.

-Nic ci nie jest?- Na jej twarzy zarysowało się zmartwienie i strach.

Chciałem już coś odpowiedzieć, kiedy przed oczami stanął mi jakiś zarys. Nie byłem pewny, co to takiego, bo zrobiło się zupełnie ciemno, jednak podświadomość mówiła mi, że to jest budynek. Odgarnąłem mokre lepiące się kosmyki włosów z czoła i zmrużyłem oczy, wytężając wzrok.

-Kaoru...- niemal szepnąłem.- Spójrz.

-Hmmm?- Obejrzała się za siebie i aż zaniemówiła.- Jakiś domek.

-Yhm. Chodź, może ktoś nam pomoże.

Ujęła mnie za rękę i razem zaczęliśmy spinać się na wzgórze. Byłem osłabiony, wycieńczony i zmarznięty. Mało brakowało, a poddałbym już się, gdybym nie ujrzał tego domku. Jednak, kiedy spojrzałem na Kaoru, która przemoknięta do suchej nitki dzielnie spinała się, by dotrzeć do tego domku, nagle zmęczenie odeszło.

-Halo, jest tam ktoś?- Kaoru zaczęła walić mocno pięściami w drzwi.- Potrzebujemy pomocy! Niech nam ktoś otworzy.

Po upływanie zaledwie paru chwil, zrozumiałem, że domek jest pusty, a w nim nikogo nie ma. Kaoru długo jeszcze starała się dobijać do drzwi, ale bezskutecznie. Bezradnie osunęła się i usiadła pod drzwiami. Owinęła się ramionami, dygocząc coraz bardziej z zimna.

-Zamarzniemy tutaj....- Mówienie przyszło jej z trudnością po przez silne dreszcze. Schowała twarz w dłoniach.- Nie chcę tak umierać. Jest mi tak zimno...

Stałem bezradny. Wzbierała we mnie złość. Nie mogłem pozwolić, by zamarzła mi tutaj. Przekląłem siebie w duchu, że nie potrafię jej pomoc. Przecież powiedziała, że jestem jej azylem. Powinien ją chronić, a tak naprawdę byłem bezużyteczny. Kopnąłem znajdujący się blisko kamień.

-Hej...- Kucnąłem chwilę później przed nią.- Wszystko będzie dobrze. Tylko nie płacz, proszę...

Spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Przytuliłem ją mocno do siebie.

-Co będzie jeśli...

Odsunąłem się od niej.

-Nie mów tak. Nie wolno ci tak myśleć, słyszysz?

Podniosłem się i zacząłem przyglądać się drewnianemu domkowi. Było to jedyne i najbliższe schronienie, jakie znajdowało się  w pobliżu. Nie mogłem odpuścić.

-Zaczekaj tutaj, dobrze?

-Dokąd idziesz?

Uśmiechnąłem się lekko.

-Zaraz wrócę. Zaczekaj.

Rzuciłem się biegiem, oglądając domek z obu stron. Z tyłu zobaczyłem okno. Wyglądało inaczej od reszty, gdyż jego szyba wychodziła nieco na zewnątrz. Podbiegłem do niego i obejrzałem dokładnie ramę. Odetchnąłem z ulgą, kiedy lekko pchnąłem szybę, a okno uchyliło się.

-Kaoru!- krzyknąłem.- Chodź tutaj.

***

W tej nocy chyba mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu. Było tak blisko do tragedii, a jednak chyba los okazał się dla nas naprawdę bardzo łaskawy. Dostaliśmy się do domku przez niedomknięte okno. Kiedy tak chodziłem i oglądałem wnętrze chatki, doszedłem do wniosku, że wcześniej, kiedy jechaliśmy autobusem widziałem podobne. Typowałem, że takie domki są na rezerwacje, a my akurat trafiliśmy na pusty. Uświadomiło mnie to jeszcze w większym przekonaniu, gdyż w środku znajdowała się elektryczność i bieżąca ciepła woda w łazience. 

Rozpaliłem w kominku, kiedy zmusiłem Kaoru by wzięła ciepły prysznic. Co prawda, w domku nie znaleźliśmy żadnych suchych ubrań na przebranie, ale w łazience leżały świeże ręczniki. Swoje mokre ubrania rozwiesiłem w łazience, mając nadzieję, że do rana wyschną. Kiedy czekałem na Kaoru, rozglądnąłem się po kuchni, ale nie znalazłem nic do jedzenia. Herbaty również nie było, co wywołało u mnie rozczarowanie. Westchnąłem cicho i wróciłem do mini salonu, gdzie usiadłem na kanapie i wpatrywałem się w ciepłe płomienie tańczące w kominku.

-Twoje plecy... Nie bolą cię?

Odwróciłem się w stronę Kaoru, ale zaraz tego pożałowałem. Szybko utkwiłem wzrok znajdującej się koło niej ściany. Stała w progu w samym ręczniku, co krępowało mnie to. Było to z drugiej strony dość śmieszne, bo przecież mieszkaliśmy już ze sobą jakiś czas, jednak nigdy dotąd nie zdarzyło mi się widzieć jej prawie nagiej. 

-Nie, wszystko w porządku- odchrząknąłem cicho. Starałem się na nią nie patrzeć, ale nie byłem wstanie się powstrzymać.- Grunt, że ty jesteś cała i zdrowa.- Spojrzałem jej w oczy z trudnością. 

Tym razem to ona teraz spojrzała gdzieś w bok. 

-Kaoru?- spytałem cicho. Wbiłem wzrok w swoje dłonie, u których nerwowo skubałem skórki.- O czym rozmawiałaś dziś wieczorem z Kokim?

-Ach, no właśnie... Czemu mi nic nie powiedziałeś?- W jej głosie doszukałem się iskierek chłodu.

Uniosłem niepewnie na nią oczy. Zmarszczyłem brwi. Kaoru oparła się o framugę drzwi i skrzyżowała dłonie. Westchnęła cicho i utkwiła wzrok w jakimś odległym punkcie.

-Sądziłam, że skoro jesteśmy razem, to mówimy sobie wszystko- zaczęła.- Ale jednak myliłam się. To nie było miłe dowiadywać się od Kokiego o twoich snach. Było mi strasznie głupio. Wiesz, jak wtedy się poczułam? Dlaczego takie rzeczy opowiadasz wszystkim dookoła? Dlaczego po prostu nie porozmawiałeś ze mną? I co, teraz tak wszystkim będziesz mówić, co dzieje się w naszym związku? 

Obserwowałem jej wyraz twarzy i widziałem, jak rodzi się w niej złość. Nie spodziewałem się, że Koki okaże się takim idiotą i wszystko jej wypala. 

-A co niby miałem ci powiedzieć?- prychnąłem, nieco urażony.- Gdybym zaczął temat, to z pewnością zaś musiałabyś zrobić pranie, albo odkurzyć.

-Że co?- Spojrzała na mnie zimno. Na jej twarzy pojawił się smutek zlewający się złością.- I to był ten powód, dla którego nie chciałeś ze mną normalnie porozmawiać?

-Proszę cię Kaoru, nie udawaj teraz- powiedziałem z bólem w sercu. Nie patrzyłem na nią, nie chciałem by widziała moje emocje wypisane na twarzy.- Nie oszukujmy się, ale za każdym razem jest tak samo. Kiedy chce się do ciebie zbliżyć, nagle sobie przypominasz, ile to ty nie masz na głowie. To tu zakupy, pranie, gotowanie. Myślisz, że miło mi jest za każdym razem słuchać tych wymówek?

-Jakich znowu wymówek?- Uniosła się.- To są normalne czynności domowe. Prowadzenie domu wcale nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje...

Roześmiałem się, kręcąc głową.

-Normalne czynności domowe- powtórzyłem za nią, nie mogąc uwierzyć.- Owszem, są normalne, ale nie późnym wieczorem. Aż się dziwię, że nocami chcesz się do mnie przytulać.

-O, nie, w tej chwili to przegiąłeś!- Zirytowana podeszła pod okno i odetchnęła głośno, starając się uspokoić. Stała do mnie plecami, więc nie byłem wstanie dojrzeć jej wyrazu twarzy.- A nie przyszło ci może do głowy, że nie jestem jeszcze gotowa na taki krok w naszym związku? Oczywiście, że nie, bo wy faceci wszystko na już chcecie, jak małe dzieci!  Po prostu chciałam zaczekać na odpowiednią chwilę, ale jak widzę, ty tego kompletnie nie rozumiesz...

-No tak, ta chwila raczej nigdy nienastanie, jak ty ciągle będziesz robiła pranie- wypaliłem, choć wcale nie zamierzałem tego powiedzieć na głos. Wkurzyłem się wtedy. Kaoru zachowywała się tak, jakby to jej uczucia były najważniejsze, a moje odpychała na dużo, dużo dalszy plan.- I kto tutaj niby przegina? Ja? Nie wydaję mi się. Za każdym razem, gdy wracam do domu, to ty wiecznie jesteś zajęta swoimi obowiązkami, albo już śpisz. Nigdy nie rozmawiamy o takich rzeczach, a kiedy tylko zaczynam, ty nagle przepraszasz i robisz zupełnie co innego. I jak ja mam cię zrozumieć? Myślisz, że nie próbowałem? Na wiele sposób.... ale wciąż nie mogę pojąć, dlaczego w taki sposób mnie od siebie odpychasz. Wiesz co, chyba już wolałbym, gdybyś powiedziała szczerze i prosto z mostu: "nie", albo "nie chcę".  

-Chcę- powiedziała na tyle cicho, że nie byłem pewny, czy to naprawdę usłyszałem. Byłem niemal pewny, że to jest wytworem mojej chorej wyobraźni.

Spojrzałem na nią. Kolejny raz westchnęła. Jej czekoladowe oczy patrzy prosto na mnie. Poczułem uderzenie gorąca. Miałem wrażenie, że świat przed moimi oczami zawirował. Na jej twarzy wciąż błąkały się resztki złości, ale nieśmiały uśmiech stopniowo je wymazywał, aż całkowicie wyblakły.

-To pocałujesz mnie w końcu, czy nie?

Byłem w szoku. Patrzyłem na nią, jak osłupiały. Prawie zapomniałem jak się oddycha. Kaoru westchnęła znowu, jakby zniecierpliwiona. Ruszyła w moją stronę i nim się obejrzałem, jej twarz znalazła się przy mojej. Objęła mnie za szyję i pocałowała namiętnie. 

Jej usta były miękkie i gorące. Smakiem przypominały mi dojrzałe truskawki zerwane w upalny dzień lata. Nigdy wcześniej, kiedy ją całowałem, nie czułem czegoś podobnego, więc uznałem, że chyba oszalałem. Jednak teraz nie miało to żadnego znaczenia. Pragnąłem tylko smakować jej ust, więc przyciągnąłem ją bliżej siebie. Objąłem ją mocno ramionami. Kaoru naparła na mnie swoim ciałem, wplatając w moje włosy dłonie. Westchnęła cicho w moje usta, kiedy dotknąłem językiem jej dolnej wargi. Nigdy bym nie przypuszczał, że czyjeś usta mogą mieć tak intensywny smak. Nie opierała się, więc wsunąłem język w jej usta, napierając coraz bardziej na jej wargi. Odwzajemnia moje pocałunki z żarliwością. Nasze języki rozpoczęły ze sobą dziki taniec. 

Zsunąłem dłoń na jej ramię. Zadrżała lekko pod moim dotykiem, ale nie odsunęła się. Wtuliła się mocniej w moje ciało, błądząc dłońmi po moich włosach. Dotknąłem jej pleców, gładząc je lekko. Za każdym razem na mój dotyk jej ciało reagowało lekkimi dreszczami. Ucałowałem jej kącik ust i brodę. Zsunąłem się ustami na jej szyję. Odchyliła lekko głowę do tyłu i wydobyła z siebie ciche westchnięcie. Moje pocałunki pozostawiały na jej skórze gęsią skórkę. Spodobało mi się to jak reagowała na mnie. Obsypywałem jej szyję czułymi pocałunkami, aż zszedłem na jej dekolt. 

-Hmm... to gdzie jest ta sypialnia?- wymruczałem cicho, muskając raz po raz jej ramię.

-Chyba na górze- wyszeptała.

Uniosłem na nią oczy. Uśmiechnęła się do mnie i przyciągnęła moją twarz, wpijając się w moje wargi. Objęła mnie mocniej, przywierając do mojego ciała. Wsunąłem dłoń pod jej kolana i wziąłem ją na ręce.

-Trzymaj się- powiedziałem cicho, nie odrywając się od jej ust.

Ścisnęła mocniej mnie za szyję wciąż łapczywie całując moje usta. Wtuliłem ją bardziej w siebie.

-Chyba jestem ciężka, hm?- Zaśmiała się cicho. 

-Wcale, że nie.

Oderwałem się tylko na chwilę od niej, by móc spojrzeć w jej oczy. Były pełne blasku, radosne i takie ciepłe. Patrzyły na mnie z miłością i z czułością. Dotknęła mojego policzka, delikatnie muskając po nim opuszkami palców. Uśmiechnąłem się, bo jej dotyk łaskotał mnie. Nie mogłem wytrzymać, więc złożyłem na jej ustach krótki pocałunek. Później drugi raz oderwałem się, aby trafić do odpowiedniego pokoju. Z łatwością pokonaliśmy drewniane stopnie i nawet nie pamiętam, kiedy znaleźliśmy się w sypialni.

Ułożyłem delikatnie ją na łóżku. Pościel cicho zaszeleściła, kiedy poprawiła się na niej. Od razu przyciągnęła mnie do siebie, wtulając moje ciało w swoje. Westchnąłem cicho, wchłaniając jej zapach. Może to dziwne, ale czułem na ciele Kaoru jeszcze słaby zapach deszczu i lasu. Ułożyła dłonie na moich poranionych plecach i zaczęła badać dokładnie opuszkami palców zadrapania. Skrzywiłem się lekko, kiedy nacisnęła mocniej palcem na jednego z większych siniaków. Chyba to wyczuła, bo później jej dotyk stał się lekki i przyjemny, niczym samo muśnięcie skrzydeł motyla. Dotykała moich ramion i karku. Pieściła moje policzki i włosy. Starałem się zapanować nad własnym ciałem, ale na próżno. Reagowało na dotyk Kaoru tak samo jak jej ciało na mój. Przyprawiała mnie o przyjemne dreszcze. 

-Co robisz?- Zaśmiała się cicho, kiedy znowu moje usta znalazły się na jej szyi i pociągnąłem lekko za jej skórę.- Łaskoczesz.
Uniosłem na nią oczy.

-Hmm... znaczę swój teren.- Uśmiechnąłem się łobuzersko.- Masz teraz śliczną i małą malinkę na szyi. 

Roześmiała się znowu, a ja musnąłem ustami czerwony punkcik widniejący na jej szyi. 

-Bo teraz jesteś już moja, prawda?

Zaglądnąłem jej  w oczy. Pogłaskałem jej włosy i pocałowałem policzek. 

-Yhm...- Wyszeptała.- Twoja na zawsze.

Uśmiechnąłem się i złożyłem czuły pocałunek na jej ustach. W końcu zsunąłem z niej ręcznik. Zadrżała lekko, a z mojego gardła wydobyło się ciche westchnięcie. Słaby blask księżyca wyszedł akurat za chmur i oświetlił delikatnym światłem jej zgrabne kształty. Zaparło mi wdech w piersiach. Dotykałem każdy centymetr jej ciała, pieściłem i całowałem każde miejsce. A ona nie protestowała, oddychała głośniej, wzdychając i pojękując cicho. Nie chciałem się spieszyć. Próbowałem poznawać i odkrywać jej ciało krok po kroku, starając się hamować jak najdłużej.

- Czy chcesz tego na pewno?- szepnąłem, kiedy moje usta dotknęły jej płatka ucha. Musnąłem je lekko.

-Nie pytaj mnie już nigdy o to.- Przejechała leniwie dłonią po moich plecach. Jej dotyk pozostawił po sobie ciepły dreszcz. Zatrzymała się na moich biodrach. Spojrzała mi w oczy i zdjęła ze mnie ręcznik.- Bo odpowiedź jest tylko jedna.

Serce wtedy zakołatało mi boleśnie o żebra, adrenalina rozeszła się po żyłach. Wierzchem dłoni pogłaskałem jej policzek. Był ciepły, niemal rozpalony jak stary piec. Przymknęła powieki, wtulając twarz w moją dłoń. Ucałowałem jej nosek i przytuliłem się do niej. Powoli w nią wszedłem.


***

Nie pamiętam, jak długo wtedy się kochaliśmy. Wówczas czas stracił dla mnie jakiekolwiek znaczenie, liczyło się bowiem tylko to, co było w tamtej chwili. Przez cały ten czas tuliłem ją mocno do siebie. Obsypywałem pocałunkami jej szyję i piersi. Słyszałem jej przyśpieszony oddech, jak cicho wyszeptuje moje imię. Kiedy skończyliśmy, przyciągnąłem ją do siebie i mocno objąłem. Głaskałem jej drżące plecy, przeczesywałem palcami jej włosy. Kiedy w końcu uspokoiła oddech, uniosła na mnie oczy. Uśmiechnąłem się delikatnie i odgarnąłem z jej czoła zabłąkany kosmyk włosa. Wyciągnęła dłoń i pogłaskała mój policzek.

Za oknem wciąż padał deszcz. Duże krople bębniły o stare szyby, tworząc na nich smugi. Szumiał głośny wiatr, jakaś gałąź drzewa lekko pukała do okna. W ciszy nocnej te dźwięki tworzyły przepiękną cichą melodię, idealną i subtelną, nadającą magiczny klimat.

-Nie jest ci zimno?- spytałem wtedy, gdyż chciałem przerwać tę wiszącą nad nami ciszę. Pragnąłem też usłyszeć jej głos.

Zaprzeczyła tylko. Ułożyła głowę na mojej piersi, zamknęła oczy i odetchnęła cicho. Mimo wszystko poprawiłem kołdrę i otuliłem ją ramionami. 

-Dzisiaj był ten odpowiedni moment- powiedziała cicho.

Musnąłem ustami jej policzek.

-Hm?

Rozwarła powieki. Czekoladowo mleczne tęczówki błysnęły. Oczy jej promieniowały. Wyglądała na szczęśliwą, a ja taki się czułem. 

Przejechałem dłonią po jej skroni. 

-Też tego pragnęłam- wyszeptała, wpatrując się w moje oczy.- Dlatego poszłam do lekarza... po prostu musiałam odczekać, aż zaczną działać tabletki.

-No tak... - Zmieszałem się lekko. Miałem wrażenie, że zaczerwieniłem się nawet.- Ale ze mnie gapa, zapomniałem... 

Poczułem jej ciepłe usta na wargach. Objęła mnie czule. Ułożyłem dłoń na jej talii.

-Ale ja o wszystkim pomyślałam.- Odsunęła się lekko. Spojrzała znowu w moje oczy i ucałowała mój kącik ust.

-Czemu mi wcześniej tego nie powiedziałaś? - Czułem się zdezorientowany.- Przez cały ten czas odpychałaś mnie, zasłaniając się obowiązkami domowymi. Było trzeba porozmawiać ze mną, zaczekałbym. Myślałem, że po prostu mnie odtrącasz.... że mnie nie chcesz. I robisz wszystko, aby mnie do siebie zniechęcić.

Jej usta wykrzywiły się w grymasie. Westchnęła przeciągle i smutno.

-Przepraszam. Nie chciałam, abyś tak odbierał moje zachowanie- wyznała.- Wstydziłam się tobie o tym powiedzieć. Tak naprawdę nawet nie wiesz, ile mnie to kosztowało, kiedy odpychałam cię od siebie. A obowiązki domowe okazały się idealnym zajęciem, by nie myśleć o tym, co by się wydarzyło, kiedy...

Poczułem, jak wielki głaz spada mi z serca. Głupio mi było, że wziąłem jej zachowanie za egoistyczne. Tak naprawdę nie myślała o sobie. Tylko o nas. To mi było wstyd przed nią, że poniesiony chwilą szczęścia, zapomniałem o tak ważnej i istotnej rzeczy, jak zabezpieczenie. A ona pomyślała nawet i o tym. Wszystko zaplanowała, a ja głupi kretyn jeszcze chciałem dodatkowo ją obwiniać. Dlatego nie dałem jej dokończyć zdania. Przytuliłem ją mocno do siebie. Oparłem brodę o jej ramię i zamknąłem oczy. Nie wiem, przez ile tak trwaliśmy zastygnięci. Musiałem przeczekać, aż fala gniewu i zawstydzenia opuszczą mój umysł. Trzymanie Kaoru w ramionach działało na mnie uspokajająco i kojąco. Wtedy zrozumiałem, że jest najlepszym lekarstwem na każde moje dolegliwości. 

-Kame?- Usłyszałem po dłuższej chwili jej cichy i delikatny głos.- Uważasz, że pasujemy do siebie? 

Byłem oszołomiony. W pierwej sekundzie myślałem, że źle ją zrozumiałem. Jednak w jej tonie głosu było coś takiego, co mnie zaniepokoiło. Odsunąłem delikatnie Kaoru od siebie i spojrzałem na jej twarz. Już nie widziałem w jej oczach tej tryskającej radości. Kolejny raz zaobserwowałem u niej tą dziwną niepewność i skrywający się strach. 

-O czym ty mówisz?- wykrztusiłem z siebie. Czułem, jak serce podeszło mi do gardła.

Kaoru westchnęła cicho. Odsunęła całkowicie się ode mnie, a ja poczułem dziwny i nieokreślony chłód, który rozszedł się po moim ciele. Okryła się kołdrą i usiadła na łóżku. Nie potrafiłem dostrzec jej wyrazu twarzy, gęste włosy przykryły jej policzki. Słyszałem tylko jej szmer oddechu i jak zaczerpuje głośno powietrza do płuc.

-Wiesz... dość często nad tym się zastanawiam- zaczęła.- Mam wrażenie, że jak idziemy gdzieś razem, to ludzie dziwnie na nas spoglądają. Tak jakby chcieli przewiercić mnie na wylot, zabić samym wzrokiem. Jakby ich karcący wzrok mówił: "Co ona z nim robi, przecież kompletnie do niego nie pasuje", albo "Co on takiego w niej widzi. Powinien związać się z jakąś aktorką, albo modelką. Co zaś ten Kamenashi wyprawia".- Zaśmiała się cicho.- Wiem, że nie jestem idealna i czasami naprawdę poważnie się zastanawiam, czy mam prawo cię kochać. Nawet nie jestem stąd, jestem inna i z pewnością bardzo się różnie od ludzi, którzy na co dzień cię otaczają. Przedtem w ogóle o tym nie myślałam. Nie przejmowałam się takimi rzeczami, jak takie drobne różnice, które nas dzielą. Ale wtedy... kiedy porwała mnie... ta kobieta, jej sens słów zaczął stopniowo do mnie trafiać. Wtedy zdałam sobie sprawę, ile nas różni, a ile jeszcze dzieli. Dlatego wtedy zdecydowałam się na ten desperacki krok i wyjechałam z Japonii. Miałam nadzieję, że będzie ci dużo lepiej się żyło beze mnie. Nikt już nie spojrzy na ciebie wrogo na ulicy, nikt nic głupiego już nie pomyśli na twój temat. Chore plotki w końcu się skończą i będziesz mógł być wreszcie szczęśliwy.- Zadrżały jej ramiona. Westchnęła ciężko.- To dlatego też między innymi zwlekałam i trzymałam cię na dystans. Tak naprawdę nie wiedziałam, czego oczekiwałeś ode mnie. Czego się spodziewałeś... nie chciałam, byś się mną rozczarował. To głupie, ale kiedy znajdujesz się w pobliżu, mam wrażenie, że od wewnątrz płonę. Wtedy moje serce bije tak szybko, że nie wiem, co się ze mną dzieje. Kiedy patrzysz tak w moje oczy, zawstydzasz mnie. Czasami wmawiam sobie, że to chore. Że te uczucia, którymi ciebie darzę, wypalą się za jakiś czas, więc nie warto tak w tym wszystkim się zatracać. Bo jeśli moje uczucia się nie skończą, to za jakiś czas ty obudzisz się i spojrzysz prawdziwe w oczy. W końcu dostrzeżesz to, co widzą inni dookoła i przyznasz im rację.

Słowa, które wtedy wypowiedziała Kaoru, sprawiły mi ból. Wiele razy chciałem i próbowałem jej przerwać, jednak coś mnie powstrzymywało. Z każdą sekundą moje serce przyśpieszało, a ja tylko czekałem, aż wypowie coś na miarę, że lepiej będzie, jak się rozstaniemy. Ile razy otwierałem usta, by coś jej powiedzieć, tyle razy w moim gardle pojawiała się ogromna gula, która uniemożliwiła mi wykrztuszenie czegokolwiek. Mogłem jedynie słuchać słów Kaoru i rozmyślać nad tym, co od pewnego czasu nie dawało jej spokoju. 

Kiedy uświadomiłem sobie, że zapadła cisza, poczułem się nieswojo. Deszcz wciąż padał, ale miałem wrażenie, że wszystko stanęło w miejscu. Po chwili do moich uszu dobiegł cichy szloch, który wyrwał się z piersi Kaoru.

Podniosłem się bez słowa i objąłem ją mocno. Wtedy nic innego nie przyszło mi do głowy. Szukałem odpowiednich słów, by ją pocieszyć, lecz bezskutecznie. Mogłem ją tylko przytulić.

-Boże, co zaś ty wygadujesz, dziewczyno.

Odwróciłem ją do siebie i odgarnąłem z jej twarzy włosy. Otarłem kciukiem spływające z jej policzka łzy. Spojrzałem jej w oczy, ale odwróciła wzrok. Ująłem jej podbródek i zmusiłem, by spojrzała na mnie. Pokręciłem lekko głową, nie mogąc się nadziwić, co jeszcze może jej siedzieć w głowie. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Delikatnie zacząłem głaskać jej plecy i włosy. 

-Kaoru...- zacząłem, choć kompletnie nie potrafiłem zebrać myśli. Wciąż w głowie słyszałem jej przykre słowa.- Kim niby jestem, że nie masz prawa mnie kochać, hm? Jestem tylko człowiekiem, takim samym jak ty. Też mam swoje uczucia, więc nie mów mi, że dużo nas dzieli. I, co z tego, że nie pochodzisz stąd. Myślisz, że dla mnie ma to jakieś znaczenie? Czy muszę wiązać się z jakąś kobietą z branży, bo jestem sławny? To cię rozczaruję, ale mnie nie interesują dziewczyny, które widzą czubek własnego nosa. Faktycznie, bardzo różnisz się od ludzi, którzy na co dzień mnie otaczają. Dobrze to ujęłaś, ale czy czasem nie ta różnica mnie w tobie oczarowała? Jesteś miłą, szczerą i delikatną osobą. Niczego nie udajesz, mówisz, to, co myślisz. Mam dość fałszywych twarzy i uśmiechów, które widuje dzień w dzień. Wszyscy tylko udają, w coś grają. Starają się jak najlepiej wypaść, konkurują ze sobą, bo w grę wchodzi duża stawka. Wiesz co ci powiem? W głębi serca naprawdę się cieszę, że już nie pracujesz u Johnnego. Przynajmniej ty nie dałaś się wciągnąć wir show biznesu. Nie wchłonęłaś tych okropnych cech, tej sztuczności...

W końcu poczułem, że objęła mnie niepewnie i przytuliła się policzkiem do mojego ramienia. Jej łza kapnęła mi na skórę. Odrzuciłem z jej szyi włosy i pocałowałem jej kark. 

-Ja też nie jestem idealny. Nikt z nas taki nie jest, słyszysz?- szepnąłem jej na ucho.- Gdybym taki był, to chyba musiałbym być Bogiem, lub czymś w tym rodzaju. Nie wiem, co siedzi ci jeszcze w tej główce, ale przestań już myśleć o takich rzeczach, dobrze?- Roześmiałem się cicho, chcąc jakoś ją rozweselić.- Nie myśl, o tym, co ludzie powiedzą. To nie jest ważne. Ludzie zawsze będą mówić, a życie mamy tylko jedno. To do ciebie należy to, jak je wykorzystasz. Nikt inny za ciebie go nie przeżyje. Więc skoro mnie kochasz, to kochaj i nie przestawaj. Bo ja nigdy nie przestanę i zrobię wszystko, by twoje uczucia do mnie się nie wypaliły. 

Uśmiechnąłem się, kiedy cicho się roześmiała. Wtuliła się we mnie mocniej. Odetchnąłem z ulgą. Z jeden strony wciąż było mi przykro, że wątpiła w moje uczucia. Wiedziałem, że jesteśmy ze sobą krótko, także miała podstawy do obaw, w sumie ja też powonieniem je mieć. Ale dziwnym trafem nie miałem. Nie chciałem myśleć, co nadejdzie z jutrzejszym dniem. Chciałem żyć tą chwilą, która trwała, zupełnie, jakby jutro nie miało prawa nadejść. 

Odsunąłem ją od siebie i spojrzałem jej w oczy. Na jej ustach błąkał się słaby uśmiech. Chciała coś powiedzieć, ale przywarłem do niej wargami. Pchnąłem ją delikatnie na łóżko i znowu zaczęliśmy się kochać. Tym razem, chciałem jej udowodnić, że naprawdę ją kocham, i że idealnie pasuje do mnie. Nieważne, co inni mówili i myśleli na nasz temat.


***

Nad ranem obudził mnie chłód. Nie chciałem jeszcze otwierać oczu, w głębi siebie bałem się tego uczynić. Obawiałem się, że to wszystko, co przydarzyło nam się w zeszły wieczór, okaże się tylko moim kolejnym snem. Że moja podświadomość znowu postanowiła zabawić się dobitnie moim kosztem. Nie byłem pewny, jakbym to zniósł, gdyby tamte wydarzenia faktycznie stały się tylko fatamorganą. Przeżyciami w realnym śnie. Kiedy poruszyłem się na łóżku, do mojego umysłu przedostał się impuls bólu. Syknąłem cicho, zagryzłem wargę. Moje mięśnie pleców napięły się, kiedy skóra zetknęła się z materiałem poduszki.

Otworzyłem oczy i uświadomiłem sobie, że znajduję się w obcym dla siebie miejscu. Mrugnąłem powiekami, potem jeszcze je przetarłem. Musiałem znajdować się w sypialni, która mieściła się w małym domku położonym w górach. Pokój, na który teraz patrzyłem, wydał mi się nieznany. No tak, nie miałem czemu się przecież dziwić, gdyż w ubiegłą noc nawet nie zainteresowałem się tym pomieszczeniem. Poza tym, kiedy panował mrok, ciężko mi było dostrzec cokolwiek, co tutaj się znajdowało. Jednak musiałem przyznać, że mała sypialna była przytula. Przez białe firanki przebijały się promienie słoneczne, które padły na drewnianą, wypolerowaną podłogę. Drobinki kurzu unoszące się w powietrzu tańczyły lekko. Za oknem rozciągała się ściana lasu. Soczysta zieleń aż biła po oczach swoim oślepiającym urokiem.

Odwróciłem się na bok i spojrzałem na śpiącą w moją stronę Kaoru. Drżały jej ramiona, tuląc się do poduszki usilnie starała się ogrzać. Przysunąłem się bliżej, objąłem ją  i pocałowałem lekko jej czoło. Moje usta wygięły się w uśmiechu, kiedy wtuliła się w moje ramie. Otuliłem jej ciało kołdrą i przyciągnąłem ją bliżej. Chłodne dłonie ułożyła na moim torsie. Czułem, jak chłonęła ode mnie ciepło. 

Cicho westchnąłem, by czasem jej nie obudzić. Głaskałem jej plecy i rozważałem nad sensem jej słów, które wczoraj padły z jej ust. Nie przypuszczałem, że tak bardzo ważne jest dla niej zdanie innych ludzi na mój temat.  Resztę nocy spędziliśmy na rozmowie i naprawdę długo ze sobą rozmawialiśmy i szczerze mówiąc, to nawet nie pamiętam kiedy usnęliśmy. Miałem wrażenie, że zbliżało się powoli do świtu, kiedy Kaoru w końcu zmęczona zasnęła w moich ramionach. Byłem jej bardzo wdzięczny, że otworzyła się przede mną i powiedziała szczerze, co siedziało jej na dnie serca. Starałem się dać jej do zrozumienia, aby przestała brać tak wszystko do siebie, co pojawi się w gazetach, czy usłyszy od ludzi w mieście. Poniekąd trochę zaczynałem się martwić, że tak bardzo przejmowała się mną. Nie powinna tego robić. Musiała również o sobie pomyśleć. Jeżeli tego nie chciała, to ja od teraz będę myślał i dbał o nią. Kolejny raz dopadło mnie to paskudne uczucie. Było mi wstyd przed samym sobą, że w ogóle mogło mi przejść przez myśl, że jest ona egoistką. Potrząsnąłem głową w nadziei, że głupie myśli odpłyną tak szybko, jak się pojawiły.

Kiedy znowu spojrzałem na Kaoru, powoli się wybudzała. W końcu otworzyła oczy i spojrzała prosto na mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami.

-Dzień dobry- przywitałem ją.

Ujęła moją twarz i obdarzyła mnie słodkim pocałunkiem. Moje serce od razu zatrzepotało na okaz tych uczuć. Skoro miała już mnie tak witać w każdy poranek, nie miałem nic przeciwko. Takie chwile jak te, pragnąłem by było ich jak najwięcej. Chciałem je gromadzić i przechowywać ukryte w sercu.

- Jak się czujesz?- spytałem, kiedy wtuliła się we mnie. Okryłem ją szczelnie kołdrą.

Kaoru spojrzała na mnie. Ucieszyło mnie to, że jej twarz znowu promieniała szczęściem. Przejechałem dłonią po jej policzku.
                         
-Cudownie- odparła cicho. Uśmiechnęła się i czule pocałowała mnie w policzek.

Przytuliłem ją mocniej do siebie. Dotknąłem jej ramienia i nakreśliłem na nim palcem małe serduszko.

-Już nie chodzą ci po głowie dziwne myśli, hm?

Zaśmiała się cicho i schowała twarz w głębieniu mojej szyi.

-Nie. 

Też się zaśmiałem i pogłaskałem ją po włosach.

-Wiesz, że cię kocham?- Szepnąłem czule jej na ucho.

-Yhm...- Dotknęła opuszkami mojej szyi, potem włosów.- Przez całą noc szeptałeś mi to do ucha.

Uśmiechnąłem się. Jej oddech delikatnie łaskotał mnie po szyi. Odetchnąłem cicho. Miałem chcą nadzieję, że moje wczorajsze starania nie poszły na marne, a Kaoru w końcu przestanie zamartwiać się mniej istotnymi rzeczami.

-Kocham cię.- Powtórzyłem znowu, również szeptem.

-Wiem...- powiedziała cicho.- Hmm, Kame?

-Tak?- Wciąż głaskałem jej włosy i plecy.

Szczerze powiedziawszy, nie miałem najmniejszej ochoty wypuszczać jej z ramion. Nie chciałem wracać, ale dobrze o tym wiedziałem, że lada chwila będziemy musieli stawić czoła rzeczywistości. Odnaleźć drogę do naszego pensjonatu, co z pewnością nie będzie łatwe. Nasi przyjaciele pewnie umierali o nas ze strachu, ale mimo wszystko, wtedy naprawdę o to nie dbałem. Chciałem tylko zaszyć się z Kaoru gdzieś z dala od codzienności. Gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie. Gdzieś, gdzie będziemy tylko my i nasza miłość.

- Od teraz jesteś mój, prawda?- Łaskotała mnie nosem w szyję.

Roześmiałem się.

- Oczywiście. Cały twój. I na zawsze.

Zaśmiała się cichutko, jakby moje słowa ją rozbawiły. Chwilę później przyłożyła usta do mojej skóry i powędrowała nimi aż do ucha.

-Hmm... Mój na zawsze powiadasz?- wyszeptała. Zsunęła się ustami i poczułem lekkie ukłucie tuż pod uchem.- W takim razie, ja też musiałam zaznaczyć swój teren, aby jakieś dziewczyny, które widzą czubek własnego nosa wiedziały, że jesteś zajęty.

Przyłożyłem dłoń do mojej szyi. Pod palcami wyczułem mały punkcik.

Kaoru uniosła na mnie oczy, a ja nie czekając ani chwili dłużej, objąłem ją mocniej i pocałowałem namiętnie. Przyległa do mnie ciałem, odpowiadając łapczywie na moje pocałunki. Pociągnąłem lekko za jej dolną wargę, napawając się smakiem jej ust. Westchnęła cicho, oderwałem się od jej cudownych ust i zszedłem na jej szyję.

-Kame...- jęknęła. Odepchnęła mnie lekko od siebie. Kolejny raz poczułem jak od moich pocałunków przebiega ją dreszcz.- Chyba musimy już się zbierać.

Wiedziałem, że jej myśli z ciałem walczą ze sobą. Po chwili Kaoru dotknęła mojego policzka i musnęła delikatnie mój kącik ust. Kiedy znowu chciałem ją pocałować, odwróciła głowę w bok. Jednak wcale nie odsunęła się ode mnie, nasze usta otarły się o siebie.

-Naprawdę jest mi tu z tobą dobrze- wyszeptała w moje usta.- I wcale nie chce mi się stąd nigdzie iść...

-To zostańmy- przerwałem jej od razu. Dotknąłem jej warg swoimi.

Westchnęła przeciągle.

-Bardzo chętnie, ale dzisiaj kręcicie reklamę.

Objęła mnie za szyję i złożyła na moich ustach długi pocałunek. Potem odsunęła się ode mnie. Wyplatała się z pościeli i sięgnęła po ręcznik, którym owinęła się.

Jęknąłem cicho rozczarowany.

-No wstawaj. Nikt przecież nie będzie czekać specjalnie na ciebie.

Sięgnąłem po poduszkę i zakryłem nią twarz w proteście. Kaoru znowu westchnęła.

-Wstawaj już, kochanie.- Śmiejąc się wyrwała mi poduszkę.

-O, jak ładnie do mnie powiedziałaś.

-A, co, nie podoba ci się?- Zmarszczyła brwi.

-Oczywiście, że mi się podoba.- Obdarzyłem ją słodkim uśmiechem.- Jak najbardziej, kochanie.

Roześmiała się, a ja korzystając z okazji, że w rękach trzymała poduszkę, złapałem za nią i przyciągnąłem Kaoru do siebie.

-Eej, to nie fair!

Teraz to ja roześmiałem się i przytuliłem ją mocno. Chciała się wyrywać, ale nie pozwoliłem jej na to.

-I, co teraz zrobisz, kochanie, hm?

Przestała się szarpać. Spojrzała na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Ujęła moją twarz w obie dłonie i pocałowała.

-Hmm...- mruknąłem cicho.- I to mi się podoba.

Ucałowała kolejny raz mój kącik ust i policzek.

-Wiem, kochanie - zachichotała. Przytuliła się do mnie.- Ale naprawdę już wstawajmy, co? Nawet nie wiemy, ile nam zajmie czasu, nim trafimy do pensjonatu. Nie chcę, byś się spóźnił na zdjęcia.

Ach, no tak, westchnąłem cicho. I znowu martwiła się o mnie. Wiedziałem i widziałem to po niej, że również tak samo mocno pragnęła, jak ja, byśmy zostali w tej chatce choć chwilę dłużej. Tyle, że Kaoru potrafiła zachować zdrowy rozsądek, a ja niestety nie. To uczucie, którym ją darzyłem, kompletnie mną wtedy zawładnęło. A ja głupi przez cały czas wmawiałem sobie, że jeżeli się zakocham, to miłość nie wpływanie zbytnio na moje dotychczasowe życie. Myliłem się i to bardzo.

Objąłem ją czule, ucałowałem policzek Kaoru i zamknąłem oczy. Pragnąłem zatrzymać tą chwilę choć na trochę dłużej.

-No dobrze...- powiedziałem po dłuższej chwili.- Masz rację. Trzeba się zbierać.

Obdarzyła mnie anielskim uśmiechem, muskając po raz któryś już raz dzisiaj mój policzek. 

3 /skomentuj:

Anonimowy pisze...

Aaa słodko wyszedł ci ten rozdział. Przez caly czas jak czytałam, to mialam banana na buzi xD. Jednak to zgubienie w gorach było niezłym pomysłem. Kame w końcu przestanie śnic, bo przeciez miał w realu swoją ukochaną. Tylko szkoda, że tak bardzo się ona zamartwia tym, co ludzie powiedza. Kame dobrze mysli, nie powinna tak brac wszystkiego do siebie. Jestem ciekawa ciagu dalszego, co to bedzie jak juz wróca do hotelu ;]

Kokoro-chan pisze...

NO i pora na komentarz ;]
1) A nie mówiłam? Że szkoły Ci będzie brak głównie ze względu na koleżanki xD
2) Celtic Music - Land of the Free - Jeee, też ją lubię :D I to pewnie dlatego, że ją sama Ci podesłałam ;]
3) Dobrze, że mieli ubrane same ręczniki- przynajmniej musieli za dużo z siebie ściągać. Bo aż mnie ciekawi jak bys świrowała gdyby byli cali ubrani xD
4) To takie typowe i kobiece xD Pytać po seksie o to czy do siebie pasują xD Aż bym chciała usłyszeć reakcje na to mojego szefa xP
5) No tak- powrót do pensjonatu. Aż chce wiedzieć co tam się będzie dziać x]
6) Koniec ^^ Pisze dalej kolejny rozdział;]
7) Do napisania!
;]

Anonimowy pisze...

Dziękuje za dedykacje^^
No muszę ci powiedzieć że rozdział wyszedł ci genialnie,i kto by pomyślał że napiszesz coś takiego. Ten rozdział naprawdę powala,taki romantyczny Kame jest całkiem inny od tego zapracowanego. Chociaż przyznam że czasami się zachowują jak dzieci, to i tak aż się morda śmieję jak czytam ich sceny. Dobry pomysł z tym domkiem, można powiedzieć że mieli właśnie więcej szczęścia niż rozumu :D No i Kaoru się wreszcie przełamała, bo zawsze się wydawała taka skrępowana co do Kame, ne?
Czekam więc na następny rozdział, ciekawe co się wydarzy jak już wrócą do reszty ekipy.
Oj, powiem ci że miałaś rację, nie jest tak źle w tej nowej szkole^^
Weny życzę na następne rozdziały! ;)
Keiko^^

Prześlij komentarz