Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

sobota, 23 listopada 2013

私の天国 (Watashi no tengoku)~ My heaven. Rozdział dziesiąty: Nocne zmory umysłu.

Heeej ;)). Dawno mnie tutaj nie było. W zasadzie sama nie wiem dlaczego. Niby obiecałam recenzję z "Summer nude" i co nieco o nowym albumie Akanishiego, ale tak jakoś wyszło, że nie czułam potrzeby, by się odezwać. Dziwne, prawda? Mimo wszystko przepraszam za to i już jestem. Co prawda trochę zmęczona, bo dzisiaj miałam zajęcia. Jeszcze trochę muszę poczuć się na jutro na zajęcia z pierwszej pomocy. Szczerze? To nic mi się nie chce, poszłabym z chęcią ale spać. Jednak nie ma tak dobrze, a jutro p. Karol obiecał nam krótki egzamin podsumowujący dzisiejsze wykłady, więc przydałoby się chociaż ogarnąć notatki. 

Wczoraj skończyłam pisać 10 rozdział, z czego naprawdę bardzo się ucieszyłam. Już myślałam, że nigdy nie uda mi się go skończyć. Chciałam go nawet wczoraj wieczorem już wstawić, ale nim dopisałam decydujące ostatnie zdanie, to było po północy, a rano musiałam wcześnie wstać. Więc dzisiaj na spokojnie mniej więcej przejrzałam jeszcze raz rozdział w celu drobnej korekty. Mam nadzieję, że się spodoba XD. Trochę (chyba) dziwny mi wyszedł. Nie wyszedł mi tak jakbym chciała, ale pewnie "wina" leży po stronie książek p. Murakamiego, którego w ostatnim czasie pochłaniam jak odkurzacz kurz ;p.

No i w końcu umieściłam bannerek na blogu, który zrobiłam już daawno temu. W sumie to jeszcze do starszego szablonu bloga, przez co musiałam go nieco powiększyć i nieco stracił na swojej jakości ;/. Ale skoro "Watashi no idai nippon no koi" miało swój 'promujący' bannerek to dlaczego "My heaven" nie ma go mieć ;p


私の天国 
(Watashi no tengoku)~ My heaven. Rozdział dziesiąty: Nocne zmory umysłu. [+18]

Urlop nad morzem dobiegł końca trzy dni po przyjęciu, na którym świętowali decyzję Kaoru o powrocie do agencji Johnnego. Dziewczyna miała świadomość, że powrót do Tokio, to równocześnie zderzenie się z rzeczywistością i będzie musiała stanąć twarzą w twarz z Kitagawą. Na samą już myśl miała skurcze żołądka i zawroty głowy.

W zakamarkach pamięci wciąż tkwił zachowany obraz Johnnego, kiedy to dwa lata temu, po raz pierwszy przybyła do pracy. Zimne, niemal stalowe oczy przełożonego, które zdawały się przewiercać dziewczynę na wylot, były chłodne i w dziwny sposób pozbawione wszelkich uczuć. Poorana twarz siecią zmarszczek, zdawała się być wtedy szara, jak stary papier. Aż miało się wrażenie, że lada chwila, a skóra na kościach policzkowych złuszczy się i zacznie odpadać grubymi płatami. W tamtym czasie tekściarce, prezes JE wydał się wrakiem człowieka, groteskową karykaturą, która kurczowo trzymała się życia. Był przerażający, a jednocześnie kruchy, jak stare drzewo, które stopniowo zostaje wyżarte przez korniki i od wewnątrz próchnieje.

Teraz Kaoru nie była taka pewna, czy to, co wtedy zobaczyła, było rzeczywiście odzwierciedleniem realnej twarzy Johnnego, czy przypadkiem, obezwładniona strachem, wyobraźnia zbytnio jej nie poniosła. Nie miała wiele z nim do czynienia, praktycznie w ogóle. Jedynie pierwsze w życiu spotkanie i to, gdzie przedstawił ją pozostałym tekściarzom. Ale na jednym, jak i na drugim spotkaniu, Kitagawa kojarzył jej się z czarnym charakterem. Może i było to zbyt zabawne, ale tekściarka wtedy czuła się tak, jakby odgrywała jakąś rolę w dramie. Nigdy nie należała do osób, które wierzą, że ich największe marzenia w końcu się spełnią. Nie wyróżniała się niczym nadzwyczajnym od swoich znajomych. No, może jedynie tym, że miała totalnego fioła na punkcie Japonii i wszystkiego, co było z nią związane. Lubiła tworzyć coś swojego. Wolny czas przeznaczała głównie na pisaniu tekstów piosenek. Niekiedy nawet pisała nocami, jeżeli akurat miała natchnienie. Była też bardziej zamknięta w sobie, raczej nie wychylała się naprzód. Odzywała się tylko wtedy, kiedy było to konieczne. Żyła po cichu swoimi marzeniami, ani na chwilę nie przypuszczając, że kiedykolwiek przyjdzie jej pisać słowa piosenek w JE. Tak, taki ktoś, jak ona, chyba miał prawo do takich myśli. Czuć się jak bohaterka przeciętnej dramy. Szara myszka, która potrafi dojść do celu, jeśli choć odrobinkę się wysili. Szczęście, czy może fatum? Nie miało to żadnego znaczenia. Liczył się wtedy sam fakt, że znalazła się tam, gdzie najbardziej pragnęła. Co do Johnnego, nie znała go osobiście, nie rozmawiała nim zbyt wiele. Choć ciężko było nazwać to rozmową, raczej krótką wymianą zdań. Kitagawa mówił, Kaoru potakiwała, rzucając czasami krótkie "hai", czy "arigatou gozaimasu". Wizerunek tego mężczyzny budowała głównie na podstawie plotek, które wyczytała w sieci, przebywając jeszcze w Polsce. Potem doszły usłyszane pogłoski, które krążyły w agencji. Wpadały do ucha, wymykały się drugim. Nie była też osobą, która po kilku minutach potrafiłaby rozgryźć człowieka. Do Johnnego odnosiła się z szacunkiem, lecz nie była całkowicie pewna, czy naprawdę miała go do mężczyzny. Wolała go unikać i trzymać się na dystans, jak było to tylko możliwe. Mimo że Kitagawa liczył sobie już sporo lat, to czuła do niego respekt i gdzieś podświadomie wiedziała, że z tym człowiekiem nie powinno się zadzierać. Najlepiej nigdy, bo z kimś takim się nie wygra. Ludzie, którzy tworzą wielkie korporacje, nigdy nie mają czystego konta sumienia. Grają nie czysto i wcale nie patrzą, czy czasem swoim zachowaniem nie skrzywdzą innych. Być może Johnny Kitagawa wcale nie musiał być mrocznym charakterem, ale kiedy przyszło Kaoru spotkać się z nim po raz pierwszy, w głowie usłyszała cichutki i ostrzegawczy głosik.

Choć młoda tekściarka była pełna negatywnych myśli, to jej wątpliwości szybko rozwiały się. Kiedy tylko przekroczyła próg gabinetu Kitagawy, mężczyzna wydawał się radosny. Jego twarz, mimo ilości przybyłych zmarszczek, była pogodna i biło od niego ojcowskim ciepłem. Obraz groźnego mafioza rozpłyną się niczym poranna mgła. Stalowe oczy, które najbardziej zapamiętała, były miękkie i sympatyczne. W fotelu zobaczyła raczej niegroźnego starca, niż ojca chrzestnego, którego cały czas miała w wyobraźni. Spostrzegła, że Johnny jakby skurczył się. Garnitur, który miał na sobie, zdawał się być o dwa rozmiary za duży i wisiał na nim jak na wieszaku. Kiedy podnosił się z miejsca, kolana cicho strzeliły, a oparte dłonie o blat biurka zadrżały. Widok ten bardzo zaskoczył Kaoru, przez co zaczęła zastanawiać się, czy ma do czynienia z tym samym człowiekiem, co dawniej.

Najwyraźniej Johnny bardzo dobrze zapamiętał Kaoru. Co jakiś czas wspominał jej stare teksty, które wysłała do agencji na próbę. Również bardzo chwalił sobie piosenki, które napisała pracując już tutaj. Uśmiechał się przy tym szeroko, przez co zmarszczki wokół jego ust pogłębiały się. Kurze łapki otaczające oczy, sprawiały wrażenie, jakby patrzyło się na twarz dziadka, opowiadającego jakąś starą historię z jego dzieciństwa.

Kaoru nie spodobał się jedynie sposób zadawanych pytań, do których później przeszedł Kitagawa. Praktycznie większość z nich dotyczyły Kamenashiego. Starała się być czujna i wiedziała, że nie może przed mężczyzną okazać słabości, bo od razu wyszłoby na jaw, że kłamie. W międzyczasie usiłowała sobie przypomnieć, czy Kamenashi czasem nie wspominał jej, że pójdzie do Johnnego i o wszystkim mu powie. Jednak niczego takiego nie pamiętała, więc była w stu procentach pewna, że Kame sam z nim wszystkiego nie załatwił. A więc, dlaczego wypytuje o nas, jakby był dobrze poinformowany, że jesteśmy razem? Przez resztę spotkania ta myśl nie dawała jej spokoju, przez co czuła się niepewnie i rozdrażniona.

Na sam koniec Kitagawa podsunął nową umowę tekściarce i przyjął ją do pracy z szeroko otwartymi ramionami. Uścisnął mocno jej dłoń i rzucił hasłem, coś na miarę "witamy znowu na pokładzie". Kaoru podziękowała i skłoniła się lekko, po czym z wielką ulgą opuściła gabinet prezesa JE.

Przez resztę dnia, starała się nałożyć na siebie te dwa wizerunki Kitagawy, które przyszło jej zobaczyć, lecz za nic w świecie nie potrafiła określić, jakim naprawdę jest on człowiekiem.


***

Tej nocy Kaoru nie mogła spać. Była zmęczona, ale umysł uparcie nie chciał dać za wygraną. W jej głowie kłębiły się różne myśli. Wcale nie miała ochoty na nocne rozmyślenia, pragnęła tylko po prostu zamknąć oczy i zasnąć. Praca w agencji powoli wykańczała ją, mimo że przepracowała tam niecały tydzień. Organizm dopiero zaczynał przyzwyczajać się do nowego trybu życia, to też miała problemy ze wczesnym wstawaniem. Czasami głośny dźwięk budzika nie był wstanie zmusić Kaoru do dźwignięcia się z łóżka. Wtedy do akcji wkraczał Kame, który ściągał z niej kołdrę, albo dla żartu kradł poduszkę. Kaoru była nieprzytomna, dopóki nie wyszła na świeże powietrze, a w agencji nie wypiła kubka mocnej kawy. Trzeźwe myślenie od razu powracało i była wstanie przeżyć kolejny dzień w pracy. Często też siedziała po nocach, gdyż kierowana swoją upartością, musiała dokończyć zwrotkę, czy refren nowego teksu, który właśnie pisała. 

W agencji nie czuła się samotna. Ueda z Kokim, jak za dawnych czasów przychodzili do niej, kiedy tylko mieli chwilę wytchnienia. Często we trójkę jadali lunch, albo po prostu siedzieli w siedzibie tekściarzy, gdzie Koki rzucał żartami, by rozbawić towarzystwo. Kaoru uwielbiała spędzać z nimi czas. Miała wówczas wrażenie, że nic takiego nie wydarzyło się przez te dwa ostatnie lata. Czas w agencji płynął zupełnie tak, jakby zatrzymał się w tym miejscu, kiedy to tekściarka postanowiła opuścić JE, a ruszył na nowo w raz z jej przybyciem. 

Cały ten tydzień, nie licząc ciężkich pobudek, mijał jej naprawdę świetnie, ale w ostatnich dniach, coś zaczęło się dziać. Kaoru nie potrafiła tego określić, ale czuła wewnętrzny niepokój. Coś, jakby bardzo ciężkiego opadało na jej klatkę piersiową i bardzo powoli ją miażdżyło. Miała złe przeczucie. Wiedziała, że coś się wydarzy. Coś bardzo złego, jednak nie miała pojęcia, kiedy i co dokładniej. Strach nasilał się coraz bardziej, przez co paraliżował ją tak mocno, aż nie pozwalał jej zasnąć spokojnie nocami.

Westchnęła bardzo głośno i przerzuciła się na drugi bok. Poprawiła poduszkę i podciągnęła kołdrę pod samą szyję. Zacisnęła powieki z całych sił i wtuliła się twarzą w róg kołdry. Chcę spać, powtarzała uparcie, ale sen wcale nie nadchodził, zupełnie jakby był jej przeciwny. 

-Kaoru...- mruknął Kamenashi.- Możesz przestać się tak wiercić? 

-Przepraszam- szepnęła i kolejny raz zaniosła się głośnym westchnięciem. 

-Hej, co się dzieje?

-Nic. Po prostu nie mogę spać. 

Kamenashi przysunął się do Kaoru. Objął ją delikatnie i musnął ustami jej policzek. 

-Wszystko w porządku?

-Yhm... To chyba przez ten stres w pracy nie mogę zasnąć.

Odwróciła się do niego. Wtuliła się mocno w jego ramiona i starała się skupić nad cichym biciem jego serca. Nie chciała mu nic mówić, co jest prawdziwym powodem jej bezsenności, bo niby po co? Nie lubiła go martwić, poza tym, sama do końca nie wiedziała, co te przeczucia mogą znaczyć. 

-Chcesz mnie udusić?- Kamenashi zaśmiał się cicho i dotknął jej dłoni, by poluzować uścisk na szyi. 

Kaoru dopiero teraz zorientowała się, że za bardzo leży przytula do Kamenashiego. Zdjęła dłonie z jego szyi i ułożyła je na torsie Kame. 

-Chyba nerwy robią swoje, hmm?- Przyciągnął ją bliżej siebie. Dotknął wargami jej czoła i zamknął oczy.- A teraz postaraj się zasnąć.

Łatwo zrobić, trudniej wykonać, pomyślała tylko.

Na siłę znowu zamknęła powieki i zmusiła swój mózg do zaśnięcia, lecz na próżno. Ten stan powoli zaczynał ją wkurzać. Odpychała od siebie napływające myśli, jak wściekłe owady, ale im mocniej starała się odciąć od własnego umysłu, tym bardziej zaczynał płatać jej figle i zalewał ją masą różnych i dziwnych myśli. Kaoru nie wiedziała, skąd takie niedorzeczne rzeczy biorą się jej w głowie o tak później porze. Pod powiekami pojawiały się obrazy, które wymyślała sobie podświadomość, jakby uważała to za ciekawszą rzecz od pogrążenia się we śnie. Wyobraźnia podsuwała Kaoru różne nieprzyjemności, coś na miarę Lodowej Krainy, która nawiedzała ją, kiedy męczyła się z anginą.

Po chwili zmagań ze samą sobą, uniosła powieki i spojrzała na twarz Kamenashiego. Uśmiechnęła się lekko, przynajmniej on jeden nie miał problemów ze snem. Zazdrościła mu tego. Odsunęła się delikatnie i wyplątała się z jego objęć. Usiadła na łóżku, odgarnęła włosy z czoła i zerknęła w stronę okna.

Księżyc tej nocy świecił wysoko. Była pełnia, a niebo bezchmurne, usłane tysiącem gwiazd. Było tak jasno w pokoju, że Kaoru nie musiała zapalać lampki, by móc cokolwiek ujrzeć. Blask księżyca niemal raził w oczy, przez co dziewczyna zmrużyła powieki i odwróciła głowę.

Nawet księżyc jest przeciwko mnie, co się dzieje?

Podniosła się cicho z łóżka i na palcach podeszła do okna. Odsłoniła firankę i otworzyła drzwi balkonowe. Powitało ją przyjemne noce i letnie powietrze. Kaoru wciągnęła je w płuca i odetchnęła głęboko.

Wyszła na zewnątrz. Oparła dłonie o balustradę i spojrzała prosto na księżyc. Kiedy przebywała jeszcze w Polsce i nie mogła spać, często tak robiła. Wstawała z łóżka i godzinami wpatrywała się w księżyc. Niekiedy cicho z nim rozmawiała, żaliła mu się. Nigdy nie wypowiadała słów na głos. Jej rozmowa była bardziej mentalna i nieco intymna, bo zwierzała się mu praktycznie ze wszystkiego.

Oddalony satelita od ziemi pozostawał niewzruszony na dręczące problemy Kaoru. Był chłodny i z daleka sprawiał wrażenie czujnego oka, które pod osłoną ciemności obserwowało mieszkańców planety. Mimo wszystko, tekściarka lubiła kierować do niego swój wewnętrzny monolog i powierzała w jego ręce swoje sprawy, bo wiedziała, że nikomu nie wypapla jej sekretów. Wierny przyjaciel, który wysłucha do końca, lecz nie udzieli rady. Zawsze miała takie zdanie na temat księżyca. Nie znosiła tych nocy, gdzie zapadał nów. Mrok wtedy spowijał wszystko, a ona czuła się niczym zagubiona mała dziewczynka. Jak dziecko, które nagle traci orientacje w terenie i zbacza ze swojej ścieżki. Jego blask pełnił dla niej rolę osobistego przewodnika, który delikatnie oświetlał jej drogę. Dzięki unoszącemu się oku na niebie, czuła się bezpieczna, bo wszystkie dotąd jej lęki pod postacią nocnych zmor, chowały się przed jego światłem.

Uścisk w klatce piersiowej nagle nasilił się. Dziewczyna przyłożyła dłoń do piersi, w oczach stanęły łzy. Strach znowu obezwładnił jej ciało, aż nie była wstanie się ruszyć. Miała wrażenie, że w jeden chwili wszystko dookoła niej ucichło. Została tylko ona i jej przeciwne uczucie, które coraz bardziej naciskało na serce. Czasami ból był nie do zniesienia. Nie umiała go porównać do niczego innego, co było jej dane już doznać.

Czego tak bardzo mogę się obawiać? Pytała księżyca, a ten uparcie milczał, jak zaklęty.

Noc, to najdziwniejsza pora, jaka kiedykolwiek może istnieć, pomyślała. Wtedy wszystko zmienia swoje kształty, przybiera zupełnie inne formy niż w czasie dnia. Nocne zmory tylko czekają, aż zapadnie bezduszny mrok. Ostrzą swoje szpony i wychodzą ze swoich kryjówek, by wbić je głęboko w nasze serce i umysły. Sycą się naszym strachem i niepowodzeniem. To one czynią, że nasze problemy w ciemnościach wydają się ciężkie i nie do przebicia. Jedynym naszym zbawieniem jest świt, który poskramia nasze nocne demony. Wraz ze wschodem słońca to, co nawiedziło nasze myśli nocą, jest dla nas obce i pozbawione sensu. Zupełnie, jakby pod postacią ciemności, człowiek zamieniałby się w kogoś innego. Myśli, odczucia, czyny i słowa, nie należą do niego. Są bezbarwne i odległe niczym sen. Dopiero światło dnia rzuca obiektywną ocenę sytuacji.

Tak, magia nocy jest przedziwna. Gdyby nie unoszący się na niebie księżyc, noc byłaby o wiele bardziej przerażająca, niż dotychczas.

-Kochanie, co robisz?- Zaspany głos Kamenashiego pomógł jej powrócić do rzeczywistości.- Wciąż nie możesz zasnąć?

Odwróciła głowę w jego stronę. Stał w progu z czupryną rozczochranych włosów i drapał się po głowie.

-Mógłbyś mnie przytulić?- wyszeptała niemal błagalnie.

-Na pewno wszystko okey?- Kame poczłapał w jej stronę i otoczył ją ramionami.

-Tak- powiedziała cicho i zamknęła oczy.- Po prostu mnie przytul, nic więcej.

W jego ramionach od razu poczuła się lepiej i bezpieczniej. Teraz to Kame przejął funkcje, które jeszcze do niedawna należały do księżyca.W końcu nie bez powodu postanowiła nazywać go swoim azylem. Nękający ból w piersi zleżał, a uczucie strachu rozmyło się. Tak, zdecydowanie to Kamenashi stał się jej opiekunem, a Kaoru już nie była taka pewna, czy wciąż może ufać tak bezgranicznie satelicie jak dawniej.

-Może wrócimy do środka?

-Za chwilkę- odparła. Wiedziała, że Japończyk ledwo trzymała się na nogach, ale potrzebowała w tej chwili jego bliskości.

-Chcesz porozmawiać? Widzę, że coś cię męczy. Wiesz dobrze, że o wszystkim możesz mi zawsze powiedzieć.

-Wiem...

Ale nie miała zamiaru straszyć go swoimi nocnymi lękami i nieokreślonym bólem w sercu. Kiedy tylko wstanie słońce, powiedziała sobie, wszystko wróci do normy.

Nie miała pewności, czy faktycznie tak będzie. Chciała po prostu mocno w to wierzyć, nic więcej....


***

W następną noc Kaoru również męczyła się z zaśnięciem. Prawdę mówiąc, dziewczyna nie miała zamiaru kłaść się spać. Kiedy wróciła późnym popołudniem z agencji, zjadła coś szybkiego. Wzięła długą, gorącą kąpiel, po czym udała się do salonu, gdzie usadowiła się na kanapie. Stół zapełniła komputerem, stosem czystych kartek i długopisami. Miała nadzieję, że pochłonięta pracą, przestanie myśleć o niestworzonych rzeczach, a uporczywy ból, który miażdżył jej klatkę piersiową zniknie.    

Myliła się i to dość bardzo. Gdzieś około po pierwszej w nocy, kiedy oczy zaczęły szczypać i uniosła głowę, by sprawdzić godzinę, poczuła znowu ten uścisk. Serce przyśpieszyło, oddech stał się nierówny. Zalała ją fala strachu i niepokoju. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że trzymana w rękach kartka lepi się do placów. Dłonie miała wilgotne od potu. 

Zaczerpnęła gwałtownie powietrza w płuca i zamknęła powieki. Ścisnęła palcami skronie i nakazała sobie spokój. Oddychała głęboko. Powietrze wciągała nosem, a wypuszczała ustami. Powtórzyła kilka razy to uspokajające ćwiczenie. Puls wrócił do normy, serce biło już w swoim naturalnym rytmie. 

Zgasiła komputer i lampkę. Poskładała kartki i udała się do łazienki, gdzie wzięła letni prysznic i zmieniła piżamę na zwykłą, długą koszulkę. Noc była gorąca i sucha, a przez nerwy miała wrażenie, że temperatura jej ciała wzrosła o kilka stopni w górę. Jeszcze chwila, a nerwicy dostanę, pomyślała. Stanęła przez lustrem i rozczesała włosy. Powtórzyła głębokie wdechy i wydechy, i udała się do sypialni. 

Dochodziło do drugiej w nocy. 

Księżyc wciąż był w pełni. Jego dziwnie silny blask przecierał się przez cienką firankę i rzucał złowrogie cienie na podłogę. Kaoru nie czekając ani chwili dłużej, postanowiła zasłonić okno. Pokój od razu wypełnił się gęstym mrokiem, a powietrze zgęstniało. 

Zasnęła dość szybko, ale obawy wciąż szalały w jej podświadomości i nękały ją w postaci obrazów, wytworzonych jako sen.

Śniło jej się, że znajduje się w ciemnym lesie. Otaczająca ją zieleń była zgniła i pachniała rozkładem. Nie miała pojęcia, jakim cudem się tutaj znalazła. Pamiętała tylko tyle, że jeszcze w chwilę temu szykowała się do pójścia spać. Więc jakim cudem nagle znalazłam się w środku nocy, w tym przez Boga zapominanym miejscu? - Spytała siebie. Leżała na ziemi i trzęsła się jak galareta. Spojrzała w dół, by móc omieść wzrokiem swój strój. Na sobie miała letnią, bawełnianą koszulkę, która sięgała jej do połowy ud. Tę samą, którą włożyła, kiedy wyszła spod prysznica. Na niej widniały smugi błota i chyba zaschniętej już krwi. Przedramienia miała obolałe i pokryte fioletowymi plamami. Od łokcia aż do nadgarstka biegła stróżka czegoś w odcieniu rdzy. Podniosła się z ziemi. Zachwiała się i z trudem utrzymała równowagę. Nogi miała miękkie jak wata.

Dookoła niej było ciemno, więc wyciągnęła dłonie przed siebie jak ślepiec, by móc trafić do celu. Nie wiedziała, dokąd ma iść, więc posuwała się na przód małymi kroczkami, jak dziecko, które dopiero rozpoczyna naukę chodzenia. W lesie panowała napięta atmosfera. Powietrze tutaj zdawało się być ciężkie i stężałe, jakby grube ściany lasu uniemożliwiały dopływ wiatru. Przez pewien czas panowała głucha cisza. Kaoru czuła się tak, jakby została wepchana na dno głębokiej studni, albo zamknięta w próżni, gdzie żaden dźwięk nie miał prawa bytu. Uniosła głowę do góry, lecz niebo otulał gruby płaszcz listopadowej nocy. Czuła chłód, więc potarła dłonie, by je rozgrzać. Z ust unosiły się kłęby białej pary. Zdziwiła się, dlaczego panuje już jesień. Przecież kiedy kładłam się, było upalne lato - pomyślała - to niemożliwe, bym przeleżała tutaj, aż tyle miesięcy.

Zlękła się, kiedy nagle coś usłyszała. Serce zakołatało tak głośno, że o mało co nie krzyknęła na ten dźwięk. Wykonała gwałtowny obrót wokół własnej osi, ale niczego nie zobaczyła. To, co usłyszała, zabrzmiało jak łopot wielkich skrzydeł. Nie przypominała sobie, aby jakiś ptak robił tyle hałasu lecąc. Wytężyła wzrok w ciemnościach, ale tylko nabawiła się bólu głowy. Za sobą, gdzieś na pobliskim drzewie zakołysała się jedna z gałęzi. Liście zaszeleściły złowrogo, jakby tym sposobem chcąc ostrzec Kaoru. Odwróciła się za siebie bardzo powoli, jakby balansowała na krawędzi zamarzniętej wody. W nią wpatrywała się para czerwonych, jak wrząca krew ślepi. Cofnęła się o kilka kroków, po czym wrzasnęła przeraźliwie i rzuciła się biegiem.

Droga była stroma i mokra. Do nagich stóp lepił się żwir i błoto. Biegła po martwych liściach, które były śliskie i niebezpieczne. Zarysy drzew zdawały się odległe a skałę, którą widziała na wzgórzu, przyprawiała o dreszcze na całym ciele. Jednocześnie był to dla niej jedyny punkt, do którego mogła biec w tych ciemnościach.

Nagle poślizgnęła się i upadła na kolana. Dłonie zanurzyły się pod stertą nieprzyjemnie zimnych i wilgotnych liści. Poczuła pieczenie, kiedy ostra krawędź kamienia rozcięła jej linie papilarne. Syknęła z bólu, zagryzając mocno wargę. Akurat w tym momencie chmury rozstąpiły się i wyjrzał zza nich okrąglutki księżyc, porażając wszystko w swoją niebieskawą poświatą. Kaoru wyciągnęła dłoń i pobieżnie obejrzała ranę. Wcale nie skaleczyła się o kamień. W liściach leżała kość. Bez namysłu sięgnęła po nią i kiedy przyjrzała jej się uważnie, spostrzegła, że jest to ludzka kość. Krzyknęła i wypuściła ją z dłoni.

Dzięki światłu księżyca było nieco jaśniej, więc rozglądnęła się teraz uważniej. Zorientowała się, że wcale nie jest w lesie, a przynajmniej nie w typowym lesie. Był to cmentarz. Stary cmentarz, gdzie dookoła niej walały się poniszczone nagrobki. A przed sobą wcale nie widziała skały. Był to kamienny posąg, sygnaturą przypominającego anioła. Skrzydła miał oderwane, a martwe i puste oczy zdawały się być centralnie utkwione w Kaoru.

Chciała krzyknąć, ale nie wydobyła z siebie głosu. Przełknęła za to głośno ślinę. Gardło miała suche, jakby nałykała się grudek ziemi. Powędrowała dalej wzrokiem po cmentarzu i to, co zobaczyła przy jednym skupisku drzew sprawiło, że serce przez moment zastygło jej w piersi.

Była to rzucona plama światła przez łunę księżyca, ale wyglądem kojarzyła się ze zjawą. Idealnie w niej został zarysowany ludzki szkielet i czaszka. Postura przechylona do przodu z opadniętą głową na dół. Jak kukiełkowa lalka w teatrzyku, tylko teraz zniszczona i nadająca się tylko do wyrzucenia. Kaoru wzrok zarejestrował coś cienkiego i czarnego, co unosiło się nad wisielcem. Podniosła wyżej głowę. Był to sznurek, który został zawieszony na jednej z gałęzi drzewa. Na niej został powieszony człowiek, teraz po nim, został tylko szkielet.

Żołądek podszedł jej do gardła. Przyłożyła dłoń do ust, by czasem nie zwymiotować. W cieniu drzewa coś mignęło. Stała tam jakaś postać. Uśmiechała się szyderczo i kpiąco na widok Kaoru. W oczach majaczyła nienawiść i czyste szaleństwo. Miała tleniono żółte włosy i długi, czarny płaszcz. Dziewczyna znała bardzo dobrze ten wyraz twarzy. Nagle z pleców kobiety wyrosła para czarnych, jak smoła skrzydeł. Były potężne, wyglądem kojarzące się ze skrzydłami nietoperza. Duże, skórze skrzydła, których ostre krawędzie połyskiwały niebezpiecznie w skąpanym świetle księżyca. Rozerwały materiał na plecach z głośnym trzaskiem. Ciemne tęczówki przemieniły się w szkarłat niczym żywa i wrząca lawa. Obnażyła zęby, z gardła wydobył się charkot.

Ayumi ruszyła w jej stronę, a Kaoru krzyknęła.

Wybudziła się gwałtownie. Leżała przez chwilę nieruchomo na łóżku. Podświadomość dopiero zaczęła łączyć się ze świadomością, więc do Kaoru powoli zaczęło docierać, że śniła. Zaczerpnęła powietrza do płuc, bo zdała sobie sprawę, że odkąd otworzyła oczy, wstrzymała oddech.

Przed sobą zobaczyła ciemną postać. Siedziała na łóżku i wpatrywała się uważanie w jej twarz. Chciała znowu krzyknąć, ale w porę zorientowała się, że to Kame.

-Nic ci nie jest?- Kamenashi pochylił się nad nią i ostrożnie położył dłoń na jej czole.- Krzyczałaś przez sen.

Podniosła się do siadu i wpadła w jego raniona. Mimo ciepłej nocy, jej ciało drżało. Kamenashi przytulił ją mocno do siebie. Kaoru oparła głowę o jego ramię i z trudem opanowała łzy.

Pod powiekami znowu zobaczyła kościotrupa i Ayumi, chowającą się za drzewem. Nie podobał jej się ten obraz, bo skoro Ayumi była na tym cmentarzysku w lesie, to tym wisielcem w takim razie musiał być... Zadrżała mocniej na samą myśl, którą podsunęła jej wyobraźnia.

-Kaoru...? - Głos Kame był cichy i delikatny, lecz dało się w nim wyczuć pobrzmiewającą nutkę strachu i zniecierpliwienia.

-Coś mi się śniło- wymamrotała wciąż z przyciśniętym policzkiem do jego ramienia.

-Domyśliłem się. W ogóle ostatnio nie możesz spać, prawda? To dlatego siedzisz po nocach i starasz się zająć pracą ? Jesteś cała mokra. Zaczekaj.

Odsunął ją od siebie i wstał z łóżka. Kaoru odgarnęła wilgotne włosy z szyi i przerzuciła je na jedno ramię. Koszulka uparcie lepiła się do ciała. Przetarła szybko dłońmi policzki, bo zorientowała się, że jednak płacze.

-Przez ostatnie noce, zauważyłem, że często przebierasz się, a pralka praktycznie jest wypełniona twoimi piżamami. Trzymaj.- Podał jej swoją koszulkę i obdarzył ją lekkim uśmiechem.- Pewnie nie masz w co się już przebrać.

Potaknęła jedynie skinieniem głowy i przyjęła jego koszulkę. Odkąd zaczęły nawiedzać ją złe przeczucia, adrenalina podnosiła w jej organizmie ciśnienie, przez co pociła się. Kamenashi odchrząknął i oddalił się, pozwalając w spokoju jej się przebrać. W międzyczasie otworzył szeroko okno, by świeże powietrze przedostało się do pokoju.

-Nie krepuj się, możesz brać moje podkoszulki, które ci się podobają, jeżeli masz tylko na to ochotę.

Księżyc przesunął się już, więc nie było go widać z okna. Kame obejrzał się przez ramię i dojrzał w ciemności słabo malujący się uśmiech na twarzy Kaoru. Była już w jego koszulce.

-No, do twarzy ci w niej- zaśmiał się, kiedy położył się do łóżka. Podparł się na łokciu i wbił w nią spojrzenie. - Możesz już ją sobie zatrzymać. A teraz powiedz mi, co dzieje, hm?

-Nie wiem- westchnęła.- Nie potrafię tego wyjaśnić.

-To spróbuj- poprosił.

Przysunęła się. Objęła go i ułożyła głowę na jego torsie. Kamenashi położył dłoń na jej plecach.

- Skłamałam ci wczoraj mówiąc, że to wszystko jest winą stresu w pracy. Tak szczerze mówiąc, to sama do końca nie wiem, co się dzieje, ale czuję, że coś jest nie tak. Może to głupio zabrzmi, ale mam wrażenie, że coś się wydarzy.

- Co masz na myśli, mówiąc, że coś się wydarzy?

- Przecież mówię, że nie wiem. Po prostu tak gdzieś w głębi serca to czuję. Czasami to uczucie jest tak silne, że nie mogę zasnąć. Czuję dziwny uścisk w klatce piersiowej.

Jakby chcąc potwierdzić znaczenie tych słów, dłoń Kaoru mimo jej woli powędrowała na miejsce serca. Kamenashi od razu położył rękę na jej dłoni. Delikatnie ją ścisnął, tym sposobem dodając jej otuchy.

- A teraz, czujesz coś?

-Teraz nie. To nie jest taki ból fizyczny, jaki możesz sobie wyobrazić. Nie mam problemów ze sercem, jeżeli chcesz o to spytać. Próbowałam do czegoś to uczucie przyrównać, ale nie potrafię. To coś takiego, jakby jakaś niewidzialna siła napierałaby mi na klatkę piersiową. Jest mi wtedy ciężko. Wewnątrz siebie czuję strach, ale nie potrafię powiedzieć ci przed czym.

- Czyli czegoś się boisz?

-Yhm.- Wtuliła się mocniej w niego.- Nie chciałam ci tego mówić, bo nie lubię cię martwić. Myślałam, że sama sobie z tym poradzę, przepraszam.

- Daj spokój, nie przepraszaj. Po prostu mi smutno, że mi nie ufasz.

- Ależ ufam. Skąd w ogóle taki pomysł? Gdybym ci faktycznie nie ufała, to nie pozwoliłabym ci się przytulić. To dzięki tobie czuję, że jeszcze nie oszalałam.

- Czyli wciąż jestem twoim azylem?

- Oczywiście.- Uniosła oczy i uśmiechnęła się delikatnie.

Dotknął jej policzka i odwzajemnił uśmiech.

- Mimo wszystko i tak nie podoba mi się to, co się z tobą dzieje.

Mi też nie, pomyślała tylko i westchnęła smutno. Poczuła niemal cień ulgi, kiedy wreszcie powiedziała mu, co ją trapi. Jednak pozostawała jeszcze kwestia snu. Kaoru nie rozumiała motywu wisielca w lesie i czy faktycznie nim był Kamenashi. Nie miała na to żadnych dowodów, prócz tego, że w tym miejscu również znajdowała się Ayumi.

- Następnym razem, jak nie będziesz mogła zasnąć, lub znowu poczujesz to uczucie, to mnie obudź, dobrze?

Potaknęła głową. Kame pocałował jej czoło.

- Chcesz spać?- spytał cicho.

Zaprzeczyła ruchem głowy.

- Tak też myślałem.- Roześmiał się.- Skoro jest ci gorąco i niewygodnie, to zawsze możesz zdjąć koszulkę. Przynajmniej zaoszczędzisz na piżamach i praniu.

- Yhym, twój pomysł jest całkiem dobry- powiedziała.- Ale ja nic pod nią nie mam.

- To nic, tym lepiej dla ciebie.

- Poważnie, mam spać bez koszulki?- Spojrzała na niego marszcząc brwi.

Na jego ustach cisnął się łobuzerski uśmiech.

-  Przynajmniej nie będziesz czuła, że coś cię otacza, ściska czy krępuje ruchy. Bez niej poczujesz się wolna i będziesz mogła spać jak niemowlę.

-Niemowlę, jak u boku matki?- zachichotała i wtuliła twarz w jego koszulkę.

-  Dokładnie tak. W końcu jestem twoim azylem.- Pogłaskał ją po włosach.- No chyba, że się wstydzisz, to ja też mogę ściągnąć swoją. A tak przy okazji, to chyba jeszcze ci tego nie mówiłem.

- Hm? Czego niby?

- To nic specjalnego. Jeżeli nie masz ochoty słuchać o mojej małej fobii, to mogę ci darować tę opowieść. Możemy zmienić temat i porozmawiać o czymś przyjemniejszym, aż dopóki nie znużysz się i nie zaśniesz spokojnie.

-Możesz opowiedzieć. Nie wyobrażam sobie, żebyś czegokolwiek się bał, więc chcę posłuchać o twojej fobii.

-No dobrze, ale jest to dość zabawne...

-Spokojnie- powiedziała -  postaram się nie śmieć, jeżeli o to ci chodzi.

- Kiedy brałem udział w Dream Boys, to dużo ćwiczyłem używając do tego specjalnych lin. Akrobacje wcale nie były takie łatwe. Pewnie widziałaś chociaż jeden spektakl, więc wiesz jak to wszystko tam wygląda. Nie miałem lęku wysokości. Chociaż czasami, gdy technicy zakładali mi na próbach sprzęt i sprawdzali, czy wszystko działa jak należy, to wiele razy miałem wrażenie, że kiedy uniosą mnie w powietrzu to lina pęknie, a ja polecę na scenę. Przy odrobinie więcej szczęścia, być może zbierałbym tylko zęby z podłogi- roześmiał się.- Treningi były wyczerpujące. Niekiedy ćwiczyłem od rana do wieczora z przerwami wyłącznie. Był to dość ciężki okres w moim życiu. Mój organizm po kilku takich mordujących treningach był wyczerpany. Nie tylko chodziłem na próby, ale też musiałem bardziej zadbać o swoje ciało, więc głównie czas dzieliłem między teatrem, salą ćwiczeń, a siłownią. Wracałem późno do domu, byłem zmęczony, obolały. Wszystkie mięśnie buntowały się, ledwo wstawałem z łóżka.Wiesz, kiedy przez jakiś czas, wszystkie twoje dni wyglądają niemal jednakowo, to powoli gubisz się, poniedziałek mylisz z czwartkiem. Czas leci tak szybko, że jeden dzień jest dla ciebie jedynie marną godziną. Długie godziny, które spędzałem w powietrzu, latając sobie po scenie, wcale nie były później takie przyjemne. W nocy miałem koszmary. Mimo że spałem, to czułem wszystkie napięte mięśnie, których używałem do tej pracy. We śnie liny były szorstkie i owijały się wokół mojego ciała jak śliskie węże. Zamiast dawać swobodę, krępowały mnie. Mięśnie mi sztywniały i nie byłem wstanie się ruszyć. Budziłem się wtedy po kilka razy nocami. Mięśnie bolały jak diabli, a za parę godzin znowu miałem pozwolić technikom zapiąć sprzęt i znowu latać w powietrzu, wykonując skomplikowane akrobacje. Zauważyłem, że nawet delikatny materiał piżamy drażni moją skórę. Takie uczucie, jakie często miewa się w początkowej fazie grypy. Było to naprawdę uporczywe i chyba bardziej męczące, niż cały dzień ćwiczeń. Pewniej nocy wkurzyłem się i po prostu zdjąłem piżamę. I wiesz, co? Przespałem spokojnie, bez głupich koszmarów, bez budzenia się. Rano wstałem i czułem się naprawdę wypoczęty. W drugą noc zrobiłem to samo, aż do premiery Dream Boys. Pomogło. Tak, wiem, brzmi to śmiesznie. Dorosły facet, a lęki ma jak dziecko, które boi się nieistniejącego potwora w szafie.

-Wcale nie.- Zaprotestowała Kaoru śmiejąc się cicho. Uniosła na Kamenashiego oczy i uśmiechnęła się ciepło. Wyciągnęła dłoń i ogarnęła z jego czoła kosmyki włosów.- No może troszeczkę. Ale nie dziwię się. Chyba każdy człowiek po czymś takim w końcu by miał takie koszmary. Nikt nie ma nerwów ze stali, prawda? Poradziłeś sobie i to się liczy.

-Yhym... Tyle, że później spałem tak przez cały czas. Zmusiłem się do piżamy, kiedy wprowadziłaś się do mnie.

-Że co?- parsknęła głośno śmiechem.- Mój ty biedaku, musiałeś się naprawdę męczyć.

Kame zrobił urażoną minę. Dźgnął ją palcem w żebra za karę i też się roześmiał.

- Szczerze? Trochę panikowałem, to mogę przyznać. Znowu bałem się, że koszmary powrócą, ale nie było wcale tak źle. Spałem przecież grzecznie jak aniołeczek, przytulony do ciebie. - Pocałował Kaoru w czoło i zaczął bawić się jej włosami.- Więc jeżeli kiedykolwiek będziesz miała podobny problem, to nie krepuj się. Tak jak na przykład dzisiaj, naprawdę nie musisz się mnie wstydzić. Jeżeli faktycznie ci to pomoże, to śpij bez koszulki. Mi to wcale nie będzie przeszkadzać, bo dobrze znam ten ból.

- A więc taka to była twoja fobia?- Kaoru zamyśliła się, jakby coś analizowała.- Hmm... no dobra, chyba jednak mnie przekonałeś - dodała po chwili. -  Szkoda mi jednak marnować twoich koszulek. Za fajne są, by tak często były prane. Ale ta jest już moja, prawda? - Uśmiechnęła się szeroko, kiedy potwierdził. - Okey, ściągną ją, pod warunkiem, że ty zrobisz to samo.

Usiadła na łóżku. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i zdjęła z siebie koszulkę, Kamenashi zrobił to samo. Wślizgnęła się pod kołdrę i delikatnie przyległa do jego ciała. Czuła się głupio, nigdy bez przyczyny nie rozbierała się w nocy i nie spała naga. Tym bardziej już, kiedy łóżko dzieliła z mężczyzną. No, chyba że chodziło o inne okoliczności...

- Chodź tu bliżej.- Kame wyciągnął dłoń i przyciągnął Kaoru do swojego tułowia. - Teraz możesz spać spokojnie i nie bój się już niczego, mój ty głuptasku.- Objął ją mocno ramionami i złożył krótki pocałunek na jej ustach.- Nic złego się nie stanie, a gdyby miało, to zawsze cię ochronię.

Ciepło ciała Kamenashiego powodowało przyjemne dreszcze na plecach Kaoru. Westchnęła cicho, kiedy ich skóra zetknęła się ze sobą. Serce biło szybciej, ale bynajmniej nie ze strachu. Uniosła na niego oczy, a kiedy zobaczyła, że i on patrzy na nią, adrenalina niemal zapłonęła w żyłach. Przygryzła dolną wargę i chichocząc cicho, pchnęła go na plecy. Ułożyła się na nim, oplotła dłońmi szyję Kame i spojrzała z rozbawieniem w jego oczy.

- Tak wygodniej- odpowiedziała na nieme pytanie, które malowało się na jego twarzy. Musnęła czule jego policzek.- Pamiętasz? W górach tak chciałeś spać, ale ze względu, że dzieliłeś pokój z  Kokim i Junnem, było to niemożliwe. Ale wtedy pomyślałam sobie, że całkiem byłoby fajnie i zaczęłam się zastanawiać, czy byłbyś idealną poduszką.

- Poduszką? I jak, myślisz, że bym się nadał?

- Jak pozwolisz przespać mi tak dzisiejszą noc, to się przekonam.

-Mi tam wygodnie, więc nie mam nic przeciwko- szepnął w jej ucho. Ułożył dłonie na jej plecach i zaczął wolno przejeżdżać po nich palcami.- Hmm... Kaoru?

- Tak?- Wyrwało jej się krótkie westchnięcie. Dotyk Kamenashiego był przyjemny i pozostawiał po sobie gęsią skórkę.

- Powiedz mi, co ci się śniło?

Zesztywniała cała. Strach na nowo powrócił, paraliżując ją. Skryła twarz w zagłębieniu jego szyi i jęknęła cicho.

- Nie chcę o tym mówić- wydusiła.- To nie był przyjemny sen, uwierz mi.

- Wierzę. Gdyby był przyjemny, to nie obudziłabyś się z krzykiem.

Wydobyła z siebie kolejny jęk zawodu. Zobyła się na odwagę i opowiedziała mu drżącym głosem przebiegł snu, na tyle, ile pamiętała i na ile było ją stać.

Kame uważnie wsłuchiwał się w opowieść Kaoru. Kiedy słyszał, że łamał jej się głos, czy drżała ze strachu, obejmował ją mocno, gładził włosy i składał delikatne pocałunki na jej czole, czy policzku. Nie przerywał jej, choć wiele razy miał ochotę to zrobić. Gdyby wiedział wcześniej, że ten głupi sen będzie wstanie wywrzeć na niej takie emocje zapomniałaby, że kiedykolwiek obudziła się z przerażającym krzykiem.

Koszmar ten zasiał w jego sercu strach, lecz starał się ukryć ten fakt przed Kaoru. Kiedy usłyszał z jej ust o wisielcu zwisającym z drzewa, poczuł się nieswojo. Choć Kaoru wcale nie powiedziała, że szkielet należał do niego, to był tego samego zdania, co ona. Skoro była tam Ayumi i drwiła z Kaoru, to ten kościotrup nie znalazł się tam przypadkowo i do kogo niby miał należeć, jak nie do niego? Teraz powoli zaczynał rozumieć nocne obawy Kaoru, które dręczyły ją do takiego stopnia, że nie pozwalały jej spać.

-Kochanie...- zaczął, kiedy skończyła.- Sądzę, że nie masz powodu do paniki. Kiedy to wszystko się zaczęło? Jakoś niedawno, kiedy wróciłaś do agencji, mam racę? To wszystko przypomina ci ubiegłą sytuację. Może i wcale o tym nie wiesz, ale podświadomie agencja wcale nie wydaje ci się bezpiecznym miejscem dla ciebie. Tak naprawdę przez cały czas boisz się Ayumi, że gdzieś czai się za każdym rogiem. Mogę cię uspokoić, ona nie ma dostępu do naszych wydziałów. Tym bardziej nie ma czego szukać u tekściarzy, od razu wydałoby się to podejrzane, nie uważasz? Czego stylistka  może szukać w siedzibie tekściarzy? Biorąc pod uwagę, na którym piętrze mieści się twoje biuro, a jej, to wierz mi, od razu zostałaby zauważona. Jeżeli to jeszcze podniesie cię na duchu, to z tego co mi wiadomo, to teraz Ayumi jest strasznie zapracowana. Jak dobrze wiesz, trwają przygotowania do nowego teledysku Arashi, więc wszyscy dookoła nich są naprawdę bardzo mocno zapracowani. Głównie ona, bo musi wymyślić jakiś oryginalny makijaż i kostiumy. Myślisz, że ma czas i głowę, by knuć jakieś postępki wobec ciebie?

- Tego nie wiem. Być może masz rację. Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, czy uważam agencję za moją oazę spokoju.

- To najwyższa pora, byś sobie odpowiedziała na to pytanie- uśmiechnął się.- Nie chciałaś nigdy tam wracać. Bałaś się, jak ognia. Kiedy poprosiłem cię, byś wróciła, zadrżałaś ze strachu. Wtedy powiedziałaś mi na morzem, że to głupi pomysł, kiedy tłumaczyłem ci, że nie będziesz sama. "Nie chcę być niańczona przez cały czas", to wtedy od ciebie usłyszałem.

- Czyli twoim zdaniem mój problem tkwi w mojej psychice?

-Nie zrozum mnie źle, kochanie, ale...- westchnął głośno.- Ale tak. Tak właśnie sądzę. Oczywiście nie bierz moich słów, jako kontekstu do tego, że moim zdaniem jesteś psychiczne chora. Po prostu teraz musisz sama odnaleźć kilka odpowiedzi na twoje dręczące pytania, które właśnie kryją się tutaj.- Dotknął delikatnie palcem jej skroni.- Rozumiem, że tamto wydarzenie z przed dwóch lat odcisnęło na tobie pięto i teraz masz prawo czuć się zagrożona w miejscu, gdzie pracuje osoba, która cię porwała i szantażowała.

-A jeśli nie będę wstanie odpowiedzieć sobie na te wszystkie nurtujące mnie pytania? Do końca życia będę skazana na uczucie, że coś mnie dusi i miażdży od środka, a każda kolejna noc, będzie dla mnie wroga i obca? To masz ma myśli mówiąc, że mój problem ma podłoże psychiczne?

Kame pokręcił głową. Ujął twarz Kaoru w obie dłonie i spojrzał głęboko w oczy. W czekoladowych tęczówkach widział strach. Sam do końca nie był pewny, czy to co mówił, było faktycznie prawdą. Mógł jedynie domyślać się i wyciągnąć wnioski na podstawie ostatniego zachowania Kaoru i jej snu. Wolał nie dopuszczać do swojej świadomości myśli, że faktycznie ten koszmar był z tych ostrzegających i proroczych. Dotknął kciukiem policzka Kaoru i pogłaskał go. Uśmiechnął się ciepło i powiedział:

- Nic z tych rzeczy cię nie czeka, kochanie. Po prostu daj sobie trochę czasu, aby twój mózg mógł na spokojnie to wszystko ogarnąć. Przede wszystkim, musisz wreszcie przestać się bać. Kiedy w końcu pozbędziesz się swojego lęku, twój umysł otworzy się i znajdzie te pytania, których szukasz.

- Przecież ja sama nawet nie wiem, czego tak naprawdę szukam- odparła ze zrezygnowaniem. Ułożyła głowę na jego piersi i zamknęła oczy.- Jeżeli faktycznie tak bardzo boję się Ayumi, to co, twoim zdaniem, powinnam zrobić? Owszem, może i mam głupie wyobrażenia, że gdzieś ona czai się za mną z tym swoim hakiem w łapsku i tylko czeka na to, by okaleczyć mi kolejny policzek. Nie potrafię tak od tak wymazać tamtego traumatycznego dnia z pamięci. Gdybyś widział tę piwnicę... Ta cała ściana była obklejona twoimi zdjęciami, gorzej niż w domu psychofanki. Tak, boję się tej kobiety, bo uważam, że jest niezrównoważona psychicznie i jeżeli dalej będzie chodzić sobie tak na wolności, to prędzej czy później, znowu coś jej strzeli do tego pustego łba. Nie boję się tylko o siebie, ale głównie tutaj o ciebie. Wiem do czego jest zdolna, więc skoro skrzywdziła mnie to nie zawaha się i tobie coś zrobić. Więc proszę cię, obiecaj mi, że od teraz zaczniesz bardziej na siebie uważać.

- Jeżeli ma cię to tylko uspokoić, to tak.- Roześmiał się i pocałował któryś raz już z kolei policzek Kaoru. Akurat na tym widniała słabo rysująca się już blizna, którą Kaoru otrzymała w pamiątce od Ayumi.- I widzisz? Sama już odpowiedziałaś sobie na część swoich pytań. Wiesz już czego się boisz i głównie o kogo.- Ściszył głos.- Jeśli chodzi o mnie i o ten... sen, to Kaoru, nie masz postaw, by tak panicznie o mnie się martwić. Jestem już dużym chłopcem i słowo daję, że potrafię sobie poradzić z jedną kruchą kobietą. Nic mi nie zrobi, no chyba, że naśle na mnie całą odsiecz yakuzy, to wtedy, może...

-Oj przestań- przerwała mu.- To nie jest zabawne.

- Nie jest.- Kame zgodził się z nią.- Cieszę się, że myślisz o mnie w ten sposób i dbasz o moje bezpieczeństwo. Zawsze stawiasz mnie na pierwszym miejscu, a siebie na końcu. Nie powinnaś tego robić. Doceniam to, może powtórzę się znowu, ale pomyśl czasami o sobie, hm?- Zbliżył usta do ucha Kaoru i musnął nimi jego płatek.- Takie zamartwianie się nikomu jeszcze nie wyszło na zdrowie.

- Nic na to nie poradzę, że cię kocham  i stawiam cię wyżej od siebie- powiedziała cicho.

Kameashi uśmiechnął się na dźwięk tych słów. Miał wrażenie, jakby to jedno krótkie zdanie pobudziło w nim serce, które zaczęło wyrwać się i bić jak opętane. To było cudowne uczucie, usłyszeć coś takiego od ukochanej osoby. Czuł się tak, jakby unosił się trzy metry na ziemią i dotykał głową chmur.

Odnalazł w ciemności usta Kaoru i pocałował ją najpierw delikatnie, a kiedy dziewczyna zarzuciła mu dłonie na szyję i zaczęła odwzajemniać jego pocałunki, pocałował ją bardziej namiętnie. Objął ją mocniej i ostrożnie odwrócił się z nią na bok, a potem Kaoru znalazła się pod nim.

-Naprawdę aż tak bardzo mnie kochasz?- Uśmiechnął się łobuzersko, zaglądając w jej oczy. Odgarnął z jej policzków kosmyki włosów i musnął palcem jej wargi.

-Yhm...- Potaknęła głową i spojrzała na niego niewinnie.

- Jesteś niemożliwa.- Zaśmiał się, składając na jej ustach słodkie pocałunki.

Skóra Kaoru była ciepła i miękka. Palce Kamenashiego w milczeniu pożądliwie dotykały jej ciała. Sprawiał, że robiło się wrażliwe na każdy, nawet na najdrobniejszy jego dotyk. Serce głucho dudniło mu w piersi, jak ogromny bęben. Po chwili oddech Kaoru stał się płytki i delikatnie łaskotał go w kark. Wyszeptała cicho w ucho Kamenashiego jego imię i  przyciągnęła jego twarz do siebie. Wpiła się w jego wargi z tęsknotą i rosnącym pożądaniem, jakby nie całowała go przez całą wieczność. Jęknęła cicho w jego usta, kiedy torsem otarł się o jej piersi. Złapała w zęby jego górną wargę i przygryzła ją lekko. Kamenashi wydobył z siebie głośne westchnięcie i zsunął się na rozgrzaną szyję Kaoru, którą kąsał, by dostarczyć jej więcej przyjemności. Krew szumiała mu w uszach, ale był w stanie bardzo wyraźnie usłyszeć gwałtowne uderzenia serca Kaoru. Uśmiechnął się pod nosem na ten dźwięk i zaczął obsypywać pocałunkami jej piersi. Nie były obfite, ani za małe. W sam raz, by jego dłonie mogły je otoczyć w delikatnym uścisku. Kciukami potarł jej sutki, które w momencie od jego dotyku zrobiły się twarde i sztywne. Wydobyła z siebie kolejny jęk, tym razem bardziej głośniejszy, który spodobał się Kamenashiemu. Wiła się od jego pieszczot, całkowicie się w nich zatracając.

Smukłe i długie palce Kaoru zsunęły się na plecy Kamenashiego. Rozpoczęły beztroskie i długie poszukiwania. Uwielbiała dotykać jego umięśnionych ramion. Pieścić jego kark. Przejeżdżać palcami wzdłuż jego kręgosłupa aż do pośladek. Starała się, by jej ruchy były wolne a jednocześnie zwinne i namacalne, niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Pod opuszkami palców czuła, jak wprawia jego ciało w ledwo zauważalne dreszcze. W miejscu zetknięcia się jej palców, pojawiała się gęsia skórka. Zawsze podobały jej się mięśnie Kamenashiego. Były dla niej idealnie wyrzeźbione i piękne. Może tyko od czasu do czasu, wyobrażała go sobie z nieco większą muskulaturą, ale szybko odganiała od siebie te myśli. Nie miała mu przecież niczego do zarzucenia. Kochała jego silne ramiona, w których czuła się bezpieczna jak nigdy wcześniej. Wiedziała, że zawsze ją ochronią i sprawią, że wszelkie lęki odejdą w zapomnienie. Miała swoje miejsce, gdzie mogła uciec, niezależnie od wszystko. Kaoru nie pamiętała, czy kiedykolwiek było jej dane poczuć się tak przy kimś innym, jak przy Kame. Była całkowicie pewna, że gdyby teraz została sama z tymi swoimi przeczuciami i bezsennością, rozpadłaby się na tysiąc kawałeczków. I typowała, że nikt by nie był wstanie jej uratować. Chciała sobie przypomnieć podobne chwile, ale umysł odpowiedział głuchą ciszą. Kiedy zanurkowała głębiej w pamięci, niczego nie znalazła. Przed oczami pojawiła się tylko twarz Kamenashiego. Zobaczyła jego szczery i ciepły uśmiech. Roześmiane oczy, w których tak bardzo uwielbiała się zatapiać. Spoglądał na nią w taki sposób, jakby zawsze był w gotowości, by osłonić ją własnym ciałem. Lubiła jego mimiki, kiedy żartował. Sposób w jaki marszczył brwi.  Nagle umysł zalał ją falą całkiem innych wspomnień i sceneria zmieniła się. Oczywiście wciąż widziała twarz Kame, ale tym razem towarzyszył na niej smutek mieszający się z gniewem.W jego oczach czaił się ból, to na przemień coś podobnego do ulgi a strachu. Kaoru pamiętała dokładnie ten wyraz, mimo że od tamtego wydarzenia minął już rok. Poczuła ukłucie żalu, że wtedy tak dogłębnie go zraniła. Obiecała sobie w tej chwili, że już nigdy nie dopuści do podobnej sytuacji. Nie chciała, by znowu cierpiał z jej winy.

Z rozmyśleń wyrwało ją przyjemne mrowienie na skórze, kiedy usta Kamenashiego dotknęły jej brzucha. Miała wrażenie, że tym gestem rozpalił w jej wnętrzu szalejący płonień, który szybko rozprzestrzenił się po żyłach i z trzaskiem uderzył w serce, rozprowadzając adrenalinę do każdej komórki jej ciała. Westchnęła głośniej, zagryzając wargę. Wplotła dłonie w jego czuprynę włosów, przeczesując je palcami. Na ustach cisnął się uśmiech, kiedy Kame na jej skórze narysował językiem małe serduszko.

Kamenanashi uniósł oczy na Kaoru, ich spojrzenia się spotkały. Podciągnął się wyżej i z szerokim uśmiechem, oparł czoło o jej czoło i otarł się wargami o jej usta. Kaoru znowu westchnęła, jakby błagalnie i z niecierpliwieniem. Rozchyliła usta, oczekując na jego pocałunek. Kame roześmiał się cicho i najdelikatniej, jak tylko potrafił złożył na nich najczulszy pocałunek. Zarzuciła mu ręce na szyję i mruknęła z zadowolenia, kosztując jego miękkich warg. Kamenashi kolejny raz zdał sobie sprawę, że Kaoru jest jego jedyną deską ratunku od pracoholizmu. Wiele razy próbował sobie wyobrazić ciąg dalszy własnego życia, gdyby jednak nie odważył się na lot do Polski. Nie był do końca pewny, czy w końcu udałoby mu się wrócić do równowagi. Nie najlepiej wspominał tamten okres, kiedy przez cały równy rok męczył się, starając wymazać ją z pamięci. Czasami wciąż w głowie słyszał przykre słowa, które padły wtedy z ust Kaoru. Teraz, kiedy zaczynał o tym myśleć, nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak ławo mu przyszło uwierzyć w jej kłamstwa. Pozwolił jej odejść, bez słów wyjaśnień. Czy tak po prostu było łatwiej? Może wcale nie miał zamiaru wysłuchać jej do końca? Nie chciał, by dolewała więcej oliwy do ognia, bo bał się tego skutków? Rzuciła w nim przecież maskotką, którą podarował jej na urodziny. Krzyknęła mu przy tym w twarz: "Teraz mi wierzysz"? I uwierzył bez trudu, bo nie potrzebował już więcej dowodów, że mówi prawdę. Rana, którą w tamten ranek wydrążyła mu w sercu, krwawiła tak długo, aż do chwili, kiedy nie zobaczył jej ponownie w Polsce. Zabliźniła się dopiero, gdy zgodziła się z nim na powrót do Japonii. Wiedział, że tamta historia wcale nie musiała mieć takiego zakończenia. Gdyby wtedy odnalazł w sobie choć trochę więcej siły, mógł bardziej ją przycisnąć. Był ciekaw, czy wciąż z taką łatwością przychodziłby jej kłamstwa. Nie znał jej wtedy zbyt dobrze. Jednak teraz, cofając się o te dwa lata wstecz, był całkowicie pewny, że gdyby faktycznie tak postąpił, Kaoru by pękła i o wszystkim powiedziała. Wtedy nie byłoby żadnego rozstania, żadnego bólu i nieustannego zadawania sobie pytań: "Dlaczego?". W głębi serca, Kamenashi obwiniał siebie samego za to, co się wydarzyło. Gdyby choć trochę zwrócił uwagę na zachowanie ukochanej, być może to wszystko zakończyłoby się tylko na tych nieszczęśliwych pogróżkach. Bez żadnego porwania i bolesnych blizn. Nie chciał stracić jej po raz drugi, dlatego powiedział sobie, że już nigdy więcej nie zostawi ją samą z problemami.

Po chwili poczuł gładkie dłonie Kaoru na swoich policzkach. Zadrżał i uchylił powieki. Kącik ust Kaoru uniósł się leciutko do góry. Spoglądała na niego z czułością, a jej palce błądziły po jego twarzy. Był to najprzyjemniejszy dotyk, jaki kiedykolwiek pamiętał. Pełzała opuszkami palców bardzo powoli, pieszcząc każdy centymetr jego skóry. Była bardzo delikatna, aż Kamenashi miał wrażenie, że jej dłonie zamieniły się w piórka. Lekko podrażniały, łaskotały, a przede wszystkim pobudzały w nim szalejące pożądanie. Westchnął rozmarzony, składając drobne pocałunki na jej dłoni i palcach. W chwilę później, gwałtownie wpił się w jej wargi niczym wygłodniałe zwierzę. Wtargnął językiem w jej usta. Język Kamenashiego odnalazł język Kaoru, łącząc się w dzikim tańcu. Kaoru sapnęła i pogłębiła z mocą pocałunek.

Dłonie Kamenashiego dotknęły jej bioder, potem zsunęły się na nogi. Kaoru westchnęła przeciągle, kiedy Kame rozsunął jej rozpalone uda. Po długich pieszczotach w końcu znalazł się w jej ciepłej i wilgotnej waginie. Przyjęła go z głośnym jękiem rozkoszy. Oparł łokcie po obu stronach jej głowy. Zaglądnął w jej oczy i łagodnie musnął ustami czoło. Kaoru przytuliła jego ciało do swojego. Wtulił twarz w jej szyję, obdarzając ją kolejnymi pocałunkami i powoli zaczął poruszać biodrami.

Po paru sekundach ich oddechy zsynchronizowały się w jeden.


***

Za oknem robiło się jasno. Świt powoli rozjaśniał niebo, lecz słońca nie było widać. Ciemne deszczowe chmury pojawiły się wraz z niknięciem ostatnich smug księżyca. Kaoru przebudziła się chwilę później. Była zdziwiona, że resztę nocy przespała kamiennym snem. Nie zbudziła się ani razu. Nic też niepokoiło ją we śnie. Mrugnęła powiekami, po czym potarła kącik oka. Leżała ciasno otoczona ciepłymi ramionami Kamanashiego. Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się, kiedy spostrzegła, że już nie śpi. 

- Która godzina?- spytała rozleniwiona. Skuliła się bardziej na łóżku i mocno przywarła do jego ciała. 

- Będzie dopiero jakoś po 7.- Zamruczał cicho do jej ucha. Poczuła miękkie usta Kame na swoim policzku i roześmiała się cicho. Uwielbiała, kiedy w ten sposób ją witał. - Mamy jeszcze trochę czasu. Tak się chyba składa, że masz być w agencji dopiero na 10, czyli tak samo jak ja.

- Skąd to wiesz? Ah, no tak, znowu grzebałeś w moim notesie. - Nie spytała, lecz stwierdziła. Ostatnio Kame często wieczorami zaglądał do jej kalendarza, by sprawdzić, czy wrócą o tej samej porze do domu.- Ładnie to tak?

Kamenashi nie odpowiedział. Wolał przemilczeć ten fakt, że grzebał w cudzych rzeczach. Przytulił  Kaoru mocno do siebie. Westchnął cicho, rozkoszując się jej miękką skórą.

-  Wydaję mi się, że nie odsunęłaś się ode mnie ani na milimetr- zamruczał Kaoru do ucha. - Spałaś jak zabita. Jeżeli się mylę, to mnie popraw, ale najpierw radziłbym ci się zastanowić, komu to wszystko zawdzięczasz.

- Komu to wszystko zawdzięczam? - powtórzyła. Uniosła się na łokciu i złożyła krótki pocałunek na ustach Kame.- To naprawdę jest bardzo ciekawe pytanie. Hmm... Chwilka, muszę dobrze nad tym pomyśleć.

- Myśl, myśl, bo chcę usłyszeć prawidłową odpowiedź. - Wbił w nią wyczekujące spojrzenie i uśmiechnął się słodko. Kaoru po chwili z trudem opanowując śmiech, pokręciła przecząco głową. - A więc, nic ci nie przychodzi do głowy? No wiesz co? Nie ładnie tak.- Zaczął ją łaskotać.

Kaoru roześmiała się. Popchnął ją na plecy, nie dając jej za wygraną. Próbowała złapać jego dłonie, ale Kame szybko obezwładnił jej ręce.

- Ej, przestań. Wiesz dobrze, że nie lubię tego.- Zamachnęła się, by uderzyć Kame w ramię, ale w porę złapał ją za nadgarstek.

- Ale w końcu słyszę jak się śmiejesz.- Skradł jej szybkiego całusa i odskoczył szybko, kiedy znowu chciała go uderzyć. Sięgnął po poduszkę i zablokował jej cios.

- A więc to tak, teraz chcesz się bić? - Nie dając odporu, Kaoru wyciągnęła z pod głowy własną poduszkę i zaczęła go nią okładać, nim on pierwszy ruszył do ataku.

- Nie chcę się bić - powiedział to z jakąś dziwną nutką w głosie. Wyrwał Kaoru poduszkę i przyciągnął ją do siebie. Otoczył ramionami i przytulił mocno.

Nagły ten okaz uczuć zaskoczył Kaoru. Jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. W pierwej chwili miała zamiar się wyrwać z jego objęć, ale sposób w jaki ją przytulał, różnił się dość bardzo od jego zwykłych objęć. Dotknęła niepewnie jego pleców i karku. Potem oplotła dłońmi jego szyję i przytuliła policzek do jego ramienia.

- Kaoru? - powiedział chwilę później bardzo cichym głosem - uważaj na siebie dzisiaj, dobrze?

- Hm? - Nim podniosła głowę, Kamenashi odsunął się od niej i wstał z łóżka.

- Co chcesz dzisiaj na śniadanie?- wypalił nagle, jakby nie chciał dopuścić, by zaczęła zadawać mu niezręczne pytania. Zachowywał się dziwnie. Sprawiał wrażenie podenerwowanego. - Zrobię wszystko na co masz ochotę.

- Kame...

- Zastanów się na spokojnie, okey? - Sięgną po ubrania.- Wezmę teraz prysznic, a potem zjemy razem.

Znikną z sypialni, nim cokolwiek udało się powiedzieć Kaoru.

Przez cały dzień  Kaoru nie była wstanie uwolnić się od myśli na temat zachowania Kamenashiego. Na spotkaniu, gdzie wybierano tekściarzy do napisania piosenek dla danych zespołów, Kaoru była obecna jedynie ciałem. Kiedy usłyszała swoje imię, podskoczyła jak oparzona. Koki szturchnął ją łokciem i szeptem powtórzył słowa przełożonego. Dziewczyna kiwnęła głową, odpowiedziała coś na poczekaniu i odetchnęła, kiedy mężczyzna zwrócił się później do kogoś innego. A więc to jej przypadł do napisania tekst dla Kamenashiego. Nie wiedziała dlaczego, czyżby były jakieś plany, że KT coś nagra, a ona po prostu tego nie usłyszała? Pod koniec spotkania zaczęła kojarzyć fakty i faktycznie szykowano nowy materiał na album dla zespołu. Dlaczego aż taka ważna wiadomość mi umknęła? Niemożliwe bym aż tak bardzo odleciała myślami. Z tego co jeszcze zrozumiała, to Koki miał zająć się rapem do przewodniczącej piosenki. Po tym spotkaniu miał od razu udać się na osobne spotkanie z resztą tekściarzy, którzy byli odpowiedzialni za jeszcze nienarodzony nowy hit KT. Przełożony tekściarzy, podziękował zgromadzonym za przybycie bezbarwnym głosem, po czym ogłosił koniec spotkania i możliwość rozejścia się.

- Kaoru-chan! - Ueda zręcznie wymienił grupkę osób i dogonił Kaoru. - Coś się stało? Zadawałaś się nieobecna na spotkaniu. Wszystko w porządku?

- Yhm, to nic takiego.- Wymusiła na twarzy sztuczny uśmiech. Nie miała ochoty zwierzać się nikomu, nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi.

- Fajnie, co? Piszesz solówkę dla Kame. Pewnie się cieszysz? Hm, zastanawiam się, czy czasem Kame nie maczał w tym palców, byś mogła dla niego coś wreszcie napisać. Po twoim obejściu strasznie jęczał nam za uszami, że już nigdy nic dla niego nie napiszesz. To było strasznie irytujące.

Może w innych okolicznościach by zaczęła skakać z radości. Nawet pod sam sufit, ale teraz jakoś nie było jej do śmiechu.

- Tak, to prawda. Naprawdę się cieszę, ale wiesz co? Śpieszę się. Porozmawiamy później, dobra? Chciałabym już coś zacząć pisać, bo zdaję się, że mam pomysł. Okropnie nas poganiają z pracą, a ja jeszcze nie przywykłam do tego tempa. - Kaoru przyśpieszyła i wsiadła w pierwszą lepszą windę, pozostawiając przyjaciela w tyle.

Całe popołudnie aż do wieczora zmarnowała siedząc przy biurku. Niby udawała, że coś pisze, ale nie była wstanie zebrać myśli. Ostatnie dni nie były dla niej przyjazne, głównie noce. Jednak po wczorajszej, miała nadzieję, że w końcu chore sny dobiegną końca, a złe przeczucia już nigdy więcej nie wrócą. Była wstanie w to uwierzyć. Nawet zaczęła z tego powodu się cieszyć, przecież nie była już z tym sama. Gdyby znowu coś przyśniło jej się, to wystarczyło tylko szturchnąć za łokieć obok śpiącego Kame. Od razu przytuliłby ją i poświęciłby swój czas na sen, na rozmowę z nią, byle tylko mogła w końcu zapomnieć o nękających koszmarach i zasnąć bezpiecznie w jego ramionach. Kamenashi był dla niej ochronnym parasolem, wiedziała o tym doskonale. Mogła mu powiedzieć o wszystkim. Wiedziała, że do końca ją wysłucha, a potem uspokoi, czy doradzi. Nawet zaczęły jej się podobać te noce rozmowy. Miały w sobie pewny urok, nawet jeśli później obydwoje następnego dnia mieli być niewyspani i chodzić z podkrążonymi oczami.

Tyle, że dzisiejsze zachowanie Kame nie spodobało się Kaoru. Niby nic w tym niezwykłego nie było. Po prostu przytulił ją wtedy, kiedy tego najmniej się spodziewała. Przecież już nie pierwszy raz to zrobił, a jednak Kaoru coś tutaj się nie zgadzało. Jego uścisk był zupełnie inny, niż ten w górach. Zupełnie różniły się od siebie, chociaż były wynikiem jakieś słabości ze strony Kamenashiego. Dziewczyna za wszelką cenę chciała poznać źródło tej słabości, ale do tej pory nie znalazła odpowiedzi na to pytanie. Spróbowała się skupić. Przywołać w pamięci jak najwięcej z tego objęcia. Tak, pamiętała, że jego serce zawsze wtedy przyspieszało. Oddychał trochę inaczej, jakby nieco szybciej. Zastygał wtedy na kilka dobrych chwil, jak marmurowy posąg. Te chwile dla Kaoru zawsze ciągnęły się i nie była wstanie określić, jak długo tkwili zastygnięci w tej pozycji. Mimo tego, zawsze pozwała mu się objąć. Może wtedy nad czymś rozmyślał? A może po prostu potrzebował takiej chwili? Może wtedy po prostu najnormalniej w świecie się uspokajał? Przecież dla wielu ludzi, bliskość ukochanej osoby to najlepsze lekarstwo na wszystko. To akurat Kaoru rozumiała najlepiej. Może też dla niego w pewnym stopniu jestem w czymś rodzaju jego własnego azylu - myślała - gdzie ucieka ze swoimi wewnętrznymi problemami, a nie chce mi o nich mówić? Tak czy inaczej, prędko tego się nie dowiem. Muszę znaleźć inny sposób, by go wypytać o to dzisiejsze zachowanie. Po śniadaniu był dziwie milczący. Kiedy Kaoru spoglądała na niego, uśmiechał się niby zwyczajne, ale w jego oczach było coś takiego, co dawało dziewczynie powód do zmartwień. W drodze do agencji niby prowadził normalną rozmowę, nawet starał się żartować, ale coś marnie mu to szło. Głównie mówił o swoich zajęciach. Był wciąż podenerwowany. Cały czas przepraszał, że nie zjedzą razem lunchu i nie zobaczą się w agencji przez cały dzień, bo dzisiaj pracuje poza nią. Kiedy rozstawali się, znowu objął ją mocno i przez pewien czas nie wypuszczał z objęć. Na koniec złożył na jej ustach delikatny pocałunek i życzył miłego dnia, jak gdyby nigdy nic.

Kaoru potrząsnęła głową i westchnęła. Miała już dość tych rozmyśleń. Im bardziej nad tym intensywnie myślała, tym mniej jeszcze z tego wszystkiego rozumiała. Westchnęła przeciągle i kiedy spojrzała w okno, spostrzegła, że na zewnątrz panuje już ciemność. Przeciągnęła się na krześle i przysunęła się do biurka. Wzięła do ręki leżącą kartkę i mimowolnie uśmiechnęła się na jej widok.

 W głuchych uderzeniach fal
nikły płomień świecy tańczy
Stara gitara cicho dźwięczy
Nad nami unoszące się niebo
połyskuje usłanymi gwiazdami. 

Przytul policzek do mojej piersi
- Czy czujesz to ciepło?
Spójrz mi w oczy
-Powiedz, co w nich widzisz?
W spowitej nas ciemności
Dwa bijące serca
W jednakowym rytmie
Śpiewają naszą historię.

Był to początek piosenki, który zaczęła pisać. Jeszcze do końca nie była pewna, czy wykorzysta ten szkic do oryginalnego tekstu, który miała stworzyć. Kiedy tylko przysiadła do biurka i wzięła się za pisanie, przed oczami pojawiło jej się morze. Głównie ta noc, gdzie Kamenashi zrobił dla niej przepiękną niespodziankę. Nigdy nie spodziewała się, że skomponuje melodie do "Wschodu księżyca". Dziewczyna żałowała, że ta piosenka nigdy nie została zamieszczona na żadnym krążku KT. Zrezygnowała z agencji, zanim tekst został zatwierdzony, więc prawa autorskie miała do niego wyłącznie Kaoru. Teraz postanowiła dać z siebie wszystko i nie zaprzepaścić tej szansy, bo nigdy nic nie wiadomo, kiedy znowu przypadnie jej pisać coś dla ukochanego. 

Ściągnęła okulary i ścisnęła palcami kąciki oczu. Uznała, że na dzisiaj wystarczy już pracy, więc zebrała swoje rzeczy i spakowała do torebki. Zgasiła lampkę i wyszła jako ostatnia z działu przeznaczonego dla tekściarzy. Przypomniała sobie, że obiecała Kokiemu i Uedzie spotkanie. Wiedziała, że Kame wróci później, więc nie chciała sama siedzieć w mieszkaniu. Keiko za pewnie wyskoczyła gdzieś z Maru, a Ue powiedział, że nie da jej odporu, dopóki nie powie mu, co jest grane. Nie miała zamiaru przez resztę życia unikać przyjaciela i wykręcać się wymówkami, więc dla świętego spokoju uległa.

Kiedy Kaoru wyszła na korytarz, było pusto. Obcasy butów niosły się echem, głośno tupiąc po posadce. Usłyszała dźwięk przychodzącego smsa, więc sięgnęła po komórkę do torebki. Uśmiechnęła się widząc, że wiadomość jest od Kokiego. "Jak coś, to my już jesteśmy po pracy. Za 15 min, będziemy czekać na parkingu." Widniało na wyświetlaczu.

Kaoru miała już odpisać na wiadomość, ale ktoś zaszedł ją od tyłu i zakrył oczy. Upuściła rzeczy na podłogę. Ktoś roześmiał się cicho.

- Jeju, nie miałem zamiaru cię wystraszyć, przepraszam.

Kamenashi schylił się i zaczął zbierać kartki i inne rzeczy, które wypadły z rąk Kaoru.

- Własnie ci się to udało - odetchnęła głośno. Próbowała się uspokoić. Kucnęła, podnosząc komórkę. - Jeżeli chciałeś bym dostała zawału, to prawie ci się to udało. A tak poza tym, co ty tutaj robisz? Miało cię przecież nie być w agencji.

Poskładał równo wszystkie kartki i wsunął je do białej teczki. Podniósł się z podłogi. Kaoru zrobiła to samo, zakładając baterię i klapkę do telefonu.

- Pomyślałem, że może wrócimy razem do domu.- Uśmiechnął się takim uśmiechem, jakim Kaoru najbardziej uwielbiała.- Nie masz dzisiaj samochodu, więc skończyłem wcześniej i głupio mi było, gdybyś miała jechać autobusem, czy metrem.

- To bardzo miło z twojej strony, ale... - zacięła się, skubiąc nerwowo zębami dolną wargę. -  ale jeszcze mam trochę pracy.

- To zaczekam na ciebie, w czym problem?

- Nie wiem, ile jeszcze mnie tutaj zajdzie, więc wolałabym byś jechał jednak do domu- powiedziała. W dłoniach obracała komórkę.- Jesteś zmęczony, pewnie chciałbyś się już położyć. Jedź do domu, ja postaram się szybko załatwić, to co mi jeszcze zostało i obiecuję, że szybko do ciebie wrócę.- Zrobiła słodką minkę i uśmiechnęła się anielsko, dodając- Jak zostaniesz tutaj ze mną, to będziesz mnie rozpraszać. Poza tym... nie możesz zobaczyć jeszcze tekstu, który dla ciebie piszę.

- A no właśnie - ożywił się.- Doszły mnie słuchy, że tobie dostała się moja solówka. Gratulacje, bardzo się cieszę, że w końcu zaśpiewam coś, co dla mnie napiszesz.

- Mam nadzieję, że ci się spodoba. Staram się jak mogę, byś był ze mnie dumny. Mam już początek, więc jeśli pozwolisz mi jeszcze chwilę tutaj posiedzieć, to i może będzie już gotowy refren.

- Mhm - mruknął zadowolony. Przyciągnął do siebie Kaoru za bluzkę i zacisnął ją w żelaznym uścisku. - To widzę, że moja tekściarka naprawdę pracuje. Już jestem z ciebie dumny.- Pocałował ją we włosy. - No dobrze, w takim razie pracuj i wracaj szybko do domu. Będę na ciebie czekać.

- Yhm. Nie martw się. Wrócę cała i zdrowa przed północą, obiecuje- zachichotała. Wiedziała, że będzie z Kokim i z Ue, więc nic jej nie grozi. Chłopaki bezpiecznie odstawią ją do domu, a przy okazji wypyta ich, czy Kame dzisiaj zachowywał się jakoś inaczej i czy czasem czegoś im nie mówił. - Ale jeżeli będziesz bardzo zmęczony to idź spać.

- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. - Ujął jej twarz w obie dłonie i spojrzał w oczy. Po chwili zbliżył twarz do jej twarzy i otarł się wargami o jej usta.

- Yhm, jakim?

- Jak wrócisz, to mnie obudzisz - wyszeptał. A kiedy potwierdziła, w końcu musnął delikatnie jej usta. Roześmiał się cicho i pogłębił pocałunek, po czym westchnął.- No dobrze, nie będę już cię rozpraszać. Pracuj ładnie i wracaj szybko, bo umrę z tęsknoty.

Otworzył oczy i wypuścił ją z objęć. Uśmiechnął się delikatnie i wręczył jej teczkę.

- Przed północą w domu.

- Tak jest, kochanie.

- Mądra dziewczynka.- Musnął jeszcze przelotnie jej policzek i oddalił się.

Kaoru westchnęła przeciągle rozmarzona. Za każdym razem, kiedy ją całował, przyśpieszał jej puls. Czuła się jak nastolatka, całująca się po raz pierwszy w życiu. Dotknęła palcem ust, wciąż czuła na nich żywy ślad warg Kamenashiego. Uśmiechnęła się leciutko na to uczucie.

O ściany rozniosło się głuche echo uderzających o siebie dwóch dłoni. Ktoś klaskał. I to dość mocno. Dźwięk rozbrzmiewał gdzieś w pobliżu. Kaoru odwróciła się za siebie, wtedy zza rogu wyszła jakaś kobieta. Była nieco wyższa od Kaoru, choć tekściarka nie była wstanie tego określić, bo miała na sobie wysokie szpilki. Była szczupła, w dodatku ubrana w elegancji czarny kostium, który idealnie podkreślał jej smukłą sylwetkę. Nosiła starannie zaczesane wszystkie włosy do tytuły, upięte w luźnego koka. Z uszu zwisały długie, czarne kolczyki. Kiedy twarz kobiety rozciągnęła się w szyderczym uśmiechu, skóra wokół jej ust zmarszczyła się brzydko.

- No, no, pięknie - odezwała się, wciąż nie przestając klaskać. - Nie spodziewałam się, że wrócisz jeszcze kiedykolwiek do agencji.

- Ayumi....- wyrwało się Kaoru.

-Widzę, że nawet wiesz, jak mam na imię.- Kobietę chyba zaskoczył ten fakt, a jeśli nawet to zbytnio nie okazała tego po sobie. Wpatrywała się uważanie w tekściarkę, ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku. - Pewnie mnie nie znasz, ja ciebie właściwie też. Dużo słyszałam o tobie, lecz jakoś nigdy nie mieliśmy okazji, by porozmawiać. Dziwne, nie uważasz? A więc, to ty jesteś tą Kaoru, która zakochana jest po uszy w naszym Kamenashim? Miło mi ciebie w końcu poznać. - Pochyliła głowę, ale oczy wcale nie skierowała na podłogę. Kaoru zorientowała się, że ta kobieta wcale nie chce okazać jej szacunku, lecz odwrotnie. Cały czas bacznie ją obserwowała, a kącik ust drgał bez przerwy ku górze.

Kaoru znowu poczuła ten nasilający się ucisk w klatce piersiowej. Pośpiesznie odwzajemniła ukłon, bo wiedziała, że tego wymagała kultura japońska. Jednak z drugiej strony, czuła się jak w potrzasku. Jeśli Ayumi chciała ją skrzywdzić, to wybrała ku temu idealną okazję. Korytarz był pusty, a przede wszystkim to piętro. Gdyby jeśli nawet chciała krzyknąć, nikt ją nie usłyszy, a dobiegnięcie do windy, zajęłoby jej sporo czasu. Poza tym, miejsce na windy, znajdowało się tuż za plecami kobiety.

- Jesteś chyba naprawdę bardzo głupiutka, co?- Ayumi przekrzywiła głowę na prawą stronę. Kolczyki cicho zadzwoniły, jak małe dzwoneczki. Zmrużyła oczy i zaśmiała się perliście. - Słyszałam co ci się przytrafiło. Wykazałaś się niezwykłą odwagą, wracając do Tokio, po tym co cię spotkało. Nie bałaś się?

Ma mnie za totalną kretynkę, czy co? Pomyślała zdenerwowana Kaoru. W porządku, jeżeli chce bawić się w podchody, to będzie je miała. Przypomniała sobie nagle o czekającym Kokim i Uedzie na dole. Wystarczy tylko wkręcenie jednego numeru, a będzie bezpieczna. Czyli to ja mam asa w rękawie, nie ona. Dobrze, niech myśli, że jestem na straconej pozycji.

- Bać się?- prychnęła. Poprawiła teczkę, bo dłonie miała wilgotne od potu.- Niby czego?

- Z tego co mi wiadomo, to twój porywacz wciąż grasuje na wolności. Może i Tokio jest ogromne, ale wiadomości tutaj dość szybko się rozchodzą. Co jeśli, już dowiedział się, że jesteś tutaj? Ja na twoim miejscu bałabym się wracać. A jeśli to jakaś yakuza? Nigdy nic nie wiadomo, japońscy gangsterzy to najgorsze zło, jakie może istnieć. Przecież płynie w nich krew samurajów i ninja.

Boże, o czym ta kobieta do mnie mówi? Jeżeli ona niby jest tą, w której płynie krew największych zabójców, to po kim odziedziczyła mózg? Po mrówce?

- Tak jak powiedziałaś, wykazałam się niezwykłą odwagą - odpowiedziała Kaoru z udawanym spokojem. - Poza tym, doszłam do wniosku, że dlaczego niby mam rujnować sobie życie i marzenia? Bo kiedyś ktoś mnie uprowadził?  Nie należę do tego grona ludzi, których idzie łatwo nastraszyć. Nie poddaję się zbyt łatwo, Ayumi- san. Mam tutaj przyjaciół i kogoś, kogo kocham. Nie rezygnuję tak szybko z czegoś, co dla mnie jest najważniejsze w życiu.

Kaoru ugryzła się w język. Zauważyła, że mięsień na twarzy kobiety drgnął. Ayumi zrobiła krok do przodu, Kaoru się cofnęła.

- Uparta jesteś, co?- syknęła. - Ale i też strasznie upierdliwa. Jesteś jak rzep u psiego ogona. Wiesz o tym?

- O, a więc takie zdanie wyobraziłaś sobie o mnie? Hm, a to ciekawe, bo powiedziałaś, że się nie znamy. A może jednak się mylę i oświecisz mnie, że jednak mieliśmy okazję, by porozmawiać?

Kaoru wiedziała, że przesadza. Ale coś w niej zagotowało się. Nie mogła wytrzymać i dalej grać opanowanej. Teraz była w stu procentach pewna, że wtedy w tamtej piwnicy widziała te oczy i tę samą twarz. Nie miało to żadnego znaczenia, że było tam ciemno, czy materiał opaski, który miała na oczach przebijał. Tę twarz rozpoznałaby wszędzie. Nawet w ciemnym w lesie, nawet gdyby kobieta przefarbowała włosy i zmieniła makijaż. To była dokładnie ta sama osoba, która uprowadziła ją dwa lata temu, wysyłała pogróżki i szantażowała ją. Nawiedzała ją we snach i namawiała do gry o własne życie. A teraz, w ubiegłą noc, to ona była na tym cmentarzysku pod postacią upiora.

- Och, Kaoru- chan, o czym ty mówisz?- Kobieta robiła kolejne kroki, coraz bardziej zbliżała się do Kaoru.

- Weź przestań chrzanić!- pękła w końcu. W dłoni cały czas zaciskała telefon.- Myślisz, że ja nie wiem? To ty jesteś aż tak bardzo głupiutka, że zawiązałaś mi oczy taką opaską, że kiedy polaliście mnie wodą, materiał zaczął przebijać. Widziałam cię. To byłaś ty!

- Dalej nie wiem, o czym mówisz.

- Czyżby?- Kaoru cofnęła się jeszcze trochę. Wiedziała, że Ayumi chce ją sprawdzić, że ją podpuszcza, by jako pierwsza wybuchła. - A zdjęcia z ukrycia, chore wiadomości na kartkach? To też nie twoja sprawka? Daj spokój, jesteśmy dorosłymi ludźmi, czasy szkoły średniej już dawno się skończyły. Takie żarty mogą jedynie robić głupie, puste i zazdrosne nastolatki. Nie sądzisz?

Ayumi roześmiała się głośno. Śmiała się tak przez pewien czas, jak jakaś opętana. Jak pacjentka zakładu psychiatrycznego. Nagle urwała. Przestała się śmiać, jakby opowiadała głupi dowcip, który nikogo nie rozbawił, tylko ją samą. Stała teraz niemal twarzą w twarz z Kaoru. Spojrzała na nią tak nieprzyjemnym spojrzeniem, z taką przesyconą nienawiścią, że aż Kaoru cała skostniała. Nagle Ayumi wyciągnęła dłoń i z całej siły spoliczkowała dziewczynę.

Wszystkie rzeczy wraz z telefonem upadły Kaoru  na podłogę. Komórka akurat upadła tak, że wcisnął się klawisz wybieranego ostatniego połączenia. Pierwszy kontakt jaki widniał na liście, był to numer Kokiego, od którego parę chwil temu dostała SMS-a.

- Co ty robisz? - wrzasnęła Kaoru, przykładając dłoń do obolałego policzka.- Oszalałaś?

- Jak ty, dziewczyno, działasz mi na nerwy! - szarpnęła ją za ramię. - Wiesz czego najbardziej pragnę? Twojej śmierci. Wtedy, w tamtej piwnicy, miałam ochotę cię zabić. Trzymałam ten hak i w pewnej chwili przeszło mi przez myśl, że gdybym tak wbiła ci go prosto w serce, to zdechłabyś tam od razu. Miałabym problem z głowy, ale znowu nie chciałam sobie brudzić rąk twoją parszywą krwią. Myślałam, że wystarczy ciebie tylko nastraszyć, podkulisz ogon i uciekniesz. Nie powiedziałaś niczego Kame, prawda? Siedziałaś cichutko, jak myszka pod miotłą, bo się bałaś, że pójdę do Kitagawy?- zadrwiła, zanosząc się głośno śmiechem.- Nie zrobiłabym tego, a wiesz czemu? Bo nie chciałam stracić tej pracy. Johnny był ze mnie dumny, myślisz, że tak łatwo bym to wszystko sobie spieprzyła, by zniszczyć ciebie? Nie jestem taka głupia. Wiedziałam, że zwiejesz, wiedziałam, że jesteś takim tchórzem, więc po co niby miałam cię zabijać? Ale jednak wróciłaś, chociaż sama nie wiem, po co.

Ayumi pociągnęła ją za włosy i pchnęła na ścianę. Kaoru z trudem udało się złapać równowagę i nie uderzyła o nią plecami. Chciała rzucić się w stronę wind, ale Ayumi złapała ją za nadgarstek. Wykrzywiła boleśnie jej rękę do tyłu. Kaoru jęknęła głośno.

- A ty, dokąd się wybierasz, co? - wycharczała jej do ucha.- Jeszcze nie skończyłam.

- Puszczaj mnie - krzyknęła i ugryzła ją w ramię.

Ale kobieta wcale nie puściła Kaoru. Wykręciła jeszcze mocniej jej nadgarstek, aż dziewczyna zgięła się w pół. Drugą dłonią odciągnęła ją za włosy od swojego ramienia. Kaoru zaczęła się szarpać, chociaż wiedziała, że dla jej ręki to nic dobrego, bo ból tylko nasilił się. Starała odepchnąć od siebie Ayumi, ale kobieta była zbyt silna. W pewnym momencie zahaczyła stopą o jej łydkę i Ayumi wyrżnęła na podłogę. Kaoru uwolniła się. Podbiegła do telefonu, by móc zadzwonić po Uedę i Kokiego, ale kobieta zwinnie przeturlała się po posadce i jednym ruchem ręki odepchnęła telefon.

- Kurs samoobrony robi swoje, co nie?- powiedziała z jadem w głosie. Wykonała salto i w mgnieniu oka stanęła na równe nogi.

Kaoru zaczęła powoli cofać się do tyłu. Skoro Ayumi chodziła na kurs samoobrony, to dziewczyna wiedziała już, że jest na straconej pozycji. To Ayumi przez cały czas sprytnie chowała asa w rękawie i celowo prowokowała Kaoru, by ta jako pierwsza pokazała swoje emocje.

Kobieta znowu zaśmiała się. W oczach pojawił się czysty błysk szaleństwa. Doskoczyła do Kaoru i przycisnęła do ściany, dusząc ją.

- I co teraz zrobisz, hę?- Ayumi roześmiała się prosto w twarz Kaoru.- Może byłabym łagodniejsza, gdybyś tak nie migdaliła się z nim na korytarzu. Kto wie, może wtedy tylko byśmy ucięli sobie miłą pogawędkę, jak koleżanki z pracy?- Wzmocniła uścisk, upajając się słabością Kaoru.

Dziewczyna zakrztusiła się. Powoli brakowało jej tlenu w płucach. Wbijała paznokcie w dłonie Ayumi, ale ta w ogóle nie reagowała na ciosy ze strony Kaoru.

- Hej, zostaw ją!

Zdezorientowana kobieta na dźwięk głosu Kamenashiego drgnęła jak oparzona. Warknęła ze złością i uwolniła gardło Kaoru ze swoich szpon. Dziewczyna złapała ją za rękę, by nie uciekła, ale kobieta uderzyła ją w brzuch, aż Kaoru cofnęła się na krawędź schodów. Ayumi uśmiechnęła się zjadliwie i z morderczym błyskiem w oku zepchnęła ją ze schodów.

-Kaoru! - wrzasnął Kame, ale nim zdołał cokolwiek zrobił, było już za późno. - Coś ty zrobiła?!

Odepchnął Ayumi i zbiegł szybko po schodach. Kucnął przy Kaoru, a kiedy uniósł jej głowę, jego dłonie zabarwiły się na czerwono. Chwilę później z dołu wybiegli Koki i Ueda. Byli cali zgrzani i zmachani. Pokonywali kilka stopni na raz.

- Kame, co się stało?- Koki jako pierwszy dobiegł do Kame.- Ue, goń tę kretynkę!

- Dzwoń po karetkę i to szybko!

Koki wyciągnął telefon. Odszedł na bok i zaczął wypluwać z siebie pośpiesznie słowa do aparatu.

- O mój Boże- wrzasnął Kame.- Koki, ona nie żyje!

2 /skomentuj:

Kokoro-chan pisze...

:D
1) "To nic mi się nie chce, poszłabym z chęcią ale spać." Uwierz, ja też bym chętnie poszła spać... Jeszcze mnie głowa rozbolała, a w CADzie klikam bez przerwy od środy i już wymiękam...
2) "Wczoraj skończyłam pisać 10 rozdział, z czego naprawdę bardzo cię ucieszyłam." Gratulacje :D I nawet ostrzeżenie +18 jest :D I bardzo dobrze xD
3) Banerek- dawno go już widziałam i miło go widzieć w końcu na blogu xP
4) Jak już Ci pisałam- uwielbiam Kame z jego rozmowy z Kaoru xD W końcu gada jak facet z logiką faceta xD Ale jak już stwierdziłam- wyszła nam pewna zależność- im bardziej męsko gada facet, to znaczy że sprawa zmierza do powiększania rodziny xD
5) "- O mój Boże- wrzasnął Kame.- Koki, ona nie żyje!" No tak, nie ma to jak zakończyć rozdział w odpowiednim momencie xD Brakuje jeszcze dopisku "Będzie kontynuowane" xD
6) W sumie nie wiem co jeszcze pisać ;P Jakoś CAD, solówka Ueda i mini albumu mnei pozbawiły kreatywnego myślenia xD
7) Do napisania!
8) I powodzenia z jutrzejszą rozmową z mamą ;P Mam nadzieje, że odpowiedź będzie pozytywna :D

;]

Anonimowy pisze...

Ooo rany nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. -;- Co prawda trochę mnie początek znudził, ale już później się rozkręciło. Ten sen Kaoru to faktycznie koszmar nie do opisania. Noi fajnie że Kame dobrze ją rozumie w tej sytuacji, choć pewno też mu jest ciężko z tym. Ale psychiczna babka z tej Ayumi, raaaany, nienormalna. Cóż ona chcę od tej biednej Kaoru? A mogła ta Kaoru iść z tym Kame do domu to by się tak to nie skończyło. Ostatnie słowa Kame mnie przeraziły, wiadomo że nie umarła a On już panika. Oby ją złapali i za kraty :)
Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu, pewnie i też szybkiej akcji noi przypuszczam że będzie się działo.
Weny życzę, oby ci szło dobrze pisanie.
Keiko^^

Prześlij komentarz