Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

środa, 2 maja 2012

Niini no Koto wo Wasurenaide (にいにのことを忘れないで) J-drama.


Ale się cieszę z tego wolnego <buja w obłokach>. W końcu mogłam napisać nowy tekst piosenki i to mi się udało (w następnej notce go umieszczę, bo miał być dzisiaj). No a przede wszystkim pobrałam dwie dramy plus film japoński, który obejrzałam dzisiaj i właśnie o nim chcę dzisiaj podzielić się z moimi wrażeniami.


"Niini no Koto wo Wasurenaide", to gatunek takiego filmu, jak "Litr łez", czy chociażby "Yuuki", które miałam przyjemność-bądź i też nie- ujrzeć te obie produkcje. Czyli wiadomo, że głównym motywem jest ciężka choroba, w tym przypadku nowotwór mózgu.
Ja sama sobie się dziwię, dlaczego sięgnęłam po trzecią taką dramę, gdyż po "Yuukim" miałam serdecznie dość takich dram, no ale jednak... sięgnęłam po nią. I głównie to przez Nishikido Ryo, który odegrał główną rolę Keisuke. Jakoś ostatnio nadeszła mnie krótka faza na zespół NEWS, gdzie Nishikido należał do grupy, a poza tym znałam go już wcześniej, gdyż wystąpił w "Litrze łez". No więc, skoro poznałam go od strony wokalnej, to teraz przyszedł czas, aby poznać Ryo od strony aktorskiej.
  

Ogólnie sam początek dramy był, jakby jej końcem, gdzie Keisuke leży już w szpitalnym łóżku i w sumie żyje tylko dzięki maszynom, które podtrzymywały jego życie. Lekarz mówi rodzicom, że zdołał zrobić wszystko, co było w jego mocy, i że ich syn w ostatniej woli prosił o spokojną śmierć, bez przytrzymywania życia. Zostaje odłączony od maszyny, odzyskuje na chwilę przytomność, tylko po to, aby coś przekazać matce. Jednak jemu to się nie udaje.
Potem akcja toczy się 7 lat wcześniej, gdzie Keisuke Kawai dostaje się do wymarzonego liceum. Ta scena strasznie skojarzyła mi się z "Litrłem łez", gdzie Aya ze swoją koleżanką także przyszły do liceum, aby móc ujrzeć własne wyniki. Tylko tutaj Keisuke przychodzi sam, a po chwili dołącza do niego jego rodzinka. Są szczęśliwy, że dostał się do wymarzonego liceum i robią sobie wspólne zdjęcie. Tzn on i matka, bo jak sam ojciec oznajmił, on i mama w tym roku pracowali najciężej.

 
Choroba Keisuke bardzo szybko wstąpiła na porządek dzienny, bo zaraz po kolacji, nasz bohater idzie do siebie, aby się trochę pouczyć. I to właśnie wtedy pojawiły się pierwsze oznaki choroby. Obraz, który widział przed oczami zaczął mu się 'rozjeżdżać' i widział podwójnie, po czym zaczęła mu drżeć ręka, aż potem dreszcze objęły całe ciało.
Lekarze dawali mu tylko rok życia, a jednak z chorobą przeżył osiem lat. Niestety nie było mowy o usunięciu guza, więc poddawał się radio i chemioterapii. Wynikiem ubocznym były wymioty i gorączka plus wypadnie włosów.
  
Nie wyobrażam sobie, abym ja w wieku 15 lat dowiedziała się, że mam raka mózgu i pozostało mi tak niewiele czasu. Dla Keisuke to był szok, zwłaszcza, że miał tyle marzeń i planów na przyszłość. W dodatku fascynowała go fizyka i pragnął ja studiować. W sumie jak każdy bohater takiej dramy, starał się nie pokazywać po sobie, że jest mu źle z myślą, że jest chory. Ale w tym przypadku, moim zdaniem, choroba go pokonała. Nie miał on na tyle siły, aby walczyć, co udowadnia to, że chciał popełnić samobójstwo w szpitalu, zaciskając sznur wokół własnej szyi. Często popadał w szał. Nie wiem, czy to było efektem jego guza w mózgu, ale czasami te jego napady złości i szału budziły we mnie lęk. Tak samo, jak wybiegł ze szpitala i przyszedł do domu. Wkurzony wpadł do własnego pokoju i rzucił książką w okno, po czym zaczął kłócić się z matką, a w efekcie końcowym ją uderzył. Ale z drugiej strony chyba do tego przyczynia się sama jego matka, gdyż okazywała wobec niego nadopiekuńczość i ciągle powtarzała to:"Będzie dobrze", "walcz", czy "staraj się". Owszem, wiadomo, jak to matka. Chce być przy swoim dziecku w trudnych chwilach, wspierać go i.t.d, no ale bez przesady. Takim zachowaniem można bardziej zaszkodzić, niż pomóc. I mnie np, takie zachowanie wkurzałoby. Wtedy nie liczyłaby się miłość matczyna i chęć jej pomocy. Typuję, że-przy moim temperamencie-zachowałabym się zupełnie, jak Keisuke. Ale jednego jestem pewna. Nie byłabym wstanie odebrać sobie życia, nawet najbardziej zdesperowana. Fakt faktem, łatwo mi teraz jest o tym myśleć, gdyż tak naprawdę, ja sama nie wiem, jakbym zareagowała na to, że jestem ciężko chora i przede wszystkim, jakbym sobie z tym poradziła. Mimo wszystko Keisuke, nie rozumiejąc, dlaczego ta choroba akurat jego wybrała i nie akceptował jej, żył dalej, co przychodziło mu z trudem. Czasem lepiej, często gorzej, ale żył.
Nie podobało mi się to, że gdy guz zaczął zanikać, co nie oznaczało, że wyzdrowieje on całkowicie-lekarze nawet to mówili rodzicom- to oni go okłamywali. Będzie dobrze, a może byś starał się dostać na studia, gdy teraz jesteś zdrowy i.t.p. Nie potrzebnie robili mu takim zachowaniem niepotrzebnych i złudnych nadzieii, co moim zdaniem, jeszcze gorzej działało na niego. Bo owszem, poszedł na studia, ale choroba zaś powróciła i znów jego domem stał się szpital.
   
Co do jego rodziny, to strasznie na nerwy działa mi jego matka. Ta jej nadopiekuńczość, no po prosu traktowała Keisuke, jakby był w prost zrobiony ze szkła. Co mu się działo, to od razu płacz i te słowa do niego "będzie dobrze". Starała się być twarda, co przed synem wychodziło jej prawie idealnie, ale w samotności płakała i dusiła własne uczucia. Ale jakby nie patrzeć, to ona z nim zawsze była. W sumie miał ją na wyciągnięcie ręki, gdyby potrzebował pomocy. Kochała go tak bardzo, a on nie był wstanie do końca rozumieć jej uczuć. Przysporzył jej tyle kłopotów, ale nigdy jej tego nie wynagrodził.
Ojciec jedynie był, a potem zaraz znikał. Rzucał tylko te swoje "głupie żarty"(jak sam Keisuke ujął), które go nie bawiły, wręcz odwrotnie. Ale to dzięki nim Keisuke był wstanie zauważyć, kiedy jego choroba nabrała takiego tępa, że nawet ojeciec przestał ciągle gadać i żartować, tylko siedział posępny i zasmucony. I to jego szanował najbardziej i starał się stać takim mężczyzną, jak on.
Babcia była czadowska xD. Pomimo, że doskwierał jej ból pleców, to codziennie chodziła do świątyni i modliła się o zdrowie wnuka. W sumie to ona przyczyniła się, że Keisuke dostał się na Uniwersytet i dożył 23 lat. 
Yuji, jako młodszy brat, naprawdę chyba rozumiał sytuację w rodzinie i dodawał otuchy bratu, jak tylko potrafił. Nawet przyczynił się do tego, że poszedł z nim razem na Uniwersytent, co naprawdę było dla mnie szokiem. Po pierwsze, że Keisuke zgodził się go zabrać, gdyż spora różnica wiekowa pomiędzy nimi była, no i że poszedł z "dzieciakiem" na ten Uniwersytet. Po drugie, że sam Yuji się zgodził, gdyż przecież z pewnością miał własne plany i życie.
No i na koniec trzeba, chociaż trochę wspomnieć o pielęgniarce, Amami Shiori, w której Keisuke się zakochał. No i ona chyba w nim też. Ale przez jego chorobę, jakoś nie potrafili się zbliżyć do siebie. Nawet była taka scena, gdy Amami powiedziała, że zazdrości Keisuke miłości, jaką darzy go rodzina. Bo ona nie ma krewnych i chciałaby, aby ktoś ją kiedyś tak pokochał. To on na to, że chyba cały czas ktoś ją tak kocha. Ale nie był wstanie powiedzieć jej, że to on. Tylko powiedział, że wszyscy w szpitalu-pacjencji. 
 
Tak szczerze mówiąc, spodziewałam się, że ta drama wywoła u mnie takie emocja, jak w "Yuukim", jednak tak nie było. I tutaj wcale nie chodzi o to, że film był gorszy od poprzedniego, czy coś w tym rodzaju. W sumie "Litr łez" bardziej łapał za gardła i wypychał łzy z oczu, a mimo wszystko nie uroniłam jej ani jednej. Jednie ryczałam z dwa razy na "Yuukim". No cóż, to że w "Yuukim" zagrał Kamenashim Kazuya to chyba pierwszy powód do płaczu na filmie, a drugi jest taki, że w moim odczuciu, Yuuki miał gorszą chorobę. Stracił wzrok, a życie w ciemnościach to dopiero piekło. Chociaż Aya z "Lirła łez" miała ją jeszcze poważniejszą, gdyż cierpiała na ataksję rdzeniowo-móżdżkową - chorobę, która powoli odbiera władzę na własnym ciałem.
Ale końcowa strasznie mi się podobała. Jak już było po pogrzebie i w ogóle, to mama Keisuke poszła do jego pokoju sprzątać, a tam znalazła jego telefon i wiadomość do niej samej, gdzie napisał, że kocha ją najbardziej na świecie.
Film polecam  każdemu, kto ma już dość miłosnych/szkolnych dram. Jedynie radziłabym fankom Ryo przygotować się... psychicznie (chyba dobre określenie) na taką tematykę, gdzie ich idol zagrał chorego. Bo z własnego doświadczenia wiem, jak to jest, pomimo że wiedziałam, jak potoczą się losy w "Yuukim".

5 /skomentuj:

Anonimowy pisze...

Hej ;* Pamiętasz mnie może? To ja, Love ;)
Po długiej przerwie wróciłam do pisania. Adres pocalunek-lowcy wciąż należy do mnie ^^
Obiecuję nadrobić zaległości w najbliższym czasie, a tymczasem zapraszam na coś nowego ;)
[pocalunek-lowcy.blog.onet.pl]

~Love

Anonimowy pisze...

Tak, HP. Ale jednak niedługo wrócę do SN ;)
Dziękuję. Ciebie także, aby nie opuściła wena ;)
Zaległości nadrobię po maturach.
Pozdrawiam ;)
pocalunek-lowcy//

~Love

Anonimowy pisze...

Ja po prostu z góry wiem, że on i tak umrze na koniec, a ja będę płakać- za wrażliwa jestem na takie filmyxD Dlatego na razie muszę od nich odpocząć^^
Nowy post na ajia-no-eiga.blogspot.com

~Everyle

Kaoru pisze...

Wooo :D No nie źle ci chyba te dramy o chorobach obrzydły i śmierci ^-^. W zasadzie ja po "Yuukim" mialam ich dość, no ale jednak w tej zagrał Ryo... więc byłam ciekawa, jak sobie poradzi z taką rolą ;p.

Anonimowy pisze...

Zastanawia mnie, czy jest jeszcze w Japonii jakiś popularny aktor, który nie zdążył jeszcze zachorować/umrzeć w jakimś filmie, albo chociażby w takiej produkcji zagrać, niekoniecznie jako chory.
Gdzieś mi się już obił o uszy ten tytuł, widziałam nawet gdzieś fragmenty z napadów szału głównego bohatera, ale jakoś nie zainteresowało mnie to na tyle, by sięgnąć po tę pozycję. Może naprawdę gdzieś za jakiś szmat czasu to obejrzę, bo na razie mam po uszy produkcji, gdzie ktoś choruje i umiera.

Every

Prześlij komentarz