Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

piątek, 3 października 2014

Tanaka Koki były członek popularnego w Japonii boysbandu KAT-TUN tworzy nowy zespół j-rockowy INKT

Coraz rzadziej tu bywam i coraz mniej mam o czym pisać. Jednak mimo wszystko postaram się jakoś utrzymać to miejsce przy życiu, bo jakoś nie potrafię żyć bez prowadzenia bloga. Trochę też już oddaliłam się od fandomu. Kiedyś przejmowałam się wszystkim, a teraz praktycznie mam to w nosie, o czym fani piszą i jakie mają zdania, więc być może dlatego postanowiłam napisać tę notkę w takiej formie a nie w innej ;p. Inni mogą mnie zjechać za to, co napisałam poniżej, ale ja naprawdę mam to już gdzieś xD. Moje zdanie, moja opinia, nikt przecież nie musi się z tym godzić, nikogo do tego nie zmuszam. Żyjemy w wolnym kraju, więc coś takiego, jak wolność słowa jeszcze istnieje. Kto chce, to zapraszam do czytania poniżej...



Śledziłam Kokiego już od dłuższego czasu na tt i dobrze wiedziałam, że coś się szykuje. Widziałam dodawane zdjęcia mikrofonu, perkusji i gitary. Koki z początku coś wspominał o pracy nad pisaniem tekstów piosenek. To wszystko zaciekawiło mnie i byłam pewna, że wkrótce Tanaka powróci do świata muzyki i wcale nie myliłam się. Przyznam szczerze, że jako oddana fanka KAT-TUN'a z początku trochę przeżyłam odejście, a raczej wyrzucenie Tanaki z zespołu. Szczerze mówiąc, nie wiem, co było prawdziwym powodem agencji do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. W necie krążyły/krążą różne plotki. Inne podają, że Koki nagiął już dość zasad, inne zaś, że przyczyną tego wszystko było otwarcie jakiegoś baru. No cóż...  Do wyboru do koloru. Media pozwalają fanom wierzyć, w co tylko zechcą. Jednak jedno jest pewne, osoby, które faktycznie coś wiedzą na ten temat, prawdy nie powiedzą, o co tak naprawdę Koki wyleciał. Wciąż uważam, że agencja zrobiła największą głupotę, jaką mogła zrobić, no ale ja to ja, a Johnny i cała reszta, to zupełnie inna bajka. Tak swoją drogą, to już od pewnego czasu zauważyłam, że Johnny & Associates leci sobie w kulki ze swoimi idolami. Nie wiem, czy to tylko moje złudzenie, czy faktycznie prawda. Odnoszę wrażenie, że agencja jakby podupadła? (nie wiem, czy użyłam tutaj odpowiedniego określenia), czy może inne konkurencyjne agencje w Japonii wybiły się bardziej na szczyt. Tak czy owak, różnica w muzyce, jaką kiedyś wypuszczało JE a teraz, jest widoczna niemal jak na dłoni. 


Jeżeli chodzi o rynek muzyczny na Wschodzie, to Azja bardziej słynie z agencji muzycznych, które mają na zadanie wypromować młodych chłopaków na idoli dla nastolatek. Moim zdaniem, z jednej strony to dobrze, ale jednak z drugiej już nie bardzo. Każdy chyba przecież marzył o wielkiej karierze i sławie, prawda? Dzięki takim agencją, młodzi są wstanie uwierzyć w siebie i spełnić te marzenia. Uczęszczają na lekcje śpiewu, mają próby tańca i wiele innych zajęć. Brzmi fajnie, prawda? Ale schody, moim zdaniem, zaczynają się nieco później. Mam tutaj na myśli debiuty i późniejszy rozwój kariery. Każdy, kto siedzi w azjatyckiej muzyce, jest chyba dobrze poinformowany, że nasi idole rzadko- a praktycznie wcale nie mają żadnego wkładu w układ taneczny, podkład muzyczny, czy nawet w słowa piosenki, która jest dla nich tworzona na singla. Dla mnie to jest przykre, bo prawdą jest to, że muzyka idolom jest niemal narzucana. Okey, ktoś może zwrócić mi uwagę, że przecież oni dobrze wiedzieli, w co się pakują. Mieli tę świadomość, na czym to wszystko będzie polegać, i dobrze wiedzieli, co podpisywali w kontrakcie i dobrowolnie się na to zgodzili. Tak, to prawda, ale weźmy pod uwagę, że kiedy godzili się na te zasady, to byli nastolatkami, wręcz jeszcze dziećmi. Więc skąd taki młody człowiek może wiedzieć, jaką muzykę chciałby tworzyć w przyszłości? W porządku, takie agencje pozwalają otworzyć drzwi do kariery, ale dalej- jak dla mnie- rozpoczyna się bardziej droga "męki", niż szczęścia, iż udało się spełnić upragnione marzenia. Owszem, być może większości wcale to nie będzie przeszkadzać, bo niby czego mają się czepiać, przecież są sławni i mają tysiące fanek. Gdyby nie agencja, dziś byliby nikim. Innym może to będzie przeszkadzać, ale będą siedzieć cicho i grzecznie robić to co agencja im narzuca. Będą nakładać na twarze maski, będą szczerzyć się przed kamerami, by udawać radosnych i pełnych życia idoli przed fanami. Ale wśród nich znajdą się też i tacy, którzy nie są wstanie wytrzymać tej presji. Wiadomo, podpisując kontrakt, "sprzedajesz" siebie i swoje życie agencji. Musisz się im podporządkować i przestrzegać zasad, bo w innym wypadku będzie "kara" i na kilka tygodni, bądź miesięcy nie wydasz żadnego singla. Ostatnio właśnie była dość głośna sprawa Krisa z EXO, fani zespołu z pewnością dobrze wiedzą o co chodzi, więc nie będę się rozpisywać na ten temat. Chciałabym od razu zaznaczyć, że nie interesuję się rynkiem muzycznym w Korei, ani tym bardziej nie słucham ich muzyki. Jednak mimo wszystko, sprawa była na tyle nagłośniona, że nie sposób było przejść obok niej obojętnie. Również trochę poczytałam jak tam wygląda sytuacja z takimi agencjami i wywnioskowałam tylko tyle, że koreańscy idole mają gorzej od tych japońskich (ale o tym może kiedyś jeszcze napiszę).


Wracając jeszcze do Johnny & Associates, to jestem ciekawa sprawy Akanishiego Jin'a (również były członek zespołu KAT-TUN). Wiem tylko tyle, że skończył mu się kontrakt, ale czemu go nie przedłużył, to już nie bardzo. Natknęłam się gdzieś na wypowiedź Jina, dlaczego odchodzi z agencji, ale teraz nie bardzo już pamiętam, co było prawdziwym powodem (w sumie prawdy nikt nigdy do końca nie zdradzi, także...). Fani z pewnością wiedzą, że Akanishi próbował swoich sił w LA, później wrócił do Japonii i przez jakiś czas jeszcze wydawał wszystko pod JE, aż tutaj nagle ogłasza odejście. Przyznam, że Jinem nigdy jakoś specjalnie się nie interesowałam, więc czytałam o nim to co akurat pokazało mi się na fb, czy na tt. Również afera związana wokół jego ślubu rozbawiła mnie i była po prostu śmieszna. Dla mnie to głupota, by w kontrakcie była wzmianka, że do 30 roku życia idol nie mógł zawrzeć związku małżeńskiego. Co agencji do prywatnego życia? No jak widać dużo. A ponoć nie powinno mieszać się życia zawodowego z prywatnym... Jak widać agencja wszędzie wetknie swój nos. Czyżby faktycznie chodziło tutaj wyłącznie o dbanie reputacji idola, czy to tylko pretekst, by agencja miała kontrolę nad swoim podopiecznym? Interpretować można do woli. Odwoływanie koncertów i płacenie za wszystko z własnej kieszeni, to ma być kara, bo została złamała jedna z zasad? Ślub przed trzydziestką? Brzmi dość śmiesznie, ale dla mnie to jest po prostu smutne i dość tragiczne. A później się dziwić, że tyle nastolatek robi różne głupstwa, bo ich "mąż" ożenił się. I zaczynają się próby samobójcze, wyklinanie w Sieci na jego żonę, "bo ona odebrała mi go" i.t.p. Czy kreowanie idola na idealnego mężczyznę, któremu publicznie nie wolno pokazywać się z dziewczyną, jest właściwe? Czy czasem agencja nie wyrządza przy tym szkód młodym dziewczyną? Wiadomo, niezamężny idol ma więcej fanek, co równa się większej i lepszej sprzedaży. Ale czy czasem to nie przesada? Idol idolem, ale niech młode i "zakochane" fanki nie zapominają, że ich ulubieniec wciąż jest człowiekiem, a nie maszyną. Tak czy owak, jeżeli chodzi o Jina, to wiem tylko tyle, że teraz tworzy muzykę taką, w której czuje się najlepiej. Widząc jego dalszy rozwój kariery, zastanawiam się, czy aby na pewno była mu do szczęścia potrzeba agencja Johnnego? Czy gdyby zaczął działać sam, to co by osiągnął? Jak daleko by zaszedł? Wiemy przecież, jak bardzo ciężko jest się przebić na rynku muzycznym. Nie wystarczy tylko umieć śpiewać, trzeba mieć to COŚ i nurt, który popchnie nas dalej. W Azji najwyraźniej tym nurtem są agencje. Niby nic w nich złego nie ma, ale jednak jakieś minusy zawsze się znajdą. I pojawia mi się pytanie, czy lepiej dołączyć do takiej agencji i pójść na tzw "łatwiznę", czy może zacząć wszystko samemu od zera? Czy aby osiągnąć własne marzenia i po prostu śpiewać, trzeba podporządkowywać się jakimś głupim zasadom...? Nie chcę tutaj najeżdżać na tego typu agencje, ale dość już się o nich naczytałam, a zwłaszcza o agencji Johnnego (choćby rzekoma sprawa molestowania jeszcze nieletnich chłopców, która dość szybko przycichła). Agencje- jak już wcześniej wspomniałam- pozwalają przyszłym artystom wczuć się w cały klimat show biznesu, to pozytywna ich cecha. Jednak siedząc już kilka lat w japońskiej muzyce, zaczęłam dostrzegać, że idoli tam traktują bardziej jak maszynki do zarabiania pieniędzy. Wiadomo, biznes to biznes, każdy chce zarobić. Ze sprzedaży płyt nie tylko artyści muszą zarobić, ale również i cała "cicha załoga" która pracuje nad danym materiałem, od kompozytorów, choreografów, stylistów, skończywszy na tekściarzach. Trochę nie podoba mi się to, co robi Wschód, ale być może dlatego, że byłam wychowywana w nieco innej kulturze. U nich idol jest w czymś rodzaju uosobienia marzeń nastolatek. Idol musi prezentować się jak z najlepszej strony, jego skandale pod żadnym pozorem nie mogą wyjść na światło dzienne. A przecież to gwiazda, więc wszelkiego rodzaju media będą na niego polować, no i oczywiście idol wciąż jest tylko człowiekiem, nie bogiem. Później właśnie biorą się tzw psychofanki, które dla swojego idola zrobią niemal wszystko, byle tylko zbliżyć się do niego. Śledzą go, włamują się do domu, piszą do niego listy własną krwią (w Korei nawet krwią menstruacyjną) i.t.d. Dla mnie to nieco dziwne, choć można byłoby rzecz, że nie powinno mnie już to dziwić, a jednak dziwi. Może Wschód powinien nico zmienić swoją politykę, by w przyszłości uniknąć nieszczęść młodych fanek i przede wszystkim nie psuć im na tyle psychiki, bo mówienie przez fankę do swojej koleżanki: "Ja wyjdę za swojego idola, jeszcze zobaczysz" to raczej nie jest normalny stan. O kłótniach w fandomach o idoli nie będę już wspominać, bo szkoda zdrowia sobie psuć, a o tym może też innym razem...


Uff... Chyba za bardzo rozpisałam się o agencjach muzycznych, ale nie o tym chciałam dziś pisać. Jedynie chciałam nakreślić miej więcej temat, no ale wyszło inaczej. To nic. Wracając właśnie do Kokiego Takanki, to bardzo się cieszę, że chłopak się nie poddał. Widać, że kocha muzykę. W sumie, co tu się dziwić, skoro od dziecka nic innego nie robił, jak tylko występował na scenie i śpiewał. Mimo że Koki w KAT-TUN'ie bardziej pełnił rolę rapera, to od razu wyczułam, że facet idealnie nadaje się do rockowych kawałków. I ucieszyłam się, kiedy usłyszałam krótką zapowiedzieć jego nowej piosenki. Tanaka to łobuziak, każdy jego fan, czy fan KT dobrze o tym wie. Jemu rola idealnego mężczyzny, czy aniołka absolutnie nie pasowała (chyba, że aniołka z różkami i ogonkiem xD). Nowy zespół Kokiego podoba mi się. Ma w sobie jakąś nutkę mroku, która idealnie pasuje mi do Kokiego. Oglądając tą krótką zapowiedź klipu, mam wrażenie, że Tanaka dobrze się czuje w takich klimatach. To dobrze, bo w życiu najważniejsze jest to, by robić to co się lubi. Może i Koki łamał zasady w agencji, przez co kilka razy już zespół przez niego długo nic nie wydawał, może faktycznie otworzył własną działalność (ten niby bar), ale co ma piernik do wiatraka? Najwyraźniej po całym tym skandalu związanym z Kokim poczułam dość sporą niechęć do tego typu agencji muzycznych. Bo według mnie Kokiego potraktowano dość surowo, niczym zepsuty produkt, którego trzeba jak najszybciej się pozbyć. Takie jest moje zdanie i nie zmienię go. Owszem, nie wiem, co tak naprawdę się wydarzyło między Tanaką, a jego przełożonymi (raczej nigdy się tego nie dowiemy, możemy jedynie domyślać się na podstawie plotek krążących w necie), ale mimo wszystko zachowanie agencji mnie rozczarowało(?). Mniejsza o moje uczucia. Koki chyba postanowił zapomnieć o przeszłości i zacząć wszystko jeszcze raz, od nowa, jeżeli faktycznie tak jest, to jego fani powinni się cieszyć. W każdym bądź razie, trzymam mocno kciuki za Kokiego i za INKT. Niech teraz Tanaka pokaże na co go stać. Mam nadzieję, że INKT odniesie sławę, dużą sprzedaż płyt i wiele fanów. Bo należy im się to, głównie Kokiemu. Jeżeli agencja pozwoliła sobie na usunięte tak utalentowanego muzyka i rapera, to niech żałuje. Niech teraz INKT zawojuje na japońskim rynku muzycznym. A ja, jako ich nowa fanka będę ich wspierać duchowo xD.

INKT- Trigger [Short ver.]

Kiedy włączyłam linka z krótką zapowiedzią, nie wiedziałam co tak do końca włączam ;p. Nazwa INKT nic mi nie mówiła, a kiedy zobaczyłam teledysk, pierwsze co nasunęło mi się na myśl to One on rock. Jednak głos i wygląd wokalisty był mi dość znany i musiało upłynąć kilka sekund, by do mojego mózgu mogła dotrzeć myśl:" To Koki, OMG, Koki!" xD Mam jedynie nadzieję, że INKT nie będzie kopią dość znanego zespołu rockowego One on rock, bo póki co, patrząc po wyglądzie Kokiego, żywcem przypomina Takę. Refren piosenki jest chwytliwy i zapadający w pamięć. Nie mogę się doczekać, kiedy usłyszę w całości "Trigger". Czekam również na ich pierwszą płytę, no i oczywiście życzę im owocnej pracy ;)).

0 /skomentuj:

Prześlij komentarz