Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

środa, 11 września 2013

私の天国 (Watashi no tengoku)~ My heaven. Rozdział czwarty: Dwa serca, bijące w jednym rytmie.

Heeej ;)). I znowu zostałam pochłonięta przez 3 część "1Q84" -.-'. Tak bardzo, że zatraciłam poczucie czasu. Niby powiedziałam sobie, że przeczytam trzy następne rozdziały, jednak nie spodziewałam się, że aż tyle czasu mi zajmą (chyba wyjątkowo długie mi się trafiły). No nic, w każdym bądź razie, udało mi się szybko ogarnąć, bo o 17 wychodzę na spotkanie ze znajomymi, a obiecałam sobie, że jeszcze dzisiaj wstawię notkę. Ufff.... i chyba to się udaje, bo jestem na dobrej drodze, by ją opublikować XD. W sumie to nie jestem pewna, czy wieczorem udałoby mi się ją wstawić, więc na wszelki wypadek dodaję ją teraz. Rozdział miałam już wczoraj ukończony, jednak wolałam się z tym przespać, a dzisiaj rano wprowadziłam drobne w nim zmiany, także uważam, że było warto zaczekać do dzisiaj XD.

Chciałabym jeszcze podziękować ludziom, którzy głosowali w ankiecie. Naprawdę jestem Wam wdzięczna <3. Wiem, że wchodzicie tutaj, bo to widzę po ilości odwiedzających postach. Jeżeli chodzi o opowiadania, to liczba dochodzi nawet do 50. Tylko szkoda, że rzadko się odzywacie, ale to nic. Grunt, że jesteście ze mną i za to Wam dziękuję :*. Dzisiaj mam dla was kolejny rozdział "My heaven". Co prawda nie jestem jakoś specjalnie z niego zadowolona, być może to jest wina stylu Murakamiego, a mi baardzo dużo do niego brakuje. Jedynie, czytając jego powieści, mogę nic innego robić, jak tylko uczyć się od mistrza ;).



私の天国  
(Watashi no tengoku)~ My heaven. Rozdział czwarty: Dwa serca, bijące w jednym rytmie. 

Po nocnej ulewie nie pozostał żaden ślad, nie licząc rosy na bujnej soczystej roślinności i mokrych ścieżek górskich. Tego ranka słońce postanowiło wziąć sprawy swoje ręce i promieniami ogrzewało ziemię, jakby pragnęło wynagrodzić jej wczorajsze załamanie pogody. W powietrzu unosił się wciąż leciutki zapach deszczu i świeżości, jaki następuje zaraz po przejściu gwałtowniej burzy.

Koki tego dnia przebudził się wraz ze wschodem słońca, co rzadko mu się zdarzało. Ciężko było go dobudzić na plan kręcenia teledysku, czy jakiejkolwiek dramy, a co dopiero samemu, dobrowolnie dźwignąć się z łóżka i wyjść na werandę pensjonatu. W dłoni trzymał parujący kubek gorącej kawy. Była to mocna, czarna i jak najbardziej prawdziwa kawa. Nie dolał do niej ani odrobiny mleka, z cukru również zrezygnował. Powód był prosty: do późna nie potrafił zmrużyć oka. Głośny szum deszczu i mocne bębnienie ciężkich kropel deszczu przywodziło go na myśl, że został wciągnięty w wir jakiegoś pozbawionego schematu i fabuły durnego horroru. Zapach w pokoju pensjonatu przyprawiał go o zawroty głowy. Miał wrażenie, że ściany stopniowo, bardzo powoli się kurczą i lada chwila zmiażdżą go w swoim żelaznym uścisku, a w powietrzu wyczuwał napięcie, symbolizujące jakąś złowróżbną tragedię. Dlatego nie był wstanie zasnąć. Bał się tego, co dzisiejsza noc może przynieść i jakie będą tego skutki. Jednak jego przypuszczenia szybko rozmyły się, jak poranna mgła. Zmęczony własnymi myślami zasnął kilka godzin przed świtem, a wraz z nim na nowo jego oczy otworzyły się na świat.

Teraz czuł się zmęczony i dziwnie ociężały. Usiadł na werandzie i westchnął głośno, później ziewnął. Kubek gorącej kawy trzymający w dłoniach działał na niego kojąco. Lecz jego wszystkie mięśnie wciąż były napięte, a serce biło nieregularnym rytmem. Zupełnie, jakby wczorajsza noc była najstraszniejsza, jaką przyszło mu spędzić w górach w swoim życiu. Tak naprawdę martwił się o swoich przyjaciół. Przez moją głupotę przepali wczoraj gdzieś w lesie, obwiniał siebie. Wiem, że Kame i Kaoru nie są głupi, pewnie znaleźli jakieś schronienie przed deszczem, ale co jeśli zboczyli zbyt mocno ze szlaku i w czasie ulewy znaleźli się w samym sercu dzikich gór? Na samą tę myśl, Tanaka odczuwał silne i lodowate dreszcze, które przebiegały wzdłuż jego kręgosłupa. Już serio wolę, aby teraz Kame stanął przede mną i przywalił mi w ten mój tępy ryj, niż mielibyśmy znaleźć ich martwe ciała. Pokręcił gwałtownie głową, jakby chciał się pozbyć tych niebezpiecznych i makabrycznych obrazów ze swojego umysłu. Potem jeszcze, dla lepszego efektu poklepał się dość mocno po policzkach.

Gdzie oni, do cholery, mogą być? Zastanawiał się nieustannie, a kawa z minuty na minuty stygła w jego dłoniach. Dlaczego Kame musiał robić te durne zdjęcia? Odkąd pamiętam, na takie wyprawy, zawsze zabierał ze sobą aparat i cykał te fotki, jak głupi. Co innego, jakby tutaj były jakieś gorące laski, czy coś, zrozumiałbym to, ale to, że za obiekt chęci uwiecznienia na skrawku papieru stawały się jakieś zwyczajne drzewa, czy zwierzęta? Tego już nie potrafił pojąć.

Westchnął znowu, tym razem głośniej. Jęknął cicho i podrapał się po głowie,  jeszcze bardziej rozczochrując czuprynę czarnych, jak smoła włosów.

-Widzę, że ty też nie mogłeś dłużej spać.

Koki obejrzał się za siebie.

Przy drzwiach wejściowych stanął Ueda. Pod jego oczami wyraźnie rysowały się sine kręgi. Jego twarz, choć z natury miała ciemniejszą karnację, w świetle poranka Kokiemu wydała się dziwnie blada, jakby nieco z odcieniem oliwki.

-Uhm. A ja widzę, że też marnie spałeś- rzucił tylko do kolegi. Ponownie spojrzał przed siebie. W rzeczywistości nie patrzył na nic. Pogrążył się ponownie w swoich wcześniejszych rozmyśleniach.

Ueda odetchnął ciężko. Przysiadł na schodkach, obok Kokiego.

-Wciąż się zastanawiam, gdzie oni się podziewają...

-Ue, myślisz, że wszystko u nich jest w porządku?

Tatsuya spojrzał na kolegę. Chwilę się zastanowił, po czym wzruszył ramionami.

-Mam złe przeczucia- ciągnął Koki.- Co, jeśli przytrafiło im się coś niedobrego? Przecież nocna ulewa była straszna, w dodatku noc zimna. A oni przepali, jak kamień w wodę. Naprawdę się martwię. Szukaliśmy ich do późna, dopóki deszcz nie przybrał na siłę. Już sam nie wiem, co mam myśleć. Mam wrażenie, że głowa zaraz mi eksploduje potężnym hukiem od natłoku czarnych i niedorzecznych myśli.- Odstawił kubek kawy na schodki i przycisnął dłonie do skroni, jakby tym gestem chciał potwierdzić znaczenie własnych słów.

Ueda dotknął ramienia przyjaciela.

-Też się o nich martwię, ale nie wolno mam w ten sposób myśleć, słyszysz? Z pewnością nie byliśmy wstanie natknąć się na jakikolwiek ich ślad, bo znaleźli jakieś schronienie. Są bezpieczni, tak gdzieś w głębi serca to czuję, że są cali i zdrowi. Znasz Kame nie od dziś, prawda? Wiesz, jaki jest. Nigdy nie traci panowania nad sobą, choćby grunt pod jego stopami by się sypał. Potrafi zachować zimą krew w najgorszych sytuacjach.

-Yhm... może i masz rację. Jednak to nie zmienia faktu, że to wszystko jest moją winą- westchnął przeciągle i spojrzał ze smutkiem malującym się w oczach na przyjaciela.

-Hm? Jak to, twoją winą?

Tanaka podniósł się z miejsca z kolejnym tego dnia westchnięciem. Oparł się o drewnianą balustradę, mrużąc mocno oczy, spojrzał gdzieś w dal.

-Z zeszłego wieczora rozmawiałem  z Kaoru- zaczął.- Trochę jej dogryzałem, trochę też chciałem się czegoś dowiedzieć, jak im się układa... No wiesz, znasz mnie, to wszystko było dla żartu. Niedawno też rozmawiałem z Kame, opowiadał mniej więcej, że Kaoru nie da mu się zbliżyć do siebie, poza tym od pewnego czasu nękają go sny. Kiedy jej to powiedziałem, to wkurzyła się mocno na mnie. Obawiałem się, że kiedy znajdą się sam na sam, to Kaoru naskoczy mocno na Kame. A przecież to nie jego wina, prawda? Nikt z nas nie panuje nad własnymi snami i podświadomością.... Dlatego, kiedy powiedzieliście o tym uroczym wodospadzie, nagle mnie olśniło. Miałem nadzieję, że kiedy Kaoru zobaczy ten "romantyczny" wodospad razem z Kame, to złość jej minie. Nie przypuszczałem, że mogą się zgubić. Co mi strzeliło do tego łba, aby o zmierzchu iść w góry?!

-Koki, czyś ty upadł na rozum? Po co się wtrącasz w ich sprawy?- jęknął cicho i pokręcił głową.- Wiesz dobrze, że udział osób trzecich w związku do niczego dobrego nie prowadzi, prawda? Oni nie są już nastolatkami, potrafią wyjaśnić między sobą sprawy. W ogóle nie powinieneś mówić o niczym Kaoru, a szczególności o snach Kame!

-Dziękuję ci bardzo, że i ty jeszcze mnie dodatkowo obwiniasz. Stokrotne dzięki, wiesz? Myślisz, że dobrze się z tym czuje, że wszystko jej wypaplałem? Czuję się jak jakiś kretyn. Prze mnie zgubili się i Bóg jeden wie, co teraz się z nimi dzieje!

Koki ukrył twarz w dłoniach. Zaczerpnął gwałtownie powietrza do płuc. Czuł się zmęczony i wyprany z wszelkich pomysłów. Gdyby tylko mógł, z chęcią cofnąłby czas.

-No już, dobra, Koki. Weź się w garść. Co się stało, to się nieodstanie. Trudno, nic się przecież takiego nie stało.

Koki odsłonił twarz i wbił zimne spojrzenie w kolegę.

-Nic się nie stało?! Co ty w ogóle mówisz?- Mała żyłka na czole Tanaki zaczęła lekko pulsować.- Zaginęli w górach, zostali na noc zdani na swój własny los, w dodatku w potworną ulewę, a ty śmiesz mi mówić, że nic się takiego nie stało?

Ueda wypuścił powoli powietrze z płuc, starając się dobrać odpowiednie słowa:

-Nie to miałem na myśli. Pomyśl chwilę. Nie przyszło ci może do głowy, że celowo się zgubili?

-Co? O czym ty zaś chrzanisz, człowieku?- Wciąż zdenerwowany Koki starał się zapanować nad własnymi nerwami. Przymknął powieki, oddychając spazmatycznie, jakby nabawił się klaustrofobii.

-Ja to widzę trochę w innym świetnie- odchrząknął Tatsuya.- Pewnie nasze gołąbeczki chciały mieć trochę przestrzeni i prywatności. A najlepsza okazja nadarzyła się, kiedy cała grupa poszła oglądać rzekomo śliczny wodospad skryty gdzieś w drzewach.

Tanaka wypuścił mocno powietrze, jak przebity balon, z którego gwałtownie ucieka powietrze.

-Boże, nie wierzę, że to mówisz. Niby dlaczego mieliby to czynić? Czy nie łatwiej byłoby im po prostu zostać w pensjonacie? Jak dobrze wiesz, cała ta drewniana budowla jest do naszej dyspozycji. Wcale nie musieli udawać, że się gubią, poza tym, to nie jest w ich stylu, Ue!

Koki był na granicy załamania. Bało brakowało, a zaraz zacząłby wyrwać sobie z głowy włosy.

-No dobrze, przepraszam. Po prostu mówię to, co myślę. Może faktycznie masz rację mówiąc, że to nie w ich stylu. Choć szczerze mówiąc, wolałbym wierzyć w tę drugą opcję. A wiesz dlaczego? Powód jest prosty. Jeżeli faktycznie zaplanowali to zaginięcie, to oznacza, że nic im nie jest, rozumiesz? Niebawem staną tutaj przed nami cali, zdrowi i szczęśliwi. To nic, że później mocno nawrzeszczelibyśmy na nich. Ważny byłby ten fakt, że nic złego im się nie przydarzyło podczas ten strasznej ulewy. I ja, osobiście, chciałbym, aby tak faktycznie było.

Ueda obejrzał się za siebie i spojrzał na Kokiego. Był blady, na jego twarzy rysowały się głębokie zmarszczki. Zdawało się, że oczy zapadły mu się w głąb oczodołów, a powieki ma na tyle ciężkie, że nie jest wstanie utrzymać ich w górze.

-Ta wizja byłaby naprawdę niczym największy cud- mruknął cicho Tanaka.- Jednak moim zdaniem nie ma na co czekać. Wczorajsze poszukiwania nie przyniosły nic, więc najwyższy czas powiadomić o to specjalnie służby. Nie chcę ani chwili zwlekać. Ich życie może być poważnie zagrożone.

Ueda pacnął się otwartą dłonią w czoło.

-Jeżeli coś im się stanie, to głównie będzie to moja wina, rozumiesz?- mówił dalej Koki. W jego oczach towarzyszył strach.- Nie wybaczę sobie tego nigdy, nigdy, do końca życia.

Wyglądało na to, że Tanaka mówił śmiertelnie poważnie, co nie spodobało się Uedzie. Skulił się w sobie, czując chłodniejszy powiew nadciągający gdzieś z samego szczytu mroźnych gór.


***

W małej kuchni należącej do pensjonatu od rana panował hałas. Wszyscy członkowie zespołu wstali o wiele za wcześnie, gdyż wczorajsze wydarzenie nie pozwoliło im dłużej pospać. Jedynie ekipa, która miała zająć się techniczną stroną reklamy, o niczym jeszcze nie wiedziała i spała sobie smacznie w błogiej nieświadomości o rzekomej tragedii, która miała miejsce wczorajszego wieczora. Chłopaki na czele z Kokoro uznali, że tak będzie najlepiej: utrzymywać zaginięcie Kame w tajemnicy tak długo, jak to tylko jest możliwe. Nie chcieli wstrzynać niepotrzebnej paniki, gdyż tak naprawdę nikt nie wiedział, co mogło się przytrafić im przyjaciołom. 

Koki z Uedą wrócili już do środka. Pomimo słońca wysoko świecącego, poranek w górach wciąż nie należał do przyjemnych i najcieplejszych. 

-Musimy coś wymyślić-odezwała się Karen. Ta również wyglądała na niewyspaną. Włosy miała w nieładzie, siedziała w dresie.- Nie możemy tak tego zostawić. Póki co, mamy wczesną godzinę, o 8 obudzi się ekipa i co ja im niby powiem? Zastanowił się ktoś w ogóle nad tym? Oczywiście, że nie. Owszem, zgadzam się z wami, że nic dobrego z tego by nie wynikło, gdyby prawda wyszła na jaw. 

Koki stał oparty o framugę drzwi ze skrzyżowanymi dłońmi. Wyglądał na przybitego i zdołowanego. 

-Mówiłem już wcześniej Uedzie, że lepiej powiadomić odpowiednie służby. 

-Ale wtedy, ekipa dowiedziałaby się, co się wydarzyło.- Skrzywiła się Kokoro.

-To, co? Mamy czekać w nieskończoność?- wybuchnął Koki.- Chrzanię twoją opinię w firmie, wiesz?! Dla mnie liczy się ich życie. Nie obchodzi mnie to, że ekipa się dowie. Im głównie zależy na kasie, aby zarobić za zrobioną robotę. Mi zależy na tym, by odnaleźli się cali. 

-Hej, hej, Koki!- Głos zabrał Nakamaru.- Przystopuj trochę, co? Myślisz, że Karen nie zależy na tym, by wrócili tutaj do nas żywi? Weź się uspokój i nie drzyj się tak, bo zaraz ktoś z ekipy się obudzi i dopiero będziemy mieć poważne tarapaty. 

Tanaka zrezygnowany wypuścił gwałtownie powietrze z płuc.

-Wiem, co czujesz, ale przestań już się obwiniać. To nie jest twoja wina- dodał cicho Ueda.- To ja wtedy pełniłem rolę przewodnika, więc baty mi się należą, nie tobie. Nie usłyszałem, jak Kame wołał, byśmy zaczekali. 

-Ale ja słyszałem.- Odezwał się Taguchi, głos mu drżał.- Głównie to moja wina, bo nic wam nie powiedziałem. Nie przypuszczałem, że do czegoś takiego może dojść. Szedłem w tyle, powoli, by mogli mnie widzieć. Miałem nadzieję, że cały czas mnie widzą i wkrótce ruszyli za mną.

Przez chwilę zapanowała grobowa cisza. Karen odetchnęła głośno. 

-No nie, nie mówicie, że teraz każdy z was będzie mówić, że to jego wina.- Podniosła się z miejsca.- Nikt tego nie mógł przewidzieć, co się stanie, prawda? A takim waszym gadaniem nic nie zdziałamy. Ruszcie głowami i zastanówcie się, co by tutaj zrobić po cichu, aby ich znaleźć.  

Każdy z KAT-TUNa kolejno spojrzał na siebie minami jak zbite psy z podkulonymi ogonami. Wyglądali tragicznie, niczym chodzące zombie z taniego horroru.

-Ueda wcześniej mi powiedział, że celowo się zgubili -wypalił Koki. Westchnął głośno i przeciągle, jakby na sercu ciążyło mu coś bardzo ciężkiego.- Choć wcale nie uważam, aby to zrobili. A wy?

Tanaka z przekrwionymi oczami jak najgorszy pijaczyna powiódł po twarzach przyjaciół. Reszta równocześnie, jakby ustalili to między sobą telepatycznie, wzruszyli bezradnie ramionami. Kokoro z kolei zaniosła się cichym śmiechem, który szybko ustał pod miażdżącym spojrzeniem Kokiego.

-Przepraszam- mruknęła skruszona.- Ueda, niby na jakiej podstawie mieliby celowo się gubić? Byłby w tym jakiś sens? Bo ja, przepraszam bardzo, nie widzę żadnego. Nie sądzę, że są aż tak nieodpowiedzialni, że na parę chwil spędzonych ze sobą sam na sam, musieli posuwać się do takich drastycznych metod i skłaniać nas do wyrywania sobie z głowy włosów i nas niepotrzebnie martwić. Kame, przede wszystkim nie jest tobą.

Słowa, mimo że zostały wypowiedziane w dość ciepły poranek, Tatsuye zmroziły do szpiku kostnego. Chciał się odgryźć koleżance, ale w ostatniej chwili opanował się. Zacisnął mocno dłoń w pięść i odwrócił wzrok na ścianę, jakby znajdowało się na niej coś o wiele bardziej interesującego, niż twarz Norweżki.

Z płuc Nakamru wydobyło się ciche westchnięcie, jakby Japończyk odczuł ulgę. Przynajmniej nie będą się znowu kłócić, pomyślał.

-Ja również jestem tego samego zdania, co Koki i Karen. Przykro mi Ue, ale nie wierzę po prostu w to, że Kame mógłby nam wyciąć taki numer.- Nakamaru zdecydowanie, ale powoli pokręcił głowę.

Ueda, choć z niechęcią przyznał mu rację. Potem powtórzył słowa, które powiedział Kokiemu na werandzie.

-Rozumiem cię.- Nakamaru po wysłuchaniu uważnie kolegi, kiwnął głową.- Każdy z nas też chciałby, aby tak w rzeczywistości było. Również każdy z nas dobrze zna Kame i nie ma co się łudzić, że całe to zaginięcie zostało przez nich ukartowanie, świadomie czy mniej świadomie. Fakt faktem, przepadli, jak igła w stogu siana. Uważam, że nie ma co ukrywać tego przed epiką. Trzeba ich jak najszybciej zbudzić i powiadomić, co się wydarzyło. Nie  ma na co czekać, trzeba rozpocząć poszukiwania. Nie ma żartów, tutaj chodzi o ludzkie życie. A to, że ekipa będzie się wściekać, to już nie nasz problem.

-Oczywiście nie wasz, tylko mój.- Sprostowała Kokoro opierając głowę na splecionych dłoniach.

Nim ktokolwiek zabrał głos, do uszu wszystkich zgromadzonych dostał się dźwięk otwierających się frontowych drzwi. Pomimo, że kuchnia znajdowała się w głębi pensjonatu, drzwi były stare i zardzewiałe, więc przy każdym otwieraniu skrzypiały niemiłosiernie głośno, że aż uszy puchły.

-Ciii!- syknął Koki, choć nie było to potrzebne, gdyż w kuchni panowała taka cisza, że w powietrzu dało się słyszeć trzepot skrzydeł muchy.- Słyszycie? Ktoś przyszedł...

Po upływanie zaledwie paru sekund wraz z krokami niosły się ciche głosy. Podłoga była drewniana i również stara, co drzwi, więc wyraźnie dało się słyszeć zbliżające się kroki. I akurat one zmierzały w stronę kuchni. Koki, który znajdował się najbliżej drzwi, wychylił się na korytarz. Potarł mocno dłońmi oczy, nie wierząc, co widzi.

-K-kame?!- Krzyknął. Mrugnął oczami, jakby patrzył na coś, co nie miało prawa znaleźć się w pensjonacie.- Kame, to naprawdę ty?!

-Ja też się cieszę, że ciebie widzę.- Kamenashi uśmiechnął się niezauważalnie i wszedł do kuchni.

Koki rzucił mu się na szyję.

-Boże, ty żyjesz?! Jak ja się cieszę,mordo ty moja, nawet nie wiesz, jak bardzo!- Potrząsał kolegą, jak kukiełkową lalką. Klepał po plecach i ściskał, jakby co najmniej nie widział przyjaciela całą wieczność.

Kame syknął cicho.

-Oj, przepraszam.

-Nie, to nic. Trochę bolą mnie plecy- wyjaśnił Kame krzywiąc się mocno, jakby zjadł coś bardzo kwaśnego.- Wczoraj miałem nieciekawą przygodę razem z Kaoru.

Koki dopiero, kiedy kolega wspomniał o dziewczynie, przypomniał sobie o jej istnieniu. Odsunął się od Kamenashiego i spojrzał na Kaoru, która stała za plecami przyjaciela. Już zapomniał o wczorajszym dogryzaniu jej. Uśmiechnął się szeroko, jak klaun w cyrku i również mocno ją wyściskał.

-Nic ci nie jest? Jesteś cała i zdrowa?

-Yhm.- Kaoru odwzajemnia lekki uśmiech.- Czego nie można powiedzieć o Kame.

Na twarzy Tanaki pojawił się strach. Napiął mięśnie twarzy i zmarszczył czoło.

-Co się stało? No dobra, Kame, skoro nic poważnego ci nie jest, to teraz spokojnie i porządnie możesz mi dać w dziób.- Odwrócił bokiem twarz i poklepał się po policzku.- No dajesz stary, należy mi się. Nie hamuj się.

Kamenashi się roześmiał. Usiadł na jednym z krzeseł.

-Daj spokój, nie będę cię bił. Niby za co?

Tanaka najwyraźniej się zmierzał. Reszta wybuchnęła śmiechem. Od razu napięcie się rozwiało, wszyscy spokojnie mogli odetchnąć, gdyż nie było trzeba ukrywać przez resztą ekipy kłopotliwej sytuacji.

-Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Kiedy biegliśmy w deszczu to na mój pech wywróciłem się i ucierpiały lekko moje plecy. Ale to tylko drobne draśnięcia.- Kamenashi machnął dłonią, jakby był to najmniej istotny fakt.

-Yhm, draśnięcia... jasne- burknęła Kaoru.

-Daj spokój, nic mi nie jest.- Kamenashi znowu się roześmiał i przyciągnął Kaoru na swoje kolana. Objął ją czule i musnął ustami jej policzek.

-Ula la la- gwizdnął Koki i zatarł dłonie. Uśmiechnął się od ucha do ucha.- No to widzę, że wszystko między wami zostało ładnie wyjaśnione, zgadza się?

Policzki Kaoru zarumieniły się lekko. Wtuliła twarz w szyję Kamenashiego próbując ukryć zawstydzenie.

-No taaak...- ciągnął dalej Tanaka. Był pogodny jak skowronek o poranku. Twarz przestała przypominać biały papier. Zapadnięcie oczy od razu podniosły się, jakby cierpiący na kaca od kilku dni po otrzymaniu magicznego lekarstwa, nagle został uzdrowiony. Złapał za krzesło i przysunął je na przeciwko Kame. Usiadł na nim okrakiem i splótł palce o oparcie, opierając na nich podbródek.- Naprawdę cudownie was widzieć. Poza tym, mówiłem wam już, że idealnie do siebie pasujecie? Nie? Pewnie nigdy tego ode mnie nie usłyszeliście, więc wam teraz to mówię: Ładna z was para.

-Koki, czy przypadkiem z twoją głową wszystko jest w porządku?

-Z moją? Z medycznego punktu widzenia, raczej tak. Powinieneś raczej zapytać o moje serce. Bo od wczorajszego wieczora przechodziło nienaturalne palpitacje, a o mały włos dzisiaj nie dostałem zawalu. Ale spokojnie, teraz wszystko jest jak w najlepszym w porządku. Moje serce się raduje, jak nigdy dotąd, bo widzę was całych i zdrowych. A przede wszystkim, żywych. O, a co tutaj ma Kaoru? Na szyi?

-Hm?- Dziewczyna dotknęła dłonią swojej szyi. Kiedy jej palec natknął się na mały czerwony punkcik, jej policzki kolejny raz zapłonęły rumieńcami.

-A, Kame też ma!- Zawołał Nakamaru zanosząc się śmiechem. Wskazywał palcem na kolegę.

-Nooo, czyli  n a p r a w d ę  wszystko sobie wyjaśniliście. Uff, co za ulga.- Tanaka przyłożył dłoń do klatki piersiowej chcąc podkreślić, że jego serce jest w szczególnej euforii.

-Czyli niepotrzebnie się tak zamartwialiśmy, widzicie?- Ueda również uśmiechnął się szeroko. Jemu też odeszły nerwy, jak ręką odjął. W pierwszej chwili miał chęć nakrzyczeć na Kame, ale jednak zrezygnował z tego. Cieszył się, że przyjaciele odnaleźli się przed pobudką ekipy.- My tutaj ze strachu umieraliśmy, a oni w tej chwili spędzili upojne chwile.

-Oj, dajcie już spokój.- Kame starał się brzmieć poważnie, jednak dość marnie mu to dzisiaj wychodziło. Cały czas na jego ustach błąkał się łobuzerski uśmiech.- Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia w tę noc. Gdybyśmy w porę nie znaleźli tego domku, to raczej nie mielibyście tylu powodów do śmiechu i radośni.

Reszta przestała się śmiać i uśmiechać tajemniczo pod nosem. Chyba sens słów przyjaciela zaczął stopniowo do nich docierać, bo potakiwali lekko głowami, jakby przyznawali mu rację. Kamenashi wciąż tulił do siebie Kaoru i przeczesywał leniwie palcami jej włosy.

-Mało brakowało, a bym się poddał. Wtedy, kiedy się przewróciliśmy nie miałem nawet siły podnieść się z ziemi. Miałem wrażenie, że złamałem kręgosłup. Ból był nie do zniesienia. W dodatku byliśmy przemoknięci do suchej nitki, w ciemnym, w nieznanym lesie....

-Nie mówiłeś mi tego.- Kaoru uniosła oczy na Kame.

-Nie chciałem cię martwić.- Obdarzył ją lekkim uśmiechem, po czym odchrząknął znacząco.- Więc, gdyby nie ten domek, to Bóg jeden wie, co by się z nami stało. Tak poza tym, to chcielibyśmy was przeprosić za wszelkie kłopoty. Zdajemy sobie sprawę, jak bardzo musieliście się o nas niepokoić.

Koki wyciągnął dłonie i zaczął nimi wymachiwać w obronnym geście.

-Daj spokój. Nie masz... nie macie za co przepraszać. Nie wasza wina, że się zgubiliście. Ważne, że wróciliście i nic wam nie jest.- Tutaj spojrzał szczególnie na Kame.- Mniej, czy w większym stopniu tego znaczenia.

Kokoro klasnęła w dłonie.

-Dobra, koniec tego gadania. Dochodzi 8, więc czas się zbierać na plan. Mam nadzieję, że ty Kame, podołasz dzisiejszemu zadaniu i nie będzie żadnych problemów. Jutro z samego rana wracamy do Tokio i nie będę ukrywać, że nie uśmiecha mi się zmienienie planu, czy robienie dodatkowych, drobnych poprawek w czesnym jutrzejszym rankiem. To tak już ogółem do wszystkich. A teraz, zbieramy się. Daję wam pół godziny i nie więcej na przygotowanie się.

Głos Karen brzmiał ostro i władczo. Gołym okiem było widać, że jest zła na Kamenashiego, ale raczej nie miała serca na niego teraz naskakiwać. Widziała, że jest wyczerpany i dużo przeszedł w ubiegłą noc, więc postanowiła mu darować. Z drugiej jednak strony wiedziała, że Japończyk jest solidny i dobrze wykonuje pracę, nawet wtedy, kiedy przeznacza tylko dwie marne godziny na sen.


***

Kręcenie reklamy przebiegło o dziwo dość sprawnie. Nawet obeszło się bez wypytywania członków ekipy o mniej istotne rzeczy, nawet wtedy, kiedy Kame zdjął podkoszulek by się przebrać i zobaczyli jego poranione plecy. Nikt nic o nic nie pytał, więc KAT-TUN też nie czuł potrzeby, by wtajemniczyć trzecie osoby o ranach na plecach kolegi. Najwyraźniej chyba słowa Kokiego były prawdą, chcieli jak najszybciej wykonać pracę i zdobyć za to szybko wynagrodzenie. To naprawdę muszą być gbury, pomyślał Kamenashi. Jeszcze w życiu z takimi nam nie przyszło pracować.

I miał rację, bo każda ekipa, która miała przyjemność pracować z chłopakami z KT, była pogoda i często, w czasie przerwy rzucała żartami. Spędzała wolny czas z zespołem, dając im wskazówki, co zrobić, by reklama wyglądała na jeszcze lepszą. A ci, kompletnie nic. Jedynie mlaskali głośno, jak któreś z ujęć było trzeba jeszcze raz powtórzyć. Narzekali i marudzili na wszystko dookoła, co tylko się ruszało. Wykrzywiali twarze pod różnymi kątami, co czasem wyglądało to dość groteskowo. Jeden zachowywał się tak, jakby to jego spotkał los Kamenashiego i przez pół nocy, w dzikich górach, w ulewnie był zmuszony do szukania jakiegokolwiek schronienia, by ocalić swoje nędzne życie. Dlatego między innymi, chłopaki postanowili dać z siebie wszystko i mieć już z głowy użeranie się z tą beznadziejną i tępą ekipą.

Wieczór szybko im upłynął. Spędzili go oczywiście w odosobnieniu od ekipy, co nikomu to nie przeszkadzało. Usadowili się w małym i przytulnym saloniku. Kaoru z Karen przygotowały posiłki. Na talerzach znalazło się trochę japońskiej kuchni, ale również nie zabrakło polskiej i przysmaków z Norwegii. Do jedenastej spędzili razem miły wieczór, grając w różne gry, w które kiedyś wymyślili chłopacy będąc właśnie na podobnych wyjazdach. Taguchi, najbardziej z nich radosny, opowiadał masę przeróżnych dowcipów. Inne były mniej zabawne, pozostałe wszyscy dość dobrze znali, jednak mimo wszystko, Junno okazał się tego wieczora mistrzem śmiechu. Karen od czasu do czasu czepiała się Uedy, Ueda z kolei Karen. W pewnym momencie dziewczyna musiała zmienić miejsce i przenieść się na drugą stronę pokoju, gdyż zaczepki Tatsuyi były wręcz nieznośne. Po minie Uedy było widać, że jest dumny z siebie, że udało mu się wyprowadzić dziewczynę z równowagi. Nakamaru korzystając z okazji i atmosfery, wypytał Kaoru o Klaudię. Dziewczyna potwierdziła, że wstępne plany są takie, że jej bratanica ma znowu zawitać we wakacje do Tokio. Opowiedziała mniej więcej, co u niej słychać. Jak idzie jej w szkole, że od września rozpoczyna naukę w nowej szkole. Na koniec dodała, niby dla żartu, że dziewczyna nie spotyka się z nikim. Yucihiego trochę to zmieszało, jednak w głębi ducha, musiał przyznać, że te słowa ucieszy go. Kiedy zrobiło się bardzo późno uznali, że czas udać się do łóżek. Kame z Kaoru długo nie mogli się rozstać, gdyż dzisiejszą noc mieli spędzić w osobnych pokojach. Dopiero Kokiemu i Kokoro udało im się odciągnąć przyjaciół i zaprowadzić ich do właściwych pokoi.

-Daj spokój, to tylko jedna noc.- Śmiał się Koki, kiedy w końcu znaleźli się w swoim pokoju.- Jutro z samego rana ją zobaczysz i w końcu będziesz mógł ją przytulać ile dusza zapragnie. 

Kamenashi opadł na swoje łóżko i przymknął powieki. Nie odezwał się nic.

-To ty daj mu spokój.- Wtrącił się Taguchi również się śmiejąc. Rzucił poduszką w Kokiego.- Nie zrozumiesz tego, bo nigdy nie byłeś zakochany. 

Tanaka złapał w ostatniej chwili poduszkę wybuchając gromkim śmiechem.

-Taaa... odezwał się zakochany. 

Oddał poduszką koledze. Przez jakiś czas bawili się jak małe dzieci, obrzucając się poduszkami, dopóki jedna z nich nie pęka i nie posypały się z niej pióra. Kiedy odkryli ten fakt, zamurowało ich, ale po chwili razem głośno wybuchnęli śmiechem. Poza tym, cali byli w pierzach, jak kurczaki. Obaj doszli do wniosku, po wstępnych oględzinach pokoju, że przydałoby się posprzątać. W czasie porządków Koki wciąż rzucał cięto do Taguchiego "zakochany", a Kame przyglądał się im z rozbawieniem malującym się na twarzy i śmiał się z nich, że wyglądają jak kurczaki, które są gotowe do opierzenia. Na te żarty, Koki odczepił się już od Junna i przestał w mgnieniu oka nazywać go "Zakochanym" i za to przyczepił się do Kame. Wypytywał go o każdy szczegół ubiegłej nocy, lecz Kemaneshi milczał jak zaklęty, lub od czasu do czasu uśmiechał się tylko tajemniczo pod nosem. Kokiego zachowanie przyjaciela strasznie irytowało, bo nie był wstanie wyciągnąć z niego nic. Dla żartów zaczął go okładać poduszką, ale tamten pozostał nieugięty, więc po pewnym czasie Koki odpuścił zrezygnowany i poniekąd zawiedziony. 

Kiedy w końcu Koki wraz z Junnem zasnęli, Kame wciąż był pogrążony w myślach. Między innymi nie był wstanie zasnąć, gdyż Koki chrapał tak niemiłosiernie głośno, że kiedy tylko powieki Kamenashiego opadały, za chwilę znowu unosiły się. W pewnym momencie Tanaka nawet zaczął coś mamrotać przez sen, potem nawet i śmiać się. Chyba coś mu się śniło. Coś bardzo przyjemnego. Lecz gadanie przez sen kolegi szybko dobiegło końca i znowu rozległo się głośnie chrapanie. Kamenashi uznał, że raczej tej nocy nie zaśnie.

Westchnął cicho i jego myśli kolejny raz zaczęły krążyć wokół wczorajszego wieczora. W głębi serca cieszył się, że zgubili się w tych górach. Uznał, że los leży po jego stronie, bo gdyby nie wczorajsze wydarzenia, to kto wie, czy Kaoru kiedykolwiek by mu powiedziała, co tak naprawdę ją dręczy. No i przede wszystkim w końcu było mu dane spędzić z nią pierwszą ich wspólną noc. Na samo wspomnienie wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł lekki dreszcz. Przypomniał sobie dotyk jej miękkiej skóry, zapach i ciche słowa, które wtedy szeptała mu do ucha. Westchnął cicho. Żałował, że teraz nie ma jej obok siebie. Chciał ją przytulić, zobaczyć jej uśmiech, usłyszeć jej delikatny głos. Kiedy tak zanurzył się głębiej w tych wspomnieniach, miał wrażenie, że wciąż znajdują się w tym domku. Prawie słyszał, jak serce Kaoru głośno uderza, jej przyśpieszony oddech, kiedy delikatnie całował jej usta i dotykał jej ciała. Potrząsnął głową w porę, nim zaczął tonąć w tamtych chwilach na dobre. Miał nadzieję, że wspomnienia opuszczą jego umysł. Wiedział, że gdyby jego podświadomość posunęła się o jeszcze centymetr, nie byłby już wstanie zasnąć aż świtu. Dlatego starał się hamować własne myśli, a przede wszystkim ten fakt, że teraz jego największym pragnieniem było trzymacie w ramionach Kaoru. 

Kiedy jego podświadomość znalazła się na granicy między jawy a snu, do jego umysłu przedostał się cichy dźwięk otwierających się drzwi. Upłynęła chwila, nim zorientował się, że ktoś wszedł do ich pokoju. Całkowicie zlekceważył to, gdyż uznał ten odgłos za pierwsze oznaki przypływu snu. Ciche kroki zbliżyły się do jego łóżka, lecz na to również nie zareagował. Pewnie Ueda, albo Namakaru chcą któremuś z nas wywinąć jakiś kawał, przemknęło mu ledwo przez umysł zanurzający się powoli we śnie. Tak, jak za czasów zielonej szkoły. Wysmarować twarz pastą do zębów, lub coś nabazgrać na policzku markerem. Jednak nim zdołał pomyśleć, że Yuichi już dawno przestał bawić się w takie rzeczy, a Uedę powoli takie zachowanie zaczynało nudzić, poczuł na twarzy zimny dotyk czyjeś dłoni. Jego ciałem wstrząsnął niezauważalny dreszcz. Chwilę później coś przyległo do jego ciała. 

Otworzył oczy z mocno bijącym sercem w piersi. Odetchnął cicho, kiedy przed sobą zobaczył znajomą twarz.

-Wiem, że nie powinnam była tutaj przychodzić- powiedziała cicho Kaoru. Jej szept tonął w głośnym chrapaniu Kokiego.- Ale nie mogłam jakoś zasnąć... bez ciebie. 

Kamenashi uśmiechnął się ciepło i przyciągnął dziewczynę do siebie. Mocno ją objął. 

-Nie przepraszaj. Nie masz za co. Myślałem dużo o tobie. Szczerze mówiąc, też nie byłem wstanie zasnąć... bez ciebie. 

Kaoru uniosła na niego oczy. Uśmiechnęła się niewinnie. Japończyk musnął ustami jej czoło. 

-Masz zimne ręce.- Okrył ją kołdrą i wtulił ją w swoje ciało.- W ogóle zmarzłaś. 

Dziewczyna wsunęła chłodne dłonie pod koszulkę Kamenashiego. Ułożyła je na plecach Japończyka. Westchnęła cicho, czując przyjemne ciepło. 

-Jak plecy? 

Zaczęła delikatnie błądzić po jego plecach. Pod opuszkami placów wyczuwała zdartą skórę i siniaki. Lekko gładziła rany, jakby za ich dotknięciem chciała ich się pozbyć. 

-Zagoją się szybko, zobaczysz.

-Tego jestem absolutnie pewna. Pytałam, czy cię boli. 

-Hm... jak tak robisz, to nie. 

Roześmiała się cicho. Wtuliła twarz w jego szyję i musnęła ustami jego brodę. Ułożyła głowę na piersi Japończyka, przymknęła powieki.

-Dasz radę tu spać?

-Hmm?- Kamenashi otworzył oczy i spojrzał na Kaoru. Dotknął jej policzka.

-Chodziło mi o Kokiego. Strasznie chrapie- zachichotała, ale szybko się uspokoiła.- Zawsze tak ma?

-Nie jest ci przypadkiem ciasno? To łóżko jest zbyt małe na naszą dwójkę.

Kaoru zaprzeczyła głową, mimo wszystko Japończyk przysunął się pod samą ścianę jak najbardziej się dało i przyciągnął do siebie Kaoru, mocno ją tuląc. 

-Pytałaś o Kokiego?- podjął przerwany wcześniej wątek.- Hmmm.... no cóż, to zależy. Czasami jak jest zmęczony, to potwornie chrapie, albo czymś się mocno przejmie. Najwyraźniej dzisiejszą przyczyną jest jedno i drugie, bo nie przypominam sobie, aby tak głośno ostatnio chrapał. Poza tym, już dawno nie dzieliłem z nim pokoju, więc ciężko mi stwierdzić. Ale dzięki temu możemy swobodnie rozmawiać, bo wszystko dookoła zagłusza, nie uważasz? 

Dziewczyna roześmiała się, więc Kamenashi przyłożył palec do jej ust. Zaśmiał się cicho, kiedy Kaoru zrobiła bezbronną minkę. Mrugnęła lekko powiekami, wpatrując się w jego ciemne oczy. Dotknęła jego dłoni, po czym objęła go za szyję i przyciągnęła jego twarz do swojej. Złożyła na jego ustach czuły i tęskny pocałunek. 

Kame westchnął cicho, dotknął językiem dolnej wargi Kaoru. Znowu uderzył go ten smak. Zebrane dojrzałe truskawki w upalny dzień lata. Westchnął głośniej, czując jak krew wrze w żyłach, a puls szaleńczo przyśpiesza. 

Kaoru oderwała się od jego warg. Dotknęła jego policzka.

-Nic ci nie jest? Strasznie bije ci serce. 

Spojrzała głęboko w jego oczy, co tym razem zawstydziło Japończyka. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Wsunęła ponownie dłoń pod jego koszulkę i dotknęła jego mostku, wyczuwając bicie serca. Zsunęła się odrobinę i przyłożyła ucho do jego piersi, wsłuchując się w rytmiczny dźwięk.

- I jak, jest zdrowe?

-Hmm...- Kaoru długo wsłuchiwała się w jego bicie serca.- Chyba tak... 

-Chyba tak?- Japończyk uniósł brwi do góry. 

-No, w każdym bądź razie, tak mi się wydaje. 

Dziewczyna uniosła na niego oczy. 

-Tak ci się wydaje?- Jego usta ułożyły się w łobuzerskim uśmiechu.

-Yhm...- Kiwnęła głową, odwzajemniając uśmiech. 

Kame odetchnął cicho. Starał się zapanować nad pulsem, ale nie potrafił. Jego myśli wciąż krążyły wokół wczorajszych wydarzeń. Kaoru podparła głowę na łokciu, przekrzywiła lekko głowę i przyglądała się bacznie jego twarzy. Zmrużyła oczy, uśmiechając się tajemniczo.

-Źle wyglądasz- powiedziała w pewnym momencie, kręcąc głową. Brązowe loki rozsypały się na jej szyję.- Coś ci dolega. 

Kamenashi zmarszczył brwi, również wpatrując się w jej twarz. Miała ładne oczy. Gęsty wachlarz rzęs rzucał delikatne cienie na jej policzki w słabym blasku księżyca. Przez co jej cera wyglądała jakby z porcelany. Jasna i miła w dotyku niczym śnieżny puch. Uwielbiał zatracać się w jej czekoladowych tęczówkach. Były takie ciepłe i mały w sobie jakiś magnez, który nieustannie przyciągał ku nim jego wzrok. Odwzajemnił ten tajemniczy uśmiech. 

-Z pewnością tak.- Wyciągnął dłoń i wierzchem pogładził ten delikatny policzek.- Po prostu, hmm... zakochałem się. 

Kaoru zmrużyła bardziej oczy. Z jej twarzy zniknął ten błąkający się tajemniczy uśmieszek.

-Ach tak, zakochałeś się?- Mimo, że szepnęła, jej ton wydawał się Japończykowi nieco oburzony. Jednak doskonale wiedział, że to tylko gra. 

Kiwnął tylko głową, dalej wodząc opuszkami palców po jej twarzy. 

-Hm... ciekawe w kim?

Kamenashi zauważył małą zmarszczkę pomiędzy jej brwiami. Uśmiechnął się rozbawiony i delikatnie musnął palcem jej zmarszczkę, jakby chciał ją wygładzić. Wyczuł jak jej ciało lekko zadrżało. Uśmiechnął się szerzej, a Kaoru westchnęła cicho. Przyłożył delikatnie dłoń do jej serca. Biło o wiele mocniej, niż powinno.

Kiedy znowu ich spojrzenia się spotkały, na jej twarzy gościł wcześniejszy uśmiech. Tym razem był bardziej tajemniczy i nieco mroczny, jakby za tą zasłoną skrywało coś cennego. 

-Jestem zakochany właśnie w tym sercu. Czujesz? Teraz biją w jednakowym rytmie, jakby doskonale się rozumiały.

Kaoru zaciekawiona ułożyła dłoń na jego dłoni by móc wyczuć bicie własnego serca. Drugą dłoń przyłożyła do jego torsu i przymknęła powieki. 

-Twoje serce ma ładniejszy rytm- odpowiedziała po dłuższej ciszy. Znowu się uśmiechnęła, tym razem był to szczery i radosny uśmiech. Przysunęła się bliżej i wtuliła się w ciało Japończyka tak, by jej ucho znajdowało się blisko jego serca.- Tak może brzmieć moja kołysanka. 

Kamenashi objął Kaoru i pogładził jej włosy. Ujął w palce jeden lok. Rozprostował go, a później delikatnie puścił. Jak sprężyna kosmyk włosa znowu się skręcił w spiralę. 

-Skoro tak, to od dzisiaj może być twoją kołysanką- szepnął bardzo cicho jej na ucho.- Już na zawsze. 

Ciało Kaoru kolejny raz lekko zadrżało, czując ciepły oddech Kame na twarzy. Przywarła mocniej do niego, obejmując go ramieniem. Dotknęła jego policzka, czule go gładząc. 

-Zostaniesz na dłużej?

Odwrócił się na bok, plecami mocno przywierając do chłodnej ściany, by zrobić więcej miejsca Kaoru na łóżku. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, otulając ją mocno ramionami. 

-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł- westchnęła cicho. Wyczuła, że serce Kamenashiego zabiło teraz mocniej, jakby w obawie, że odejdzie zaraz od niego.- No wiesz... jest tutaj jeszcze Koki i Junno. Poza tym, to łóżko... 

Japończyk mocno objął Kaoru. Odwrócił się na plecy i przyciągnął dziewczynę na siebie. Poprawił kołdrę i ucałował jej policzek.

-Tak wygodniej?- szepnął rozbawiony.- Nie chodź nigdzie. Poza tym, i tak nigdzie cię nie puszczę. Sama tutaj przyszłaś, więc klamka zapadła. Wypuszczę cię dopiero rano. 

Kaoru zachichotała cicho. Wtuliła się twarzą w jego ramię, oplatając dłońmi jego szyję.

-I tak będziemy spać? 

-Yhm.

Teraz to Kame wsunął dłonie pod jej koszulkę i dotknął jej pleców. Czule i powoli gładził jej skórę, napawając się jej miękkim dotykiem. Kaoru wydobyła z siebie ciche westchnięcie, czując gęsią skórkę. Zadrżała znowu, po jej ciele przebiegły przyjemne dreszcze. Wiercąc się, poprawiła się, by ułożyć się wygodniej. Przekręciła głowę w bok, tuląc się policzkiem do torsu Kame. Przymknęła powieki, oddychając nieco szybciej.

-Wygodniej tak?- Szepnął bardzo cicho. Dotknął wargami jej kącika ust.

-Uhm- mruknęła pod nosem. 

-To dobrze- uśmiechnął się, a Kaoru znowu poczuła ciepło jego oddechu, które lekko łaskotało jej policzek.- Ale nie wierć się tak. Nie wygodnie ci? 

Dziewczyna uniosła na niego oczy i zarumieniła się lekko. Zdała sobie sprawę, że faktycznie wciąż się wierci, nieustannie lgnąć do jego ciała, jakby nie potrafiła się opanować. 

-Przepraszam...

Chciała coś jeszcze dopowiedzieć, lecz Japończyk zdecydowanie zamknął jej usta czułym i namiętnym pocałunkiem. Kaoru miała wrażenie, że Kamenashi tym pocałunkiem rozpalił w jej wnętrzu płomień. Serce podjęło się dzikiego biegu, w żyłach poczuła buchającą adrenalinę. Japończyk zsunął niepewnie dłonie na jej biodra, dotykając palcem linii jej bielizny. W podbrzuszu poczuła przyjemne ciepło. Jęknęła cicho w jego usta, wtulając się mocniej w jego ciało. 

-Kame...- wyszeptała z trudem.- Nie możemy... 

Kamenashi westchnął cicho. Jego pocałunki znowu stały się delikatne i ledwo muskał wargami jej usta.

-Martwisz się Kokim i Taguchim? 

-Yhm...- Uciekła od niego ustami i spojrzała  w jego oczy.- To chyba nie był dobry pomysł, bym tutaj przychodziła. 

Objął ją mocniej. W jego oczach dziewczyna dostrzegła mieszający się ból. Wyplątała się z jego objęć i usiadła na łóżku, starając się wyrównać oddech. 

-Nie odchodź nigdzie.- Zawołał głośniej niż zamierzał. 

Obaj zamarli, kiedy chrapanie Kokiego nagle ucichło. Kaoru słyszała tylko, jak krew szumi jej w głowie, wstrzymała oddech. Obaj spojrzeli w stronę łóżka Kokiego. Jego oczy na chwilę otwarły się, wymamrotał coś cicho pod nosem, coś co zabrzmiało "cicho" lub "zamknąć się". Potem mlasnął głośno, odwrócił się na drugi bok. Ręką objął poduszkę, zaśmiał się cicho, po czym znowu z jego gardła wydobyło się głośnie chrapanie. 

Kaoru razem z Kame głośno odetchnęli, odczuwając ulgę. 

-Chyba już pójdę... 

Japończyk dotknął jej ramienia. 

-Przepraszam...- wymamrotał.- Masz rację, nie powinniśmy... 

Uśmiechnęła się do niego. 

-Nie musisz przepraszać. Naprawdę nie masz za co. 

Nachyliła się lekko i złożyła krótki pocałunek na jego ustach.

-Zostanę, ale nie będziemy tak spać, jak chciałeś- zachichotała cicho.- Gorzej będzie, jak nas zastaną w takiej pozycji, co sobie pomyślą? Położę się przy ścianie, hmm? Jak któryś się przebudzi w nocy, to na pierwszy rzut oka nie powinien się zorientować, że nie śpisz sam. Jak jeszcze mocno się przytulisz, to będzie to tak wyglądać, jakbyś obejmował poduszkę. 

Nie czekając na jego odpowiedzieć, wsunęła się pod kołdrę. Kame wciąż siedział na łóżku lekko wstrząśnięty. Złapała go za rękę i śmiejąc się cicho pociągnęła go do siebie. Przytuliła się mocno do niego, tym razem przylegając plecami do ściany. Objęła go nogą w biodrze, chcąc zrobić mu jak najwięcej miejsca na wąskim łóżku. 

-Tak lepiej?

-Jesteś niemożliwa- zaśmiał się. Pocałował ją w czoło.- Chyba najlepiej, ze wszystkich możliwych naszych pomysłów. Mam nadzieję, że szybko się nie skapną, że jesteś tutaj ze mną. Byłoby im wtedy do śmiechu. Dlatego nie miej mi tego za złe, jak czasami mocno przycisnę cię do ściany i nakryje cię własnym ciałem. Postaram się wstać mimo wszystko wcześniej od nich, ale Bóg jeden wie, co może im przyjść do głowy. Szczególnie Kokiemu.

Jak na zawołanie z gardła Tanaki znowu wyrwał się jakiś niezrozumiały potok słów. Jakby tym sposobem chciał im dać znać do zrozumienia, że wie wszystko, co robią i ma oczy i uszy dookoła głowy, mimo że jest pogrążony w głębokim śnie. 

-Może lepiej nie kusić losu- szepnęła Kaoru nieco sennym już głosem.- Jutro już będziemy w domu, więc nie będziemy musieli przed nikim się ukrywać.- Skuliła się w sobie, by być mniej widoczną z punku widzenia kolegów. Oczywiście głowę ułożyła tak, by być najbliżej serca Kame. Ten dźwięk jakoś działał na nią kojąco. Po chwili rozległo się ciche kichnięcie. 

-Yhm... chyba masz rację.- Kamenashi ciasno otoczył ją ramionami. Przyłożył usta do jej czoła.- Na zdrowie. Mam nadzieję, że nie zmarzniesz mi już. Nie chcę byś się rozchorowała. Już dość mamy wrażeń po wczorajszym deszczu. 

Zaśmiała się cicho.

-Przy tobie to raczej jest niemożliwe. 

-Obyś miała rację.- Uśmiechnął się, obejmując ją jeszcze mocniej.- Dobranoc, kochanie. 

Odetchnęła cicho, kolejny raz kichając. Przymknęła powieki, wsłuchując się delikatny szmer oddechu Kame. Czuła, jak jego klatka piersiowa stopniowo podnosi się, a po chwili znowu opada. W głębi jego mostka nieustannie bębniło w regularnym tempie serce. Uśmiechnęła się. Naprawdę uwielbiała, jak jego serce kołatało, kiedy znajdowała się tak blisko niego. 

Usnęła chwilę potem, z przytulonym uchem do torsu Kamenashiego. Ich serca biły w tym samym rytmie, choć różniły się pod wieloma różnymi czynnikami.

3 /skomentuj:

Anonimowy pisze...

Kyaaaa ! O jak fajnie że tak szybko coś napisałas. Kiedy zobaczyłam tylko linka na tt to od razu weszłam tutaj. No tak, nie ma to jak zamartwianie się Kokiego, biedulek malo brakowało a dostłaby zawału. jestem ciekawa, co by było, gdyby jednak ten zawał był, albo gdyby Kame z Kaoru nie wrócili na czas do pensjonatu. ta ekipa tej reklamy to serio mega dziwna jakas. dobrze ze tak sie zmotywowali i mieli ich z głowy. Ta scena końcowa to mnie powaliła. Kame i Kaoru to serio rządzą. na jej miejscu nie ryzykowałabym tym przyjściem, w dodatku przecież Koki mial też tam pokoj. Słooodzki są jednym slowem. czekam na dalsze takie ich akcje ;p.

Anonimowy pisze...

Hahahaa się uśmiałam czytając ten rozdział. Oj ten Koki jak zawsze najpierw robi a potem myśli co się może stać. Ale dobrze że skończyło się pomyślnie to całe "zaginięcie Kame i Kaoru" :) Nakamaru taki poważny tu jest trochę, ale i tak słodki na swój sposób^^. I znowu te romantyczne sceny K. i K. <3 Chyba oni mi się nigdy nie znudzą, bo lubię czytać te ich wyznania co do siebie.
Ogólnie cały rozdział wyszedł ci dobrze, a ty jak zawsze myślisz inaczej. A więc czekam na jeszcze więcej, a szczególnie więcej Maru! Pisz, pisz ten następny rozdział, powodzenia.
Keiko^^

Kokoro-chan pisze...

xP
1) "W dłoni trzymał parujący kubek gorącej kawy." No tak, kawa stawia na nogi xP Podobno xD
2) "Po prostu mówię to, co myślę." Czyli tak ja xD A najbardziej języka nie kontroluję jak prowadzę panele na konwentach xD Szczerość to podstawa ;]
3) "Przynajmniej nie będą się znowu kłócić, pomyślał." A szkoda xD A chciałabym aby się pokłócili znowu xD
4) W sumie nie wiem co pisać, bo ciężko mi jest komentować, gdy wysyłasz mi części na bieżąco na gg- co nie oznacza, że wcale mi się to nie podoba ;]
;]

Prześlij komentarz