Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

czwartek, 16 stycznia 2014

私の天国 (Watashi no tengoku)~ My heaven. Rozdział dwunasty: Zaćmienie.

Tadaima !! XD. Dawno mnie tutaj nie było, ale niestety padł mi komputer i praktycznie od Nowego Roku byłam skazana na tableta (nigdy więcej takiego dziadostwa) no i na komputer siostry, ale to jedynie od czasu do czasu. Dopiero wczoraj kumpel podrzucił mi laptopa z naprawy. Uff, przyznam się, że nieco przestraszyłam się, co jest z moim komputerem, bo dysk wcale nie padł, ani system. Dopiero, jak kumpel rozkręcił komputer, to okazało się, że coś ze stykami było nie tak, więc je podokręcał, więc teraz jest już wszystko w porządku. I mam nadzieję, że już takich numerów mój sprzęt mi nie będzie odwalał, bo idzie się tylko nabawić zawału serca ;p.

Na dzisiaj przygotowałam dla was następny rozdział opowiadania, chociaż od wczoraj szykowałam zupełnie inną notkę. Jednak moja wena mnie dzisiaj zaskoczyła i nawet nie wiem, kiedy skończyłam rozdział. Sama nie wiem, jak on mi wyszedł. Nieco inaczej go planowałam i zbytnio z niego nie jestem zadowolona. Nie potrafię przysiąść do czegoś, co kiedyś zaczęłam i to skończyć. Więc wyszło z tego, co wyszło... mówi się trudno... XD



 ♫♪♫ Brian Crain - Song of the Hear ♫♪♫

私の天国 
(Watashi no tengoku)~ My heaven. Rozdział dwunasty: Zaćmienie.

Kiedy pierwsza błyskawica przecięła niebo oślepiającym zygzakiem, było już grubo po drugiej w nocy. Rozległ się potężny huk, który powtórzył się dwukrotnie, by później pogrążyć miasto w martwej ciszy. Strugi deszczu delikatnie bębniły o parapet i okno, tworząc przeróżne smugi na szybie. Jedna z nich nawet wyglądem przypominała skrzywioną buźkę niczym "shi" w katakanie, które brzmiało, jak odpowiednik polskiego słowa "śmierć".

Keiko potrząsnęła głową, by pozbyć się z umysłu tych niedorzecznych myśli. Odetchnęła cicho i odeszła od okna. Miała wrażenie, że znalazła się w jakimś koszmarze, z którego nie jest wstanie się wybudzić. Choćby krzyczała i szarpała się, to była świadoma, że nie uda jej się przebić tej cienkiej granicy, która rozdziela jawę od snu. A przecież wystarczyło, by ktoś potrząsnął ją za ramię, czy nawet uszczypnął, by przywrócić jej umysł do rzeczywistości. Nie było przecież w tym nic trudnego, a mimo wszystko, po przez upływający czas, uświadamiała sobie coraz bardziej ten przerażający fakt, że wcale nie śni. I wiedziała już, że nie zjawi się ta odpowiednia osoba, która uwolni ją spod ciężkich, żelaznych kajdan tego jakże okropnego koszmaru. 

Krążyła po pokoju w ciemnościach, a po policzkach ciekły gęste łzy. W głowie wciąż przeplatały się słowa lekarza, które usłyszała niespełna kilka godzin temu. Wywołały one w niej poczucie bezradności i zagubienia. Cała ta sytuacja sprawiła, że Keiko nie miała pojęcia, co mogłaby uczynić, by pomóc Kaoru. Nie tak to wszystko miało wyglądać - mówiła do siebie - stracić wzrok w taki sposób, to najgorsze, co może przynieść los. Dlaczego akurat coś takiego musiało spotkać Kaoru? Otarła łzy i usiłowała się uspokoić. Musiała jeszcze zadzwonić do domu, do Polski i poinformować bliskich o tym, co się wydarzyło, ale póki co, Keiko nie miała na to sił. Wszelkie nadzieje, że wszystko to się jeszcze jakoś ułoży, rozwiały się niczym nikły płonień świecy, targany na silnym wietrze. Od tej pory, tę sytuację widziała tylko i wyłącznie w czarnych barwach, bowiem piękny sen o marzeniach, roztopił się niczym ostatni płatek śniegu, opadnięty na ciepłą dłoń w mroźny wieczór. 

Rozmyślenia Keiko przerwał dźwięk przekręcającego się w zamku klucza. Po krótkiej chwili, ktoś otworzył drzwi i wszedł do mieszkania, zanosząc się ciężkim westchnięciem. Wiedziała, że to Kame. Ciche kroki z przedpokoju przeniosły się do kuchni. Usłyszała jeszcze szuranie krzesła o podłogę i brzęk kluczy, uderzających o blat stołu. 

Wychyliła się niepewnie z pokoju, gdyż mieszkanie na nowo pogrążyło się w ciszy. Przez chwilę stała w progu i nadsłuchiwała, ale niczego nie usłyszała. Nawet zaczęła zastanawiać się, czy czasem nie wydawało jej się, że słyszy wchodzącego do mieszkania Kamenashiego, ale kiedy ruszyła do kuchni, z korytarza zobaczyła słaby zarys rysującej się w mroku jego sylwetki. Siedział załamany przy stole kuchennym z podpartym podbródkiem o splecione dłonie. Kiedy kolejna błyskawica wlała do pomieszczenia swoje rażące światło, Keiko przez ten ułamek sekundy spostrzegła, jak pojedyncza łza błysnęła na policzku Kame, zanim ukrył twarz w dłoniach.

- Gdzie byłeś? - spytała cicho, wchodząc do kuchni. - Martwiliśmy się o ciebie. Maru dzwonił do ciebie chyba z pięć razy, ale wyłączyłeś telefon. 

Podeszła jeszcze bliżej, ale Kamenashi ani na moment nie zmienił swojej pozycji. Wyglądem przypominał jakiś posąg. Keiko miała wrażenie, że przestał nawet oddychać. 

- Chcesz herbaty? -  podjęła dalszy wątek. - Zaparzę, bo zdaje się, że przemokłeś do suchej nitki. 

Dziewczynie znowu odpowiedziała cisza. Odchrząknęła więc znacząco i wzięła się za przygotowanie herbaty. Kiedy wstawiła wodę, oparła się o blat i spojrzała z bólem w oczach na Kamenashiego. Poczuła silne ukłucie żalu, bowiem wiedziała już, jaką decyzję podjęła Kaoru. Rozmawiała z nią, gdy Kame opuścił szpital. Z początku starała się nakłonić ciotkę do zmiany decyzji, ale wiedziała, jak bardzo jest ona uparta. Pokornie więc pogodziła się z tym, co postanowiła i obiecała jej, że zajmie się przygotowaniami do powrotu do Polski. 

Keiko od tej pory czuła się niepewnie w towarzystwie Japończyka. Chciała coś dodać od siebie. Powiedzieć coś, co podniesie go chociaż po części na duchu, ale wiedziała, że takie słowa nie istnieją. Przez ten krótki czas, jaki spędziła w Tokio, zdążyła nabrać szczerej sympatii do Kamenashiego i teraz, kiedy patrzyła na jego cierpienie, było jej przykro. Nie była też do końca pewna, czy Kame w ogóle ma ochotę z nią rozmawiać. Jedynie to, co ją łączyło z Kamenashim, była Kaoru. Teraz, kiedy to wszystko się zakończyło, Keiko zaczęła obawiać się, czy wciąż Kame uważa ją za swoją przyjaciółkę. Postanowiła więc, że jutro z samego rana spakuje część swoich rzeczy i Kaoru. Tylko w taki sposób, będzie wstanie mogła mu pomóc. Nie chciała też, by jakiekolwiek rzeczy Kaoru, które znajdują się w tym mieszkaniu, przypominały mu o niej. Wiedziała, że im szybciej to uczyni, tym prędzej uśmierzy w minimalnym stopniu jego cierpienie. 

- Czy ona... zawsze taka była? - Usłyszała w końcu cichy i drżący głos, który wydobył się z Kame. 

- Hm? Masz na myśli Kaoru?

- Yhym.Czy ona zawsze w taki sposób starała się uchronić bliskich od cierpienia? Przecież przez to nieświadomie rani nie tylko siebie samą, ale również i te osoby.

Keiko uśmiechnęła się smutno, przypominając sobie Kaoru za czasów, kiedy jeszcze mieszkała w Polsce. Skrzyżowała dłonie na piersiach i odpowiedziała wymijająco:

- No cóż, cała Kaoru, ale Kame... nie obwiniaj jej za to. Postaraj się ją zrozumieć. Podjęcie tej decyzji w tak krótkim czasie, nie było dla niej łatwe. 

-Postaraj się zrozumieć?- powtórzył ciężko za Keiko.- Próbuję, ale nie potrafię. Dla mnie to też nie jest łatwe i nie jestem wstanie pogodzić się z jej decyzją. Kiedy patrzyłem na nią, gdy mówiła o rozstaniu, dobrze wiedziałem, że to podpowiadał jej rozum, lecz serce chciało zupełnie czegoś innego. Więc, dlaczego tak zadecydowała, możesz mi to powiedzieć? Ty znasz ją dłużej ode mnie... Nie potrafię tego pojąć, dlaczego...?

Czajnik zapiszczał, sygnalizując gotującą się wodę. Keiko nie śpiesząc się, zaparzyła herbatę. Postawiła kubek przed Japończykiem i uśmiechnęła się do niego ciepło, jakby tym sposobem chcąc dodać mu otuchy. Usiadła naprzeciwko niego i posłodziła swoją herbatę.

- Jestem tego samego zdania, co ty, jednak podzielam po części opinię Kaoru. Proszę, nie zrozum mnie źle, ale Kaoru ma rację. Kame... czasami, w pewnych momentach miłość nie wystarcza i najwyraźniej Kaoru jest tego świadoma. Zdaje się, że wszystko dobrze to sobie przemyślała. Zachowała zimną krew i choć miała łzy w oczach, kiedy rozmawiała ze mną, to sądzę, że podjęła słuszną decyzję. 

-Słuszną? - Dłonie Kame otaczające kubek zadrżały gwałtownie. - To jest według ciebie słuszna decyzja? A gdyby Nakamaru tak postąpił, to też uważałabyś to za słuszną decyzję? Wybacz, ale nie zgadzam się tutaj z tobą. Nie odpycha się od siebie ludzi, którzy chcą pomóc, a już przede wszystkim nie tych, których się kocha.

- Kaoru po prostu chce cię uchronić przed tym wszystkim, co by cię czekało, gdyby jednak zdecydowała się z tobą zostać - powiedziała ze spokojem. Podniosła na Kamenashiego oczy i wbiła w niego poważny wzrok.- Kame, czy pogodziłbyś się z jej śmiercią? Czy z taką łatwością przychodziłby ci patrzeć, jak ona każdego dnia cierpi i słabnie? Zniósłbyś to wszystko? No, odpowiedz.

Zauważyła jak mięsień na jego twarzy drgnął, kiedy padło słowo dotyczące śmierci. Spojrzał gdzieś w bok. Keiko wiedziała, że tym sposobem chce ukryć przed nią swój ból. Dłonie Kamenashiego zacisnęły się mocniej na kubku, jakby chciał go zmiażdżyć. 

- Tego nie wiem - niemal wyszeptał, kiedy zdołał się opanować.- Lecz wiem jedno: wolę, by te ostatnie dni spędziła przy moim boku, niż w samotności. Jestem pewny, że nie będzie całkiem sama. Przecież ty będziesz przy niej i jej rodzina, jednak ta świadomość, że nie będzie mnie przy niej jest... przerażająca. Już raz ją straciłem i wiem, jak wygląda bez niej życie. Myśl, że tracę ją po raz drugi i to w taki sposób, jest nie do zniesienia, nawet jeśli ma wydarzyć się ten czarny scenariusz. Wybacz, ale zbyt długo na nią czekałem, aby teraz tak łatwo z niej zrezygnować. 

Keiko westchnęła cicho. Upiła kilka wolnych łyków herbaty, dając sobie czas na przemyślenia. Było już późno, więc odczuwała silne zmęczenie, to też umysł bronił się przed zewnętrznymi czynnikami i pragnął pogrążyć się w głębokim śnie. Cały ten dzisiejszy dzień, nie miał prawa mieć miejsca, pomyślała gorzko. Przymknęła na chwilę powieki, dłońmi ściskając skronie. Dla niej całe to wydarzenie również było czymś bolesnym, jednak nie chciała dać ponieść się emocjom i zacząć histeryzować. Musiała trzymać się pionu i przede wszystkim dać jak najwięcej wsparcia Kaoru. Chciała pokazać, że jest silna, ale chyba wzięła na siebie zbyt wiele i teraz ciężar tego wszystko stopniowo zaczynał ją przygniatać. Keiko zaczynała bać się, że jeszcze chwila, a ona sama pęknie.

- Nieważne, jak bardzo będziesz chciał być przy niej, ona tym bardziej będzie odtrącać cię od siebie- powiedziała cicho.

- Czyli nie ma żadnych szans na to, że jeszcze zmieni zdanie?

Dziewczyna spojrzała w jego oczy i ze smutkiem zaprzeczyła ruchem głowy. Japończyk przygryzł wargę i utkwił wzrok w kroplach deszczu na oknie.

- Odkąd pamiętam, Kaoru zawsze w ten sposób się zachowywała. Nigdy nie chciała od nikogo przyjąć pomocy, nie wiem dlaczego. Ze wszystkim chciała zmierzyć się sama, a jeżeli nie dawała sobie z czymś rady, to odkłada dany problem na później i stawiała mu czoła, kiedy zdobywała już siłę. Ona jest strasznie uparta, pewnie już zdążyłeś to zauważyć.- Zaśmiała się cicho. - Jak się uprze, to nie ma na nią rady. Postawi na swoim i będzie trzymać się swojego, choćby się waliło i paliło.

- Uparta jest, owszem.- Kamenashi wyprostował się na krześle i zaczął przyglądać się swoim dłonią. Kącik ust lekko podniósł mu się do góry.- I swój charakterek też posiada. Kilka razy już byłem świadkiem jej wybuchu złości. Muszę przyznać, że wcale nie jest taka przerażająca, kiedy ostrzy pazury.

- Wiesz, kiedy postanowiła, że wyjdzie do Japonii - zaczęła Keiko. Przybliżała bardziej do siebie kubek i paznokciem zaczęła zdrapywać już i tak dość mocno starty z niego rysunek - to z początku wszyscy myśleliśmy, że tylko tak to sobie mówi. Kaoru ma to do siebie, że "jest w gorącej w wodzie kąpana", dlatego niektóre jej pomysły nie były przez nas brane na poważnie. Szczerze powiem, że nie znam nikogo innego z tak słomianym zapałem jak ona. - Usta Keiko rozciągnęły się w szczerym uśmiechu. - Znajduje sobie nowe zajęcia, ale szybko nimi się nudzi, ale jak widać, ten wyjazd potraktowała bardzo poważnie. Udowodniła nam wszystkim, że jeżeli człowiek czegoś bardzo pragnie, to jest wstanie to osiągnąć. Wiedziałam, że to jest jej największe marzenie. Wcale nie musiała mi o tym mówić, to było po niej widać. Bardzo lubiła pisać piosenki, ale pamiętam, że zawsze powtarzała, że chce pisać je po japońsku. Naprawdę miała totalnego bzika na punkcie Japonii. Czasami czułam, że jej serce już nie należy do nas, lecz do was.- Głos Keiko zaczął przybierać smutniejszą barwę. - Dlatego, kiedy teraz widzę, jak ona rezygnuje z tego wszystkiego, to aż serce mi się kraje. Nie ma nic gorszego, jak rezygnacja w taki sposób z czegoś, co tak naprawdę się kocha.

Zapadła nad nimi cisza, która została przerwana przez następny grzmot burzy. Kame nerwowo bawił się uchem od kubka. Ani razu nie tknął jeszcze herbaty, więc zdążyła już wystygnąć. Siedzieli pogrążeni w zupełniej ciemności i żadnemu z nich nie przyszło do głowy, by zapalić światło. Kamenashiemu było to na rękę, bo przynajmniej mrok skrywał jego prawdziwe uczucia, które miał wypisane w oczach.

- Proszę, opowiedz mi coś więcej o Kaoru- wydusił z siebie. - Jaka ona była kiedyś? Chciałabym... czegoś więcej się o niej dowiedzieć.

- No nie wiem, czy to jest dobry pomysł. - Keiko uśmiechnęła się delikatnie. - To przeszłość Kaoru, więc skoro ona zbyt dużo ci z niej nie zdradziła, to chyba nie chciała, byś dowiedział się pewnych szczegółów dotyczących jej życia.

- Teraz to już nie ma żadnego znaczenia - wyszeptał. - Skoro już nigdy nie będzie mi dane jej zobaczyć, to przynajmniej chcę o niej czegoś posłuchać.

Keiko poprawiła się na krześle z szerokim uśmiechem na twarzy.

- To, co mogę ci powiedzieć, to tylko tyle, że Kaoru bardzo się zmieniła, odkąd zaczęła się z tobą spotykać.

- Zmieniła? - Brew Kamenashiego uniosła się ku górze.- Jak bardzo? Mam nadzieję, że nie na najgorsze. Nie czułbym się zbyt dobrze z tą myślą, że przyczyniłem się do czegoś takiego...

Keiko roześmiała się, widząc jak Kame plącze się w słowach. Japończyk spojrzał na nią w zdziwieniu, a zarazem w oczekiwaniu na wyjaśnienia.

- Oczywiście, że na lepsze, głuptasie.- Wzniosła oczy ku górze, wciąż chichocząc.- Można powiedzieć, że bardziej, hmm... dojrzała. Przy tobie nabrała więcej pewności w siebie. To widać gołym okiem. Kiedy przyjechałam tutaj na tegoroczne wakacje, praktycznie jej nie poznałam. Przedtem, jakoś nigdy nie wierzyła we swoje możliwości, często się poddawała i uciekała, kiedy nadarzyła się ku temu okazja. Była bardziej skryta w sobie, nie lubiła mówić o swoich problemach. Przy tobie też częściej zaczęła się uśmiechać i śmiać. Zauważyłam, że ta miłość dodawała jej skrzydeł. To, co teraz powiem, może zabrzmi dość głupio, ale wydaje mi się, że właśnie to dzięki twojej miłości, Kaoru była wstanie uwierzyć w siebie samą i we własne marzenia.

- Nie, to co mówisz, wcale nie jest głupie. -  Zaprzeczył ruchem głowy. Dziewczyna w końcu dostrzegała na jego twarzy coś na miarę słabego uśmiechu.- Faktycznie na samym początku Kaoru była nieśmiała i ciężko jej przychodziło uwierzyć we własne możliwości. Kilka razy starałem się wybić z jej głowy te negatywne myśli na swój własny temat.

Keiko potaknęła głową.

- To właśnie dlatego, między innymi starała się ciebie unikać.

- Co? - Kame mrugnął gwałtownie oczami.

Keiko odetchnęła cicho. Wykrzywiła usta w grymasie.

- Nie powinnam tego ci mówić, zwłaszcza, że o takich rzeczach powinieneś bezpośrednio rozmawiać z nią. Skoro ona ci tego nie powiedziała, najwyraźniej miała ku temu swój powód. Na mnie nie licz, nie wyjawię tego, co Kaoru uważa za swój drobny sekret.

- Czekaj... - Kame potarł dłonią policzek, jakby malutka lampka zapaliła mu się w umyśle. - Masz na myśli motyw Słońca?

- A jednak ci powiedziała ? - Keiko pokręciła głową, jakby z niedowierzaniem. Potem jednak, uśmiechnęła się.

- Yhm. Dzisiaj, w szpitalu, przy rozstaniu i... dwa lata temu również coś wspominała o Słońcu.

- Czyli już wiesz, czego najbardziej się obawiała?

Kame się zasępił.

- Poparzenia.

Dziewczyna przytaknęła.

- "Jak słońce i księżyc podzieleni przez dzień i noc, żyjemy na jednym niebie, lecz nie w tej samej linii" - wyszeptał. 

- Skąd to znasz? - Keiko drgnęła i spojrzała nieufnie w jego oczy.

-  Właśnie to te słowa usłyszałem od niej dwa lata temu. Keiko, możesz mi powiedzieć, skąd one pochodzą? 

Prychnęła cicho.

- A nie domyślasz się? 

Domyślał się. Piosenka Kaoru, ta której nikomu nie pokazywała, a jednak, dziwnym trafem, Keiko znała jej fragment. 

- Czy pamiętasz, jak idą dalsze jej słowa? Jeżeli wiesz, to proszę cię, powiedz mi, co jest dalej.

Dziewczyna podrapała się po głowie. Kojarzyła mniej więcej tekst Kaoru "Jak słońce i księżyc~ zaćmienie". Czytała przecież każdą linijkę, bo na bieżąco Kaoru podsyłała jej świeżo napisane akapity. Zawsze tak robiła, kiedy brała się za nowy tekst. Ufała swojej bratanicy, dlatego tak bardzo polegała na jej opiniach. A tę piosenkę Keiko zapamiętała w szczególności, bo było w niej coś takiego, co od pierwszego wejrzenia ją w niej urzekło. Przeczesała więc szybko umysł w poszukiwaniu tych odpowiednich słów z refrenu i odnalazła je. Teraz pozostała tylko kwestia przełożenia ich na japoński. Trochę to sprawiło jej trudności, ale po upływie kilku sekund, poradziła sobie z przekładem prawie bezbłędnie. W każdym bądź razie, Kamenashi zrozumiał sens dalszych słów refrenu.

- "Kiedy budzisz się, ja zasypiam śniąc o tobie" - zacytowała delikatnie. Z trudem opanowała się, by czasem nie zanucić melodii, którą obie kiedyś skomponowały. -  "Czy kiedykolwiek znajdziemy się na tej samej drodze, jak słońce i księżyc w czasie zaćmienia?" 

- Jak słońce i księżyc w czasie zaćmienia... - powtórzył prawie bezgłośnie.- Żyjemy na jednym niebie, lecz nie w tej samej linii.

  Nagle Kame przywołał w pamięci ten późny wieczór, kiedy to wpadł na pomysł, by pójść pod blok Kaoru. To było raptem kilka godzin po tym, kiedy po raz pierwszy pocałował ją w parku. Do dzisiaj nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, co wtedy go podkusiło, aby skierować swoje kroki w stronę jej osiedla. Na samo wspomnienie uśmiechającej się z okna do niego Kaoru, poczuł niemal rozlewające się ciepło w sercu. Była wtedy zajęta, pamiętał bardzo dokładnie ten szczegół, gdyż była w trakcie pisania dla niego tekstu na solówkę. Nawet wtedy zażartował, że przyszedł osobiście sprawdzić, jak idzie jej praca.

Siedzieli wtedy na ławce pod jej blokiem i spoglądali w bezchmurne, wieczorne niebo. Mimo że to wydarzenie miało miejsce dwa lata temu, Kame miał wrażenie, że ten wieczór wydarzył się dopiero wczoraj. Było upalne lato, nad nimi świeciło tysiące usłanych gwiazd, a w centrum tych jasnych drobnych punkcików, znajdowała się idealna ćwiartka księżyca. To wtedy Kaoru powiedziała, że lubi księżyc, a kiedy zapytał, jaki jest tego powód, zacytowała mu ten fragment z piosenki. 

Kamenashi przypomniał sobie niemal każde słowo Kaoru, które w tamtym dniu padło z jej ust. Zamknął oczy i miał wrażenie, że siedzi razem z nią pod tamtym blokiem. Wszystkimi swoimi zmysłami czuł jej obecność, słyszał jej delikatny i cichy śmiech. Jej miękkie słowa, kiedy to zdobyła się na odwagę i zaczęła opowiadać, dlaczego jest dla niej Słońcem. W pewnym momencie coś zapiekło go w oczach, zorientował się, że są to łzy. Zdał sobie sprawę, że te wszystkie szczęśliwe chwile, odeszły już na zawsze i to, co po nich pozostało, to tylko wspomnienia i ciepłe uczucie na samą myśl o Kaoru. 

Wyprostował się na krześle jak struna. Jego umysł zalała fala słów Kaoru, na które w tamtym okresie nie zwrócił szczególnej uwagi. Jednak teraz, te słowa, wypowiedziane dwa lata temu, dały mu kluczowe rozwiązanie do teraźniejszej sytuacji. Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego Kaoru podjęła taką decyzję, a nie inną. 

- W porządku?- Zaniepokojona Keiko przyjrzała mu się uważniej.

- "Kiedy kończy się noc i budzi się słońce, księżyc odchodzi w zapomnienie, słońce wygrywa" - wyszeptał oszołomiony. - Cholera, a więc o to jej chodziło przez cały czas. 

Poderwał się z miejsca i nim Keiko zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Kame wybiegł z mieszkania, trzaskając z hukiem drzwiami. 

***
Niekończąca się ciemność jest przenikliwa i chłodna. Sprawia wrażenie, że w tych mrocznych głębinach człowiek zapada się niczym w ruchomych piaskach. Niewidzialne szpony wynurzają się nie wiadomo skąd i nagle chwytają za nogi. Oślizgłe jak macki ośmiornicy są zimne niczym sople lodu. Owijają się wokół kostek jak węże. Pną się po nogach coraz wyżej i wyżej, aż w końcu oplatają się wokół talii. Smagają delikatnie ale za to w bolesny sposób klatkę piersiową, jakby chciały wniknąć przez skórę i dotknąć rozgrzanego, bijącego cicho serca. Wtedy strach paraliżuje umysł na taką skalę, że chcesz krzyknąć, ale nie wydobywasz z siebie głosu. Dusisz się i dławisz. Szarpiesz się i wijesz, a ukryte w ciemnościach demony tylko chichoczą złowrogo, drwiąc z każdego twojego marnego ruchu. Dookoła panuje tak gęsty mrok, że twoje oczy nie są wstanie do niego przywyknąć. Ze wszystkich sił usiłujesz wyostrzyć zmysły, by dojrzeć cokolwiek w tej nicości, ale twoje wysiłki idą na marne. Osacza cię jedynie przygnębienie i wszechogarniająca pustka. Zaczynasz sobie uświadamiać, jak bardzo jesteś samotny. Tkwisz pośród tej bezdusznej ciemności i krzyczysz jedynie w duszy, czekając aż ktoś cię usłyszy i wyratuje z opresji. A tym czasem, zanoszące się śmiechem bestie sycą się twoim strachem i napawają się cierpieniem. Ciągnął cię w dół, ku przerażającej otchłani, nie okazując przy tym żadnej skruchy. Powoli, lecz skutecznie uzmysławiają ci, że śmierć w twoim przypadku jest nieuchronna i zbliża się do ciebie małymi kroczkami...

Kaoru otworzyła oczy. Spowijała ją ta sama ciemność, która nawiedziła ją we śnie. Nie wiedziała, kiedy zasnęła i na jak długo. Odetchnęła cicho, kiedy zdała sobie sprawę, że ohydne łapska tylko jej się przyśniły. Miała przyśpieszony puls i wilgotne czoło od potu. Bolała ją głowa i lewy bark, przez co odczuwała mdłości. Odwróciła lekko głowę w bok i od razu wykrzywiła usta w grymasie. Syknęła cicho. Miała wrażenie, że ktoś z potężnym hukiem uderzył w mosiężny dzwon, który znajdował się gdzieś w pobliżu. W uszach zaszumiała krew, a pulsujący ból rozszedł się po całej czaszce, wypychając z oczu łzy. Żołądek w momencie podszedł do gardła, więc z trudem opanowała jego skurcze. Po chwili Kaoru uniosła rękę do góry i powędrowała nią do czoła. Jej palce natknęły się na gruby i szorstki materiał bandażu. Delikatnie obadała też swoje lewe ramię, na którym wyczuła zadrapania i siniaki. Czuła się bezsilna i zdołowana. Wszystko ją bolało, jakby ciało postanowiło zbuntować się przeciwko niej. 

Jęknęła cicho, kiedy z trudem podniosła się na łokciach i zdołała usiąść na łóżku. Dla pewności przejechała palcami po swojej twarzy, by upewnić się, że nie ma zawiązanej żadnej opaski. Mimo że miała otwarte oczy, nie widziała niczego. Otaczała ją jedynie ciemność.

Zaczęła gwałtownie mrugać powiekami, lecz z  tej ciemności nie chciały uformować się żadne kształty. Nie widziała żadnych zarysów, żadnych kontur. Totalna pustka ciemności, jaką często można zobaczyć w programach TV o wszechświecie. W pewnym momencie Kaoru uświadomiła sobie, że nie słyszy niczego. Żaden dźwięk nie przedostawał się do jej umysłu, jakby została zamknięta w jakieś próżni. Ten stan wywołał w niej panikę. Zaczęło jej się wydawać, że tkwi w jakimś tunelu, który znajduje się kilkanaście metrów pod ziemią. Nikt jej tutaj nie usłyszy, ani nie znajdzie. Serce tłukło się w piersi, żyły obezwładniła spora ilość adrenaliny. Kaoru bała się, że gdzieś w tych ciemnych kątach, czają się niebezpieczne bestie z jej koszmaru. Czekają cierpliwie, przyczajone niczym głodne i dzikie zwierzęta. Szykują się powoli do ataku, ale przed tym, bacznie i intensywnie obserwują każdy jej ruch. Czuła na sobie ich mordercze spojrzenie. Niemal oczami wyobraźni widziała, jak wyciągają swoje długie, śliskie i ohydne macki. Jeszcze trochę, a lodowate szpony demonów, dotkną jej ciała i mocno zakleszczą ją w uścisku. Miała chore wrażenie, że w pomieszczeniu zrobiło się jakoś duszniej i ciaśniej. Czuła, że się dusi, więc zaczęła coraz szybciej oddychać. Na czole znowu poczuła chłodne krople potu. Zakrztusiła się, kiedy starała się uwolnić z wyimaginowanych łapsk niebezpiecznych bestii śmierci. Wyciągnęła przed siebie dłonie, jakby chciała się przed nimi ochronić. Otworzyła usta, by krzyknąć, ale w porę zrozumiała, że tak naprawdę przed sobą nikogo nie ma. Nie poczuła żadnej kosmatej sierści, ani lodowatych i ostrych szponów bestii. To wszystko było tylko głupim dowcipem jej wyobraźni.

Zaczerpnęła powietrza do płuc, po czym ze świstem wypuściła je przez usta. Powtarzała na umór partie tych ćwiczeń i przestała dopiero wtedy, kiedy panika powoli zaczynała opuszczać na dobre jej umysł. Wtedy skupiła się i wyostrzyła bardziej zmysły, chcąc rozeznać się, gdzie tak naprawdę jest. Do uszu napłynęła fala jakiś dźwięków, które Kaoru zidentyfikowała, jako pikanie maszyn i szum samochodów za oknem. Uznała to za dobry znak, bo to by oznaczało, że wcale nie znajduje się pod ziemią. W nozdrza uderzył ją tak charakterystyczny zapach różnych chemikaliów, że aż poczuła zawroty głowy i powróciły mdłości. Wtedy już ze spokojem mogła stwierdzić, że nie znajduje się w tunelu pełnym jakiś macek, tylko w szpitalu.

Opadła z powrotem na łóżko. Nagle zaczęła drżeć z zima, a jej ciało skostniało. Przeszedł ją lodowaty dreszcz, kiedy uświadomiła sobie bolesną prawdę o swoim stanie. Jeszcze raptem kilka minut temu, całe to wydarzenie w agencji wzięła za fatamorganę, która wytworzyła się podczas snu. Odwróciła się niezdarnie na bok, plącząc się w kablach kroplówki. Wyciągnęła przed siebie odruchowo dłoń, lecz jej palce natknęły się jedynie na chłodny materiał szpitalnej poduszki. W tym momencie, poczuła jak serce ogarnia nieokreślona pustka. Kamenashiego tutaj nie było. Przykre słowa, które wypowiedziała mu tego wieczora, obudziły się w umyśle i dźwięczały echem, nie oszczędzając ani trochę Kaoru. Z każdą sekundą boleśnie trafiał do niej fakt, że już nie usłyszy ciepłego głosu Kame, ani nie poczuje bijącego do niego ciepła. A kiedy coś zacznie ją dręczyć, to już nigdy nie znajdzie się w jego ramionach, które zawsze pełniły rolę jej azylu.

Świat Kaoru legł w gruzach praktycznie z sekundy na sekundę. Rozbił się na tysiące małych kawałeczków, których już nikt nie będzie wstanie pozbierać. W jeden chwili przestało ją obchodzić, co się z nią stanie. Przestała myśleć o mdłościach, które towarzyszy jej od chwili, kiedy tylko się obudziła. Silne bóle głowy zlekceważyła, niemal przestała je odczuwać. Ból, który teraz rozsadzał jej serce, był stokroć groszy od objawów jej choroby. Gdyby mogła umrzeć już teraz, nie zawahałaby się ani przez ułamek sekundy. Umarłaby od razu, bo wiedziała, że już nic dobrego nie czeka na nią w życiu. 

Drzwi delikatnie otworzyły się i Kaoru usłyszała ciche ale zdecydowane kroki, które zmierzały do jej łóżka.

- Kame?- wyrwało jej się. Serce zrobiło salto w klatce piersiowej, przeskakując do gardła. 

- Przepraszam, nie chciałam pani obudzić. - Usłyszała dziewczęcy głos.- Jestem siostrą Misaki.

Kaoru zaniosła się głośnym westchnięciem. Przymknęła powieki. Przecież powiedziałaś mu, aby tutaj już więcej nie przychodził - pomyślała - czego mogłaś się spodziewać? 

- Muszę podać leki przeciwbólowe - mówiła dalej pielęgniarka, ale Kaoru już jej nie słuchała. - Jak się pani czuje? Proszę się nie martwić, gdyby czasem odczuwała pani zbyt silne mdłości, czy bóle głowy. To normalne w takim stanie, trzeba po prostu zaczekać, aż leki zaczną działać.

Kaoru nie odpowiedziała. Chciała tylko, aby pielęgniarka zrobiła, to co do nie należy i wyniosła się stąd jak najszybciej. Pragnęła zostać sama. Nie potrzebowała od nikogo współczucia ani litości, a tym bardziej już od zdrowej i młodej pielęgniarki. Wiedziała, choć nie miała pojęcia skąd, że kobieta, która przyszła podać jej leki jest młoda, pewnie stażystka, typowała Kaoru. Być może nawet i w moim wieku. Ma bardzo ciepły i miły głos, trochę drżący i nie mówi tak, jak wyuczone pielęgniarki po długoletniej praktyce zawodowej. Z pewnością jest drobna i nieco nieśmiała.

Skrzywiła się z niesmakiem, kiedy- według Kaoru- stażystka zmieniła jej wenflon i podpięła nową kroplówkę. Chyba musiała usłyszeć cichy syk, który wydobyła z siebie Kaoru, bo przeprosiła ze skrępowaniem. Odchrząknęła cicho i Kaoru usłyszała coś, jakby skrobanie długopisem po kartce, więc za pewnie coś zapisywała w karcie pacjenta. Rzuciła cichym głosem, że zmierzy jeszcze ciśnienie i już daje jej święty spokój. Przy tych słowach, Kaoru wyobraziła sobie nieśmiały uśmiech pielęgniarki.

- No, za jakiś czas powinna pani poczuć się już lepiej - powiedziała delikatnie Misaki. Sprawdziła jeszcze, czy wszystko jest na swoim miejscu i dodała: - Gdyby czasem czegoś pani potrzebowała, to proszę nacisnąć przycisk, który ma pani nad sobą. Co prawda, jest on używany do nagłych sytuacji związanych ze stanem pacjenta, ale pani pozwalam go użyć. Jeśli zrobi się pani głodna, lub będzie chciała wyjść do łazienki, to proszę się nie wahać i nacisnąć ten guzik. Będę tutaj do południa, więc jeśli zobaczę, że pali się u pani lampka, to będę wiedziała, o co chodzi i przyjadę do pani.

Kaoru już chciała rzucić w jej stronę jakąś ciętą uwagę, ale w porę się powstrzymała.

- W takim razie, do zobaczenia - usłyszała jeszcze. - Proszę postarać się zasnąć. Przyjdę do pani później zmienić kroplówkę i podać nową dawkę leków.

Zasnąć, z chęcią, ale gdyby było to tylko takie proste, westchnęła smutno.

Łóżko było niewygodne, a kołdra zbyt szorstka, która podrażniała siniaki i drobne rany. W pokoju było też duszno. Kaoru wiedziała, że okno jest uchylone, jednak mimo wszystko upalne lato dawało swoje znaki. Hałas miasta był nie do zniesienia, aż Kaoru zaciekawiło, która może być godzina.

Po wielokrotnym wierceniu się i przewracaniu z boku na bok, sen w końcu nadszedł. Kaoru powoli zapadała się w miękkie objęcia morfeusza, kiedy znowu usłyszała, że drzwi otwierają się.

- Misaki- san, to znowu ty? - wychrypiała. - Wspomniałaś, że przyjdziesz późnij. Leki jeszcze nie zadziałały. Mogłabyś mi powiedzieć, która jest godzina?

- Dokładnie to, piąta trzydzieści trzy.

- Kame? - Usłyszawszy jego głos z trudem zapanowała nad łzami. Łomot serca o mało co nie rozniósł jej klatki piersiowej. - Co ty tutaj robisz?

Kamenashi odchrząknął cicho. Kaoru po jego krokach rozpoznała, że stoi w progu.

- Wiem, że nie chcesz, bym tutaj przychodził - powiedział bardzo cicho -  ale zanim mnie stąd wyrzucisz, to chciałbym cię prosić, byś mnie wysłuchała.

- W porządku. Mów.

Przytuliła policzek do poduszki i przymknęła powieki. Splotła dłonie na piersi i odetchnęła cicho, by zapanować nad przyśpieszonym pulsem. Pod palcami wyczuwała wyraźne palpitacje serca.

- "Jak słońce i księżyc podzieleni przez dzień i noc żyjemy na jednym niebie, lecz nie w tej samej linii". Pamiętasz ten cytat? Powiedziałaś mi to dokładnie dwa lata temu.

- Co? - Serce Kaoru uderzyło z siłą o żebra.

- Dużo rozmyślałem o tym, co powiedziałaś mi wczoraj i jakoś przypomniała mi się nasza rozmowa na temat księżyca i słońca. Pamiętasz ją, prawda Kaoru? To było pod twoim blokiem, tego samego dnia, kiedy biegając, natknęliśmy się na siebie przez czysty przypadek w parku. Wtedy po deszczu, wyszła tęcza. Właśnie, pamiętasz "Tęczę marzeń"? Poprosiłem cię, byś wypowiedziała życzenie. Zrobiłaś to, a ja cię pocałowałem...

- Kame, proszę cię, nie chcę o tym rozmawiać.

- Ale ja chcę - przerwał jej od razu. - Wiem, o czym wtedy pomyślałaś. Chciałaś, bym cię pocałował. Moim życzeniem było wtedy, byś mnie od siebie nie odepchnęła. Nie zrobiłaś tego.

- Co to ma w ogóle wspólnego z naszą rozmową o słońcu i księżycu?

- Kiedy wypowiedziałaś ten fragment ze swojej piosenki, od razu podjąłem o co chodzi.

- To na jaką cholerę spytałeś się, kto jest kim?- Uniosła się nieco oburzona.

- Bo chciałem usłyszeć to od ciebie.

Kaoru zacisnęła z całych sił powieki, aż pod nimi zobaczyła tańczące czerwone plamy. Ból w sercu zmorzył się jeszcze bardziej, więc starała się wyrzucić z umysłu ten wieczór, od którego wszystko się zaczęło. Jednak było już za późno, bo ciepły głos Kamenashiego, który tak bardzo uwielbiała, zaczął kolejny raz topić lód w jej sercu. Postanowiła obłożyć się nim zaraz po wczorajszej ich rozmowie, jednak teraz, z pozoru ta mocno uformowana tama, stopniowo się rozpadała. 

- Muszę przyznać, że to co usłyszałem do ciebie było naprawdę miłe - ciągnął dalej Kame. -  Nigdy bym nie przypuszczał, że dla kogoś stanę się czymś w rodzaju słońca. Mówiłaś o mnie w taki sposób, że przez pewną chwilę, zacząłem zastanawiać się, czy faktycznie może istnieć taka dziewczyna, jak ty. Nie znałaś mnie wtedy w ogóle, a mimo wszystko, byłem wstanie poprawić ci humor i sprawić, by na twojej twarzy zagościł uśmiech.- Westchnął cicho, jakby chciał choć na chwilę zatrzymać się w przeszłości. - Ale wiesz co? Tylko jeden szczegół nie spodobał mi się, który w tamtym czasie padł z twoich ust. To, że siebie opisałaś od tej ciemnej strony. Kaoru, księżyc również potrafi być piękny. Porównałaś siebie do księżyca, nie biorąc pod uwagę jego najpiękniejszych cech, które ty również posiadasz.

- Nie rozumiem, o czym mówisz - wyszeptała. Serce jeszcze bardziej przyśpieszyło, jakby naprawdę chciało się wyrwać z piersi i pognać prosto do Kamenashiego. - Nie możesz po prostu powiedzieć wprost, o co ci chodzi? Dobrze pamiętam tamten dzień i słowa, które ci powiedziałam.

- Chodzi mi o zaćmienie.

- Zaćmienie? - Otworzyła oczy i skierowała je w stronę drzwi.- Kame, proszę cię, jestem zmęczona, mów jaśniej.

Kaoru wiedziała, że takim zachowaniem jeszcze bardziej go rani, ale nie miała innego wyjścia. Nie chciała drugi raz pozwolić mu na to, aby przebił jej mur, za którym usiłowała się schronić przed własnymi uczuciami. Ten jeden, jedyny raz była wdzięczna losowi, że utraciła wzrok, bo przynajmniej nie była wstanie zobaczyć wyrazu twarzy Kame.

- Przez cały czas dążyłaś, by słońce i księżyc w końcu się spotkały, czyż nie tak?

- Oczywiście, że tak. -  Zaniosła się głośnym westchnięciem. -  Ale czy nie widzisz, do czego doprawiło to nasze zaćmienie? Od samego początku byliśmy ranieni, to w ogóle nie powinno się zdarzyć.

- Ranieni? - Kroki Kame przybliżyły się. - O czym ty mówisz?

- Kame... - Kaoru z trudem podniosła się i usiadła na łóżku. Przygryzła dolną wargę i zacisnęła mocno powieki, kiedy znowu mosiężny dzwon rozbrzmiał w jej głowie. Odetchnęła głęboko i  po chwili kontynuowała dalej: - Jeszcze niczego się nie domyśliłeś? Wtedy, w tym parku, miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Nie mówiłam ci tego, bo nie byłam pewna. Ale teraz, kiedy o tym wszystkim zaczynam myśleć, to nabiera to sensu.

- Aha, czyli mam rozumieć, że żałujesz tego, że mnie spotkałaś?

- Oczywiście, że nie - odpowiedziała spokojnie. - Po prostu chodzi mi o to, że odkąd zaczęliśmy być ze sobą, zdążyło wydarzyć się już tyle złych rzeczy. O mały włos, a w mediach nie ukazałby się nasze zdjęcia z tego parku, mogłeś nawet przez to stracić pracę. Potem porwanie, a teraz to... Co będzie dalej, jeśli postanowimy wciąż trwać w tym zaćmieniu? Zastanowiłeś się nad tym?

- Ale ty nie rozumiesz, że ja chcę dalej w nim trwać? - Kaoru wyraźnie słyszała przejęcie w jego głosie, który stopniowo przechodził w drżenie. Wyobraziła sobie, że serce Kame bije jak oszalałe, zupełnie, jak jej własne. "Dwa bijące serca w jednakowym rytmie", przypomniała sobie z cieniem uśmiechu na ustach. -  Nie dbam o to, jakie skutki może to zaćmienie nieść za sobą. Chcę być przy tobie i taka jest moja decyzja. Nie zmienię jej skróć jednej osoby, której to się nie podoba. Ayumi zabawiła się naszym kosztem, idealnie mi ciebie odbierając. Nie jestem wstanie teraz patrzeć, jak czyni to po raz drugi. Kaoru, nie skreślaj nas, tylko z powodu jakieś psychopatki - poprosił. - Mówisz o nas, jak o czymś zakazanym. Jakby twoja miłość do mnie była czymś złym. Ja wcale tak tego nie widzę.

Kaoru uśmiechnęła się smutno. Przed jej oczami pojawił się obraz Romeo i Julii, lecz zaraz potrząsnęła głową, by pozbyć się makabrycznej sceny śmierci nieszczęśliwych kochanków.

-  Wiesz dobrze, że następnym razem możemy nie mieć już tyle szczęścia - wyszeptała.- Jak nie Ayumi, to ktoś inny się znajdzie. Śledząc naszą historię, widzę wyraźnie, że każde następne wydarzenie przynosi coś o wiele gorszego od poprzedniego. Co będzie, jeśli następnym razem któreś z nas przypłaci za to życiem? - Po policzkach popłynęły pierwsze łzy. Otarła je pośpiesznie, ale po chwili zaczęły się pojawiać nowe. -  Właściwie mnie od śmierci dzieli jedynie krok. Kame, nie zniosłabym, gdyby coś ci się stało z mojej winy, rozumiesz? Dlatego uwierz mi, że to rozstanie jest jedynym rozsądnym wyjściem, by oszczędzić nam tego bólu.

 Japończyk wypuścił gwałtownie powietrze z płuc. Kaoru jedynie usłyszała pośpiesznie zbliżająca się kroki do łóżka, a chwilę później znalazła się otoczona w jego ciepłych ramionach.

- Naprawdę jesteś uparta, wiesz? - Roześmiał się cicho. Pocałował delikatnie ją w skroń. - Ale wiedz dobrze, że ja również potrafię być uparty. Okey, skoro chcesz lecieć do Polski, to nie ma żadnego problemu. Polecę razem z tobą.

- Hm? Kame, ty chyba nie mówisz poważnie?

- Oczywiście, że poważnie - odpowiedział. Kaoru wyobraziła sobie, że się uśmiecha. - Ja już zdecydowałem. Wybacz Kaoru, ale nie zmienię swojej decyzji.

Oboje roześmiali się, kiedy Kame zacytował jej wcześniejsze słowa.

- Dobra, ale już bez żartów, co z twoją pracą? Nie wygłupiaj się, nie warto... 

Kame nie pozwolił jej dokończyć, bo już wiedział, co chciała przez to powiedzieć. Nie chciał, by sytuacja ze wczoraj się powtórzyła. Nie miał zamiaru po raz drugi  przez to jeszcze raz przechodzić i wysłuchiwać, by nie marnował sobie życia. Obiecał  przecież sobie, że już nigdy nie pozwoli, by sytuacja z przed dwóch lat się powtórzyła, dlatego postanowił tym razem nie wierzyć jej kłamstwom i zatrzymać ją przy sobie. Objął więc mocniej Kaoru, jakby już nigdy nie miał zamiaru wypuszczać jej ze swoich ramion. Był to mocny, ciepły i opiekuńczy uścisk, jakby tym sposobem chciał jej udowodnić, że chce ją chronić, niezależnie od tego, co jeszcze spotka ich w życiu. Kaoru przez chwilę toczyła wewnętrzną walkę ze sobą, czy odepchnąć go od siebie, jednak szybko poległa. Wtuliła się w Kamenashiego, rozkoszując się jego zapachem i ciepłem.

- Nie martw się - szepnął jej na ucho. - Poradzimy sobie. Zaopiekuję się tobą. Tylko proszę cię, nie rób tego ponownie i nie zostawiaj mnie samego, bo życie bez ciebie jest dla mnie męką. To nie musi wcale tak się skończyć, jak sama to założyłaś. "Kiedy kończy się noc i budzi się słońce, księżyc odchodzi w zapomnienie, słońce wygrywa". Pamiętasz?  To też wtedy od ciebie usłyszałem. Nie chcę, byś odchodziła w zapomnienie. Czym by była noc bez księżyca, a czym słońce bez niego? Zastanowiłaś się nad tym? Kaoru...? - Kame delikatnie odsunął ją od siebie. Cała się trzęsła i miała zapłakane oczy. - Wszystko w porządku?

Zaniepokojony spojrzał w oczy Kaoru, ale ona jedynie potwierdziła skinieniem głowy. Kamenashi otarł kciukiem jej łzy i musnął ustami mokry policzek. Zdjął z siebie bluzę i narzucił ją na ramiona Kaoru. Ponownie przytulił ją do siebie. 

- Kocham cię... -  Usłyszał po dłuższej chwili jej szepczące słowa. Kaoru dotknęła niepewnie jego ramienia, potem policzka, aż w końcu ujęła jego twarz w obie dłonie i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.

- To mi w zupełności wystarcza - roześmiał się, składając na jej wargach czułe pocałunki.W końcu mógł odetchnąć z ulgą. - To jak, zostajemy tutaj, czy lecimy do Polski?

- Zostajemy? - Zarzuciła mu dłonie na szyję. Uśmiechnęła się, czując jego ciepłe usta na zimnym karku. Zadrżała lekko. Ucałowała jeszcze jego policzek i westchnęła cicho. - Ale pod jednym warunkiem: jak będziesz miał mnie już dość, to mi to powiesz, zgoda?

- Nie, bo to się nie stanie. Nigdy.- Kaoru usłyszała w jego głosie towarzyszące nutki radości. Przejechał lekko dłonią po jej policzku. - Jesteś pewnie zmęczona. Może lepiej się połóż, hm?

- Yhm, ale pod jednym warunkiem.

Kame zaniósł się głośnym westchnięciem, po czym znowu się roześmiał. Był ciekaw, ile jeszcze warunków postawi mu dziś Kaoru.

- Zostaniesz chwilkę ze mną? Chociaż dopóki nie zasnę. Boję się tych... ciemności.

Poczuł silne ukłucie żalu. Niemal zapomniał o tak istotnym fakcie, że Kaoru nie widzi. Pomógł jej ułożyć się w łóżku. Trochę skarżyła się na bóle głowy, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Kame. Postanowił, że gdy tylko Kaoru zaśnie, pójdzie do lekarza i poważnie z nim porozmawia o jej stanie. Poranek był ciepły, ale mimo tego, Kamenashi okrył szczelnie Kaoru kołdrą, by niezmarzła. Poprawił jeszcze na jej ramionach bluzę i dopiero wtedy usiadł na krześle przy jej łóżku. Kiedy ujął jej dłoń w swoją, dłoń Kaoru była chłodna.

- Wszystko jest w porządku. - Ścisnęła mocniej jego dłoń. Uśmiechnęła się delikatnie. - Mam prośbę...- dodała ciszej.

- Proś, o co tylko zechcesz. - Zdołał opanować drżenie głosu. - Zrobię, co tylko mogę.

- Położysz się obok mnie?

- Oczywiście.

Nie wypuszczając dłoni Kaoru, położył się na skraju łóżka. Kaoru od razu przysunęła się do Kame i ułożyła głowę na jego ramieniu, mocno wtulając się w niego. Naciągnęła na zmarznięte dłonie rękawy bluzy.

- Teraz o wiele cieplej - szepnęła sennym głosem.

- Jesteś zmęczona. Postaraj się zasnąć, kochanie. - Pocałował jej czoło.

- Yhm. Jak się obudzę, to będziesz przy mnie?

- Postaram się - obiecał. - Chcę skoczyć do domu po jakieś rzeczy dla ciebie. Uwinę się szybko i nim się obejrzysz, będę z powrotem przy tobie. A teraz śpij. Potrzebujesz dużo snu, by wrócić do zdrowia.

Kamenashi spojrzał na twarz Kaoru i uśmiechnął się, kiedy niemal od razu pogrążyła się w spokojnym śnie. Wtulił ją bardziej w siebie i sam przymknął powieki, ucinając sobie krótką drzemkę. A w tym samym czasie, słońce powoli wznosiło się w górę, kiedy po drugiej stronie nieba tkwił jeszcze słaby zarys księżyca.

2 /skomentuj:

Anonimowy pisze...

Kawaii <3 No nie wiem jak ty możesz mówić że ten rozdział jest zły?
Tak słodko już na sam koniec, chciałam czytać dalej a ty mi urywasz w najlepszym momencie no wiesz, co? Kame to normalnie taki poważny tu był, aż mi go szkoda trochę tak się stara biedak, a ta go olewa. Ale cud że Kaoru zmądrzała, bo w innym przypadku, to przestałabym to czytać ^^. Hehehehee, to Keiko już nie musi pakować manatków i się wyprowadzać :D
Fajnie, fajnie ci to wyszło, no ale ty zawsze masz jakieś ale... :P Czekam na ciąg dalszy :)

Keiko^^

Kokoro-chan pisze...

Heeeloł! Skończyłam projekt, taka zadowolona z tego faktu siedzę, więc Ci skomentuję rozdział ;P
1) Tablet ^.^ Nie posiadam, ale z własnych doświadczeń wszystko co dotykowe to zło xD Nigdy nie umiałam z nich korzystać ;]
2) Wena umie człowieka zaskoczyć bardzo pozytywnie ;] I dobrze, że Cię nawiedziła, bo inaczej byś ciągła ten rozdział bez końca ;]
3) Dialog Kame z Keiko- miało się współpracowało wymyślając nie które kwestie ;]
4) Motyw słońca i księżyca- zawsze musi być :D
5) Końcówka- dobra :D
6) Ogólnie rozdział mi się podoba, fajnie Ci wyszedł ;D Kontynuuj, pisz dalej!
7) Weny Ci życzę!
A teraz zmykam do niepodklejania plansz xD

Prześlij komentarz