Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

środa, 28 września 2011

Bandage. /Japoński film.

Uff... Pierwszy dzień szkoły po praktykach, a już masę sprawdzianów pozadawali, no po prostu masakra. Z geografii już dwa sprawdziany zapowiedziane nam no i rzecz jasna z matematyki- z której nic, a nic nie łapę. No ale cóż... jakoś się to nadrobi. Oby... ponoć jeżeli wiara czyni cuda, więc muszę wierzyć, że się uda. Sprawdzi się w praktyce ;p.

W sobotę obejrzałam w końcu i nareszcie "Bandage", bo jakoś przez te 3-tygodniową praktykę totalnie nie miałam czasu kiedy to ujrzeć. Więc sobota wydała się być dobrym dniem.
   



Szczerze się przyznam, że sięgnęłam tylko i wyłącznie po ten film ze względu na Akanishiego Jina, który zagrał tam główną rolę. Nie tylko on jest powodem tego (ale głównym jest), również zachęcił mnie opis. Mamy lata 90, grupa przyjaciół zakłada rockowy zespół i chce podbić Japonię.... Wszystko fajnie się wydaję, ale na tym koniec... niestety.
Historia w filmie opowiadała... eee... właściwie to sama nie wiem, o czym.  Praktycznie była o wszystkim i o niczym. Nie było tam żadnych wątków, które dałoby się poruszyć, ani zaś jakieś akcji, czy czegoś w tym stylu. Także nie było tam żadnej fajnej postaci, na czym się zawiodłam totalnie. Miałam wrażenie, że scenarzysta sam do końca nie wiedział, o czym ma być ta historia. Była ona taka zbyt... czy ja wiem, jak to ująć? Płytka może nie, ale dziwnie przedstawiona. O ile "dziwnie" ktoś zrozumie. Trzeba obejrzeć ten film, by zrozumieć, co ja chcę powiedzieć, po przez owe słowo "dziwnie". 
 
No niby przewija nam się grupa przyjaciół, co mają zespół... ale tak naprawdę ja tam nie widziałam żadnej więzi pomiędzy muzykami. Każdy miał inny charakter i zaś inne zdania i poglądy. Dla mnie to nie byli przyjaciele, a raczej 'koledzy' z pracy, którzy są zmuszeni do przebywanie ze sobą, ze względu na muzykę. Oni się dosłownie męczyli w tym całym zespole. I to wiało na prawo i lewo. 

O zgrozo! A jeżeli chodzi o lidera LANDS, to pożal się, Boże. Rola Jina kompletnie mi się nie podobała. Ujmę ją jednym słowem, była  o k r o p n a.  W ogóle wszystko miał w nosie, co działo się w zespole, kto czym się miał zająć, jaką piosenkę wybrać na singla. Wszystko mu było to obojętne, a niby był liderem. I jeszcze jak śpiewał na próbie, to taki obojętny... znudzony po prostu. Natsu Takasugi był strasznie dziwnym facetem. Zwłaszcza potwierdza to scena, gdy wszyscy po koncercie siedzą w knajpie, czy gdzie to tam było i woła tą całą Asako Suzuki. Dziewczyna chce oddać mu opaskę, a ten mówi, aby zatrzymała. Zaraz potem szybko zmienia zdanie i każe jej ją oddać, ale po kilku sekundach zmienia kolejny raz zadanie i mówi, że odda ją mu później i chce się z nią spotkać o 23:59 i 59 sekundach (czy tak jakoś). Podanie tej godziny strasznie mnie zdziwiło, no ale dobra.   
Potem się spotykają. Ten gada, że podwiezie ją do domu, ale wcale tam nie jadą, co zaś mnie zdziwiło. Zawozi ją do siebie. I tutaj zaś nie podobało mi się to jaki miał dom. O matko! To wyglądało jak garaż, albo jeszcze gorzej! Potem niby uczy ją grać na gitarze, ale szybko mu się to nudzi i chcę tą dziewczynę pocałować. Ta się jednak mu wyrywa, to jej mówi, aby się wynosiła, jeżeli jej się coś nie podoba. No więc, Asako wychodzi nocą sama i nawet nie wie, gdzie jest. No bardzo miłe zachowanie ze strony Natsu, wypuszczać jeszcze nieletnią samą i to w dodatku nocną, no ale cóż. Zaraz potem szybko ją odnajduje i zawozi pod jej dom. Jednak w czasie drogi, kupuje jej zeszyt (pamiętnik), aby coś w nim zapisała i na następny dzień znowu się spotkają.  
 
Ogólnie, gdy Asako zdobyła bilety na ich koncert przeczuwałam, że coś się wydarzy- że pozna całą grupę. I tak też się dzieje. Zdobywa wraz z przyjaciółką wejściówkę za kulisy. Jednak ktoś niechcący ją trąci i dziewczyna upada, gubiąc soczewki do oczu. Ku zdziwieniu, pomaga jej gitarzysta zespołu. Odnajduje jej soczewkę, a gdy wchodzi Natsu to ją oczyszcza. Po czym na jedno oko zawiązuje jej chusteczkę, gdyż druga soczewka niestety się 'zepsuła'. Potem zaprasza ją i przyjaciółkę, aby poszli z nimi.
No praktycznie przez cały film jest tylko ta cała Asako i Natsu. Raz nawet przywiózł ją na próbę, gdzie zaś cała grupa była obrażona jak nie wiem. Zaczynają się kłócić i ogólnie źle się zaczyna dziać między nimi (o ile można tak powiedzieć, gdyż przed pojawieniem się Asako było tak samo). I wychodzi wszystko na to, że to ta fanka jest niby powodem rozwalenia grupy, co wcale nie jest prawdą. Gdy choruje menadżerka zespołu, to właśnie Asako pomaga im, a po powrocie prawowitej menadżerki, staję się ich drugą menadżerką. 

Cały ten Natsu i Asako byli dziwnymi postaciami. Raz siebie nienawidzili, ta go uderzyła a ten ją, potem zaczynali się całować, a potem kazał jej się wynosić. Pff... i co to miało być? Albo przylazł do jej domu i matkę prosił o jej rękę! Wtedy to padam, dosłownie. Przecież ta dziewczyna nie miała skończonych nawet 18 lat, a ten chciał, aby wzięła z nim ślub? Kurczę, znali się krótko, a ten ze ślubem wylatuje. Ogólnie wszyscy w LANDS byli tacy, że tylko nasuwało się na myśl "Wariaci" i nic poza tym. Ten cały basista bierze ją gdzieś nad morze, potem się całują, co mnie wytrąciło z równowagi. Zaś potem ten basista gada do Nadstu na następny dzień, aby z nią zerwał, bo ta go zdradziła bo się z nim całowała. Jaa... czy Natsu był w ogóle Asako? Tego w ogóle nie było widać, więc gdzie tutaj jakiś motyw zdrady? O zgrozo, masakra!  
Potem jakoś ta cała ich 'fanka' Asako przestaje się z nimi widywać, mija tam kilka miesięcy, gdzie zaś spotka swoją przyjaciółkę i zaprasza ją na inny koncert.  Potem się okazuje, że w tym zespole śpiewa ona sama. Następnie postanawia być jej menadżerką. Gdy dziewczyna nagrywa w studiu piosenkę, Asako spotyka dawną menadżerkę LANDS, która mówi jej, że teraz skupia się nad jedną osobą. Asako idzie do studia i ku jej oczom widzi Natsu, który nagrywa solową płytę. Zaczyna płakać i film się kończy.   

Więc naprawdę do końca nie było wiadomo, co chciał pokazać scenarzysta. Czy problemy między muzykami, a zespołem, że każdy miał odmienne zdanie, a jeden to w ogóle kompletnie miał gdzieś, co będzie dalej. Czy może fatalną miłość fanki do swojego idola? A może także chodziło tutaj o to, że każda fanka potrafi nieźle namieszać w głowie swojego idola, gdzie potem wynikają różne konsekwencje? Bo jeżeli tak, to ja z tego filmu wnioskuję, że nie trzeba, aż tak bardzo zachwycać się danym zespołem, bo tak naprawdę nie wiemy, jacy są oni. Na scenę  wychodzą, to grają, uśmiechają się... udają, że jest okey. A za kulisami, gdy nie ma koncertu? Jakimi są ludźmi? Tego nie wiemy. Czyżby ten film właśnie miał to uświadamiać widzowi? Że można się rozczarować na temat naszego ukochanego zespołu? Brr... mam nadzieję, że nie o to tutaj chodziło, ale ja w myślach scenarzysty nie siedziałam, więc niestety nie wiem. Mogę tylko liczyć na to, że moja interpretacja jest błędna, ot ;).
  
Jedynie ścieżka dźwiękowa zasługe na pochwały, bo naprawdę była świetna. Głos Akanishiego w takich klimatach jest cudowny. Powinien w takiej muzyce gustować, a nie w pop-ie, bo uważam, że ten człowiek na kawał dobrego i solidnego głosu.
I tylko śpiew lidera LANDS mi się podobał, bo cała jego osobowość była zepsuta do szpiku kostnego, ale nieźle się pośmiałam z niego i to jest ten plus. Czasami zastanawiałam się, czy nie mam przed oczami dobrej komedii ^^.
Największe wrażenie na mnie zrobiła piosenka pt "Genki":

Taaa... ta piosenka jest genialna i taki ma optymistyczny tekst, a także melodyjnie. Lubię ją i spodobała mi się już wcześniej, zanim obejrzałam film, bo pobierałam wcześniej ścieżkę dźwiękową do filmu.

No i kolejna piosenka to "Yuuki". Także należy do moich ulubionych. Chyba była ona ich drugim singlem, o ile się nie mylę ^^. Ale piosenka fajna, polecam.

I ostatnia to tytułowa do filmu jak widać ;]. Ten utwór posłużył się w endingu, a szkoda, bo podczas filmu tylko czekałam na tą piosenkę. Akanishi także nagrał do tej piosenki teledysk, dla zainteresowanych to TUTAJ. [I niech mi ktoś powie, że Akanishi nie nadaje się do rockowych piosenek, to po prostu uduszę, powieszę i poćwiartuję]. ^^
 
Nie powiem, że rola Akanishiego była zła, bo była bardzo dobrze odegrana.(On ogólnie jest bardzo dobrym aktorem jak i wokalistą). Po prostu jego bohater zrażał do siebie, a ja spodziewałam się, że Natsu będzie jakimś fajnym muzykiem, a tutaj takie rozczarowanie... no ale cóż, bywa. Raczej nie mogłam się niczego spodziewać, gdyż właśnie muzycy grający rocka to tacy są <śmiech>. Nic tylko alkohol, papierosy i... kobitki.    

Ogólnie film da się przeżyć, ale siedzieć dwie godziny przed monitorem i widz widzi, że nic się nie dzieje ciekawego, tylko ciągle te niby 'kłopoty' muzyków, albo 'miłosne' rozterki głównych bohaterów, to czasami, aż się ziewa i albo czeka się, że coś będą śpiewać, albo marzy się już o końcówce.
Film polecam jedynie dla prawdziwych fanów Akanishiego- albo jego wrogów, by się ponabijać, jakiego kretyna tutaj odegrał <śmiech> ^^. 

4 /skomentuj:

Anonimowy pisze...

Haha ogłaszam wszem i wobec, że nie mam zamiaru oglądać tego filmu :p dobrze, że przed nim ostrzegłaś :p nie lubię jak nic się nie dzieje, bo szkoda marnować czasu na oglądanie jakiegoś gniotka :P może Jin powinien sobie lepiej dobierać scenariusze :p

Alex589

Kaoru pisze...

Hah ^^ Nie no, ogólnie film fajny, ale jednak ja spodziewałam się czegoś innego i tyle. Może dlatego taka moja ocena na temat tego filmu... Bo czekałam na niego już długi okres czasu i szukałam, a w końcu gdy na BACE to ujrzałam, to byłam mega happy. A między czasie to miałam różne wyobrażenia na ten temat, no to wiesz... a jak obejrzałam i patrzę i oglądam... no, cóż... nic dziwnego, że tak się właśnie stało.
Ale piosenki są bardzo fajne, lubię ich słuchać (i nie doszukuj się Alex tutaj żadnych kontekstów ;p, bo uduszę) ^^.

Anonimowy pisze...

Kurde, a ja ten film sobie właśnie ściągnęłam i miałam oglądać w weekend, ale widzę, że jak na razie mogę się wziąć za coś ciekawszego. Jedynie co mi się spodobało po twoimi opisie, to piosenki ( które są boskie!!) Nie lubię takich filmów... o niczym. Najczęściej taka niesprecyzowana forma, sprawia, że film jest nudny i irytujący wręcz.

Every

Sakura Otori pisze...

Uwielbiam ten film. Wbrew pozorom nie jest łatwny i bezproblemowy. Faktem jest, że naprawdę trudno jest go zrozumieć. Przede wszystkim trzeba być otwartym. Dla niektórych produkcja jest nastawiona na "hate", a inni są nią "love".

Problemem jest jak człowiek odbiera ten film. To jest dramat muzyczny, nie historia miłosna.

Dla mnie? Jest to przepiękna historia, która mówi o tym jak muzyka i ogólnie przemysł muzyczny może zniszczyć człowieka i jego marzenia. Natsu jest postacią tragiczną, która kiedyś grała dla siebie, a teraz po prostu robi z tego kasę i mu szajba odbija. Pogubił się i nie wie kim jest. Poza tym jest to Japonia lat 90. Myślisz, że w jakim wieku brało się kogoś za żone, w szczególności tam? Z resztą od czasu kiedy się poznali do momentu kiedy się jej "oświadczył" minęło trochę czasu.

http://sakuraotori.blogspot.com/2012/09/bandage-2010.html

Może się przekonasz i świeżym okiem spojrzysz na tą produkcję ;]

Prześlij komentarz