Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

sobota, 22 września 2012

Odległość Anioła. Rozdział 1: Anioł stróż [1/?]


O rety, kiedy ja ostatnio coś pisałam... ;| Wieeeki, wieeeki temu, no ale grunt, że w końcu się odzywam, bo mi samej jest głupio, że tak sobie zaniedbałam w tym miesiącu bloga. No cóż, chyba nikogo nie zdziwi, jak napiszę, że głównym powodem jest tutaj szkoła (której mam już serdecznie dość, ale to się wytnie). Wkurza mnie babka od biologii, że mam ochotę jej coś zrobić, naprawdę. Zachowuje się, jakbyśmy byli na biochemie, albo na jakiś studniach biologicznych. Przecież klasa jej mówi, że nikt nie będzie zdawał biologii na maturze, a ta jak papuga co lekcję zadaje jedno i to samo idiotyczne pytanie. Ostatnio mnie też pytała z DNA, co jej wszystko ładnie i na każde pytanie odpowiedziałam, ale nie... dla niej było niedokładnie, bo mówię bardziej po swojemu, niż powinno być. No więc z odpowiedzi dała mi trzy. No głupia jakaś. W ogóle wszyscy w klasie mówią, że ona jest... No nie będę cytować. Boże, ja chcę, aby wróciła już tamta z macierzyńskiego, bo z tą już nie wytrzymuję nerwowo i psychicznie. Jeszcze zaczęła nam ostatnio o krzyżówkach gadać i tak się rozwodzi na ich temat, jakby były te krzyżówki komuś do szczęścia potrzebne. Nawet do domu coś zadała... Fajnie, zamiast skupiać się na przedmiotach maturalnych, to będzie trzeba wkuwać biologię, bo przecież pyta co lekcję. Mało tego, biologię mam teraz dwa razy w tygodniu. Cudownie, wręcz fantastyczne. Ale okey... o szkole już cicho. Póki co, jest weekend, więc się cieszę. Ale zaś nie bardzo, bo w poniedziałek mam kartkówkę z WOSu, a we wtorek sprawdzian z matmy i to z prawdopodobieństwa... więc, jutro będę się uczyć. 

No więc dzisiaj wstawiam notkę. Nic specjalnego, bo dzisiaj chciałabym podzielić się  moim opowiadaniem, które nie jest typu 'na bloga', czy coś w tym stylu. Pisałam je w formie książki, od dwóch lat chyba już ślęczę nad nim. Mam zapisanych 96 stron i po maturze chcę wrócić do niego. Może nie jest idealne, do pisarki mi jeszcze naprawdę sporo brakuje, ale ja bardzo lubiłam siedzieć całymi dniami nad tym opowiadaniem. Nigdy tyle radości mi nie sprawiało pisanie, jak przy "Odległości anioła". Mam nadzieję, że się spodoba ;). I może wstawię ciąg dalszy, bo jak na razie brak pomysłów na notki, a nie chcę na całego zaniedbywać bloga.



Odległość Anioła
1.Anioł Stróż [1/?].


Najgorsze jest to, kiedy nie wiesz, co czeka cię w przyszłości.
Stawiasz sobie pytanie, co stanie się z tobą jutro, gdy tylko twoje oczy ujrzą światło dzienne. Czy w ogóle będzie im dane ujrzeć blask wschodzącego słońca...? Co się wydarzy, gdy postąpisz inaczej, czy to może wpłynąć na twoje lepsze jutro? A przede wszystkim na zakichaną przyszłość?

Co jest nam dane, a co pisane?

Jaki los nas czeka?

Jakie zło czyha za nami tuż za rogiem?

Czego mamy się obawiać?

Komu można zaufać, a komu nie?

Kogo pokochać...?

Jeżeli tracisz niespodziewanie i nagle bliską osobę, która była dla ciebie wszystkim. Darzyłeś ją szczególnym szacunkiem i ogromną miłością. Powierzałeś jej wszystkie swoje słabości i leki, szczęścia i radości, to wiedz, że już nic nie będzie takie samo jak dawniej. Wszystko rozpłynęło się w ułamku jednej nieszczęśliwej chwili... i cały świat wraz z twoim marnym doczesnym życiem diabli wzięli. Wtedy do twojego umysłu podkradają się straszliwe myśli z mrocznymi obrazami, jak sama otchłań w kosmosie. Nie jesteś pewien już swoich dedycji, boisz się postawić kolejnego kroku do przodu. Wahasz się, zastanawiając, co jest dobre, a co złe. Bo straciłeś przewodnika, który zawsze wskazywał ci prostą drogę. A ty, uzależniony od niego, teraz gubisz się we wszechświecie, nie wiedząc, co począć dalej. Zagubiony sam, wśród bezdusznego świata, stoisz pośrodku i krzyczysz w duszy czekając, aż ktoś cię usłyszy i wyratuje z opresji.

Owszem, możesz mieć najczarniejsze myśli, niczym sama czarna magia, bo jeżeli umiera ci matka, twój umysł może wszystko. A przecież wszystko jest możliwe i wszystko może się wydarzyć....

Może, a nie musi.

Jak to powiadają „Nie zbadane są ścieżki Pana”.

Ale tego dnia Veronica miała serdecznie gdzieś, naprawdę miała gdzieś te niezbadane ścieżki Pana. Mówiąc lekko, była na niego wściekła. Bardzo wściekła. Do granic wytrzymałości. Z pewnością, a bardzo o tym marzyła, gdyby stanęła z nim twarzą w twarz, wykrzyknęłaby mu ile tchu w płucach, co teraz o nim sądzi... I nie zawahałaby się, ani na moment. Bo straciła jedyną osobę, która była dla niej wszystkim.

Matkę.

Podmuch zimnego wiatru uderzył ją w twarz.
Zadrżała i owinęła się szczelniej płaszczem, klnąc cicho pod nosem. Spojrzawszy w dół, dopiero teraz zauważyła, że jej buty plaskają cicho w brązowe błoto, rozmazane na białym chodniku. Palce u nóg za szczypały niemiłosiernie, co wywołało kolejny, niepotrzebny potok przekleństw. Odgarnęła niedbale mokre włosy z czoła i narzuciła na siebie kaptur płaszcza, ściągnięty wcześniej przez wybryki gniewnego wiatru. Zdrętwiałe ręce, wsunęła w obszerne kieszenie.

Co prawda, deszcz ustał co nieco, ale wielkie i wręcz lodowate krople deszczu, wciąż spadały z nieba, niczym groch. Wiatr gwizdał wesoło, tańcząc i szalejąc, jakby w życiu tak dobrze się nie bawił jak dzisiaj. Zupełnie, jakby obchodził swoje najlepsze urodziny od bardzo, a to bardzo dawna temu.

Szczególną uwagę Veroniki przykuł ciemny zarys sylwetki, stojący zaledwie dwa metry przed nią. Wyjrzała spod kaptura, odchylając go lekko. Zmrużyła oczy, aby dostrzec lepiej kształt w gęstej mgle. Po paru krokach, które zrobiła do przodu, mogła stwierdzić, iż sylwetka należy do mężczyzny. Po trzech krokach, wiedziała już, że jest wysoki i potężny.

Gorączkowo zaczęła zastanawiać się, dlaczego, do jasnej cholery, stoi on na tym przeklętym deszczu. Dziwiło ją to, że nie mknie przed siebie, omijając kałuże i nie trzymając nad głową gazety lub torby, nie próbuje schować się w pierwszym lepszym sklepie. W głowie wciąż panował zamęt i mętlik. Myśli układy się chaotycznie, nie tworząc jednego spójnego, logicznego zdania. Dopiero powoli, drobnymi kroczkami, zaczynała dochodzić do siebie, więc trzeźwe myślenie jeszcze nie powróciło całkowicie.

Dziewczyna w okolicach mostka poczuła dziwny skurcz, a potem dudnienie, niczym dzwon kościelny. Po chwili adrenalina rozeszła się po żyłach, niczym trucizna parząca, jak kwas chemiczny.

Strach. Bała się.

Bo mężczyzna, stojący we mgle, w ogóle się nie poruszał. Stał tam, niczym kamienny posąg. Jak jakaś zjawa w mroku, osaczona przez mglę. Zjawa, która czekała na swoją ofiarę.

Organ, zwany potocznie sercem, a w rzeczywistości był tylko ruchomym mięśniem i pompą krwi, umieszczonym pod żebrami człowieka, teraz podskoczył do gardła dziewczyny, po czym opadł na swoje miejsce. Zamarło, jak kawałek lodu i zaś uderzyło potężnie w żebra. Veronica o mało co, nie zgięła się w pół.

Poczuła się tak, jakby ktoś wymierzył jej potężnego i solidnego kopniaka w brzuch. W głowie zaczęły pojawiać się szaleńcze i niebezpiecznie myśli, jak u szaleńców, którzy zostali zamknięci w szpitalu dla psycholi.

Tym bardziej, gdy zbliżała się do skrzyżowania, w którym stała owa zjawa, serce robiło coraz to bardziej dziwne i niezrozumiałe przewroty w klatce piersiowej, jakby chciało wykrzyczeć:” Uciekaj, Veronico, biegnij! Niebezpieczeństwo!”

Na miłość boską!- skarciła siebie w duchu.- Nie ma się czego bać. Po prostu zwykły człowiek, taki jak ja, stoi sobie. W deszczu. I moknie. Nie ma nic w tym dziwnego nic, a nic...

Niespodziewanie i nagle usłyszała krzyk.

Cichy krzyk, który potem przeszedł przeraźliwy, pełen strachu jak i cierpienia wrzask, niczym potępieńca wołającego o przebaczenie Boga z piekła.

Przerażona zlękła się i przystanęła odruchowo.
Mogłaby przysiąść, że jej serce kolejny raz zatrzymało się, po czym podjęło dziki bieg, jakby przed czymś uciekało.

Po zaledwie upływie kilku sekund wszystko ucichło. Zniknęło, niczym mydlana bańka, puszczona przez małe dziecko. Do jej uszu dobiegł tylko cichy szelest liści, zerwany przez powiew wiatru i padające krople deszczu, które rozbijały się, jak tafla szła o kostkę brukową.

Postanowiła się odwrócić i tak też uczyniła.

Odwróciła się za siebie, bardzo powoli, jakby balansowała na krawędzi bardzo cienkiego lodu. Jednak niczego i nikogo nie dostrzegła, prócz mroczniej ciemności i gęstej mgły, która osiadła bardzo nisko nad ziemią.

Odetchnęła z ulgą, nawet zaśmiała się cicho ze swojej głupiej wyobraźni.

Krzyk się powtórzył, roznosząc się echem i odbijając się od murów domów.

Serce odruchowo wykonało swój ostrzegawczy skok, dławiąc dziewczynę mocnymi uderzeniami, a adrenalina zapłonęła w żyłach.

A potem nastała głucha cisza. Tak jak gdyby czas zatrzymał się i stanął w miejscu.

Zaczerpnęła gwałtownie wilgotnego powietrza do płuc.

Gdy odwróciła się przed siebie, droga była pusta. Skrzyżowanie również. Już nie było tam tej dziwnej martwej sylwetki, która stała bez ruchu, wpatrzona w nią. Jedynie w tym miejscu, w którym znajdował się mężczyzna, unosiły się obłoczki czarnego dymu.

Cofnęła się kilka kroków, po czym ruszyła szybkim krokiem, powstrzymując się, by czasem nie biec.
 


***

Natanael był aniołem już od wielu, wielu wieków.
Zanim Światłość stworzyła świat, który tak bardzo pokochał.
Zanim pierwszy człowiek postawił stopę w ogrodzie Edenu.
Istniał już wtedy i nie przeszkadzało mu to, że Światłość uczyniła go tylko stróżem.

Teraz zjawił się otoczony niebieskawą poświatą. Przy jego ramionach rozprostowały się śnieżnobiałe skrzydła, miękkie i puchate, niczym jedwab z domieszką aksamitu.

Dookoła Nataniela panował półmrok, rozpraszany przez słaby blask Srebrnych Wrót. Od dołu unosiły się kłęby lekkiej mgiełki, która nadawała dość ponury klimat.

Aniołowi zawsze to miejsce kojarzyło się z Czyśćcem. Sam nie wiedział dlaczego, mimo że tamtego miejsca ani razu nie wiedział na oczy. Po prostu jego wyobraźnia widziała tak to miejsce, a nie inaczej. Więc tak się już przyjęło.

I zawsze, gdy Natanaelowi przychodziło zjawiać się w tym miejscu, nie wiedzieć czemu, na jego skórze występowała gęsia skórka i dostawał dreszczy, jak przy oglądaniu najgorszego horroru w całej galaktyce.

Zmrużył oczy, bo bijący blask od Srebrnych Wrót kuł go w oczy, powodując ich łzawienie. Przetarł rękawem oczy i ruszył przed siebie.

Towarzyszyła mu cisza i spokój. Nie dochodziły żadne dźwięki, choćby cichego powiewu liści. Nic. Tylko ta niezmierna i krępująca cisza. Cisza, niczym przed burzą. Czyż nie?

Ależ oczywiście, że nie.
I Natanael już to wiedział. Przywyknął do tego.
Normalne miejsce, jak każde inne. Tylko żałował tych nowych stróżów, którzy pracowali zbyt krótko w tej branży, by móc przyzwyczaić się do tego panującego chłodu i głuchej ciszy, która aż krzyczała i raniła w uszy.

Twarz osłonił ramieniem, mrużąc mocniej oczy. Oślepiający blask, który pochodził z Wrót, był przepełniony jasnością Boską. Piękny i promieniującym samym dobrem, że ludzkie oczy nie wytrzymałby tego.

Postawił jeszcze jeden krok i przystanął.

Uniósł błękitne oczy ku Bramie.
Po obu skrzydłach bramy, znajdowały się kamienne anioły z surowym wyglądem i z mieczami w rękach, które były zawsze w gotowości, aby je użyć przed jakimś intruzem.

Groźny wzrok kamiennego anioła zlustrował stróża od dołu do góry, po czym uniósł swój potężny miecz, który zapłonął niebieskim światłem. Ostrze miecza spoczęło na ramieniu Natanaela.

Ostre spojrzenie złagodniało i kamienny anioł skłonił lekko głowę, cofając swój miecz do boku.

Skrzydło Srebrnej Bramy uchyliło się lekko, a anioła wypełnia jasność, o jakiej zwykły grzesznik mógłby tylko pomarzyć.

Mrużąc oczy, przestąpił próg i ujrzał siedzibę aniołów stróżów. Skrzydło Srebrnej Bramy zamknęło się tuż za jego skrzydłami z cichutkim skrzypnięciem.

Uśmiechnął się. Szeroko. Bo naprawdę uwielbiał to miejsce. Było przecież jego domem, do którego uwielbiał powracać.

Wziął w płuca sporą dawkę powietrza i ruszył przed siebie. Ukłonił się lekko na widok innych aniołów, którzy zaszczycili go spojrzeniem i z uśmiechem na swych pięknych twarzach.

W odległości dostrzegł znajome twarze swoich przyjaciół. Uśmiechnął się szerzej i ruszył w ich stronę, mijając innych, sunących i rozmawiających o swoich podopiecznych.

-... nie wierzę? Naprawdę?- Jeden z jego przyjaciół, anioł o rudych lokach i zielonych oczach, potrząsnął właśnie czupryną, powodując, iż loki opadły na twarz i częściowo zasłoniły mu pole widzenia.- O Nataniel, dobrze cię widzieć, stary.- Gdy odgarnął loki, uśmiechnął się dość sztucznie na jego widok. Radość w jego oczach przygasła, a na twarzy zarysowała się panika, zlewające się ze strachem.

-Stało się coś?

-Nie, ależ skąd.-Rudy anioł uśmiechnął się promiennie, rozkładając ręce w obronnym geście.- My tylko tak sobie rozmawialiśmy...

Drugi anioł szturchnął go łokciem i skarcił chłodnym spojrzeniem.

-Przestań. Nie uważasz, że powinien w końcu się dowiedzieć?- Stróż o bladoniebieskich oczach niczym lody, odezwał się twardym głosem, jak skała.- Chyba lepiej, aby dowiedział się tego od nas, nieprawdaż?

Anioł o rudych włosach i zielonych oczach westchnął ciężko.

-Jak chcesz... ja chciałem tylko...

-Wiem, chciałeś dla niego dobrze. Ale lepiej będzie, gdy my mu o tym powiemy.

Dwóch jego najlepszych kumpli, mierzyło się teraz na spojrzenia. Usta zacisnęli w wąskie line, anielsko piękne rysy twarzy wyostrzyły się gwałtownie.

-Hej, chłopaki- odchrząknął stróż- ja tutaj jestem i nie musicie o mnie mówić w trzeciej osobie. O co chodzi?

Aniołowie spojrzeli na niego jednocześnie.

-Mam nadzieję, że nie pobijecie się o to, kto z was ma rację. Na litość pańską! Skończcie z tymi wygłupami! Chyba lepiej będzie, jeżeli sam zadecyduję, czy chcę się tego dowiedzieć od was, czy od przełożonych.

Kiwnęli potakująco głowami, godząc się ze słowami Nataniela.

-A więc, mogę w końcu wiedzieć, o czym rozmawialiście? Wiem, że o mnie i chcę wiedzieć, co jest tego powodem I bez żadnego kręcenia. Bo tak się składa, że śpieszy mi się. Nawet bardzo. Jak wiedzie mojej podopiecznej zmarła matka. I nie chcę, aby została choćby na pół sekundy sama. Rozumiecie?

Rudy anioł przełknął głośno ślinę. Niebieskooki tylko wzniósł oczy ku górze, jakby oczekiwał jakiegoś znaku od samej Jasności.

-Właśnie chodzi o twoją podopieczną- wyjaśnił cicho zielonooki drżącym głosem.   

3 /skomentuj:

Anonimowy pisze...

Hmm....zapowiada się interesująco ^^. Fajne jest, takie właśnie twoje klimaty w których cię widzę fantasy ;) Najbardziej spodobało mi się wprowadzenie, i już wiedziałam że fabuła będzie ciekawa i wciągająca. Czekam na ciąg dalszy.
Buziaczki, Psikuu^^

alex589 pisze...

A ja się pochwalę i powiem, że już czytałam całość :P nie wiem siostra czy mogłam to zdradzić, ale pomyślałam, że się pochwalę xD nie zniechęci mnie to jednak do komentowania ^^ dzisiaj nie mam natchnienia by coś z sensem napisać niestety, więc będzie krótko - uwielbiam Twoje opowiadania i mam nadzieję, że kiedyś uda Ci się coś wydać :)

Kokoro-chan pisze...

^^
1) "Pisałam je w formie książki, od dwóch lat chyba już ślęczę nad nim." Nie no, pisanie książek to ostatnio jakąś plaga, bo wszystkich znajomych jakich znam piszą książki... Ale mimo wszystko- trzymam kciuki :] A i podziwiam- dwa lata pisania to szmat czasu- ja bym nie miała tyle cierpliwości :P
2) "I może wstawię ciąg dalszy, bo jak na razie brak pomysłów na notki, a nie chcę na całego zaniedbywać bloga." Oj wstaw, wstaw^^
3) "Najgorsze jest to, kiedy nie wiesz, co czeka cię w przyszłości." Potwierdzam, najgorsze. Ale drugiej strony- gdybyśmy znali przyszłość to czy wtedy nie było za nudno? Ja już bym bardziej wolała poznać przeszłość, a przyszłość sama odkrywać ;]
4) Podoba mi się imię Natanael ;]
5) A jeśli chodzi o opowiadanie- zapowiada się ciekawie ;) Jak narazie wstęp przypomina mi trochę miks filmów "Miasta Aniołów" i "Gabriela". Ale to tylko pierwsze odczucie ;) Wstawiaj dalsze części, bo jestem ciekawa rozwoju sytuacji :] Jak i samych opisów, bo dość interesująco wychodzą :)

Prześlij komentarz