Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

wtorek, 11 czerwca 2019

月の出 (Tsuki no shutsu): Prolog: Zbudujmy schody do własnego nieba. Ono wydaje się być tak odległe.

Hej, hej, to znowu ja. Szaleństwo jakieś chyba, prawda? xD Szczerze Wam się przyznam, że nawet nie myślałam, że wrócę tu po tak długiej przerwie. I to w dodatku tak dość regularnie. Aż się boję myśleć, co będzie jak mój urlop dobiegnie końca i wrócę do szarej rzeczywistości (urlopie, trwaj jak najdłużej!). Wiecie co? To wszystko jest chyba wina Kame i jego najnowszego singla:"Rain". Podejrzewam, że gdyby mój ulubiony Japoniec nic by nie wydał, to to miejsce dalej by sobie powoli zdychało. Także, dziękujmy Kame za mój wielki powrót i nawrócenie się na japońską muzykę xD

A tak już na poważnie, to ostatnio coś Wam szepnęłam, że mam pewny pomysł. I właśnie o to i on. Od roku chodziła za mną myśl, by przerobić moje opowiadanie z roku 2012 "Watashi no idai nippon no koi" (nie jestem do dziś pewna, czy dobrze przetłumaczyłam tytuł). Zmieniałam nazwę na "Tsuki no shutsu" (czyli Wschód księżyca). Czytając ostatnio pierwowzór miałam niemały ubaw, gdyż to opowiadanie było dość dziecinne i śmieszne na swój sposób. Póki co,ukończyłam prolog, tak więc oddaję go w Wasze łapki. Jutro może wezmę się za pierwszy rozdział. Trzymajcie kciuki!





 ♫Kanno Yugo - Blue Days (Agt Version)♫

 Prolog: Zbudujmy schody do własnego nieba. Ono wydaję się być tak odległe.

Spoglądam wstecz...

Teraz zaczynam zastanawiać się, czy te wszystkie decyzje, które wtedy podjęłam, były słuszne. Czy to, do czego tak uparcie dążyłam przez całe moje dotychczasowe życie, miało kiedykolwiek w ogóle jakiś sens? Czy naprawdę było mi to potrzebne? Ulotne marzenia, cienkie niczym nitki pajęczyny, które stopniowo zaczęły przekształcać się w nikły zarys planu. Planu, który później przeszedł w działanie, aż do chwili, kiedy dopięłam swego. Osiągnęłam to, co dawniej było dla mnie jak nieskazitelne obłoki dryfujące na błękitnym niebie. Piękne, lecz niedostępne i nieosiągalne. Nierealne, niczym senne marzenie.

Przez cały ten czas słyszałam tylko:"Daj z siebie wszystko", "Uwierz wreszcie w siebie", "Wszystko będzie dobrze".  A ja, jak jakiś klaun w cyrku szczerzyłam zęby i uśmiechałam się kretyńsko, przytakując na te słowa.

Tak naprawdę nikt nie wiedział, jaka burza szalała wewnątrz mnie. Nieustanna walka: wzloty i upadki; ciosy i uniki. Nigdy nie wierzyłam w siebie, ani w swoje możliwości. Dlatego zawsze maskowałam swoje prawdziwe ja. Umiałam dobrze grać i udawać. Moje życie wówczas przypominało spektakl, wielki teatr. Nikt nawet nie ujrzał wahania na mojej twarzy, nerwowego drgania powiek, czy dłoni. Byłam w tym dobra, aż do chwili, kiedy wreszcie moje marzenie się ziściło.

Byłam dziewczyną, która chodziła z głową w chmurach. Miałam swój mały świat, do którego uciekłam, gdy było mi źle. Gdy ktoś zadał ból; powiedział coś, co mnie zraniło. To miejsce było moją wieczną ucieczką, gdzie to co złe, odchodziło w niepamięć. Zupełnie jak nocna mgła, która dzięki ciepłym promieniom słońca się rozprasza.

Miałam swój własny azyl, który pewnego dnia stał się rzeczywistością, a nie tylko moją bujną wyobraźnią. Może nie trwał on jakoś długo, ale trwał i to było najważniejsze. Teraz pozostały piękne, choć momentami bolesne wspomnienia. Moje sny wreszcie przyjęły postać materialną. W tamtym okresie swojego życia, byłam najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, choć wole określenie pod księżycem, gdyż mój blask nigdy nie dosięgnie słońca, i nigdy nie będzie lśnił tak mocno jak blask słońca.

Teraz wiatr muska moją twarz. Rozwiewa włosy, jednak nie czuję jego dotyku.
Podnoszę oczy i spoglądam na przepiękny błękit, po którym leniwie suną białe chmury. Jest tak pięknie i rześko. Za niedługo rozpocznie się lato, ale...  ten krajobraz, który rozciąga się przede mną, nie cieszy mnie już.

Patrzę w niebo, i chciałabym, byś wiedział, że tęsknota i smutek towarzyszy mi, gdy samotnie oglądam obłoki na niebie. Te same, które oglądaliśmy razem, leżąc na trawie. A promienie słońca, które padają mi na skórę, nie czuję ich ciepła, kiedy ciebie tutaj nie ma.

Biorę do ręki gitarę, którą podarowałeś mi na moje dwudzieste czwarte urodziny. Zaczynam grać melodię, która idealnie pasuje do słów piosenki:

"Zbudujmy schody do własnego nieba. Ono wydaje się być tak odległe". 

Zawsze uwielbiałam te słowa, ale teraz śpiewając je, ogarnia mnie przerażająca pustka. Zwalniam rytm, palce układają się na innym chwycie i zaczynam piosenkę od nowa:

"Czysta, przejrzysta poświata
oślepiła mnie
Skaza na sercu
wciąż o tobie przypomina
Wchodzę na tę samą ścieżkę
Z nadzieją, że ciebie tam spotkam"


Niespodziewanie moja ręka zatrzymuje się, a po policzku spływa łza.
Już nie będzie tej samej ścieżki i nadziei, że ciebie znów spotkam.

Już nie...

Spoglądam znów w niebo. Wydaje mi się ono jeszcze bardziej odległe, niż kiedyś. I zaczynam żałować, że budowanie schodów do niego, tak szybko zostało przerwane. Być może za szybko i dość drastycznie. Żałuję, że to, co wtedy przeżyłam... te piękne chwile, rozsypały się, jak szkło na drobne kawałeczki.

-Kaoru-chan!- Z moich rozmyśleń wyrywa mnie znajomy głos. Marszczę czoło, gdyż od dawna nikt nie nazwał mnie moim pseudonimem.

Załzawionymi oczami spoglądam szybko w dół. Znajoma mi twarz, uśmiecha się szeroko i machała ręką.

- Tutaj jesteś!- Mówi po japoński i zaczyna się spinać na wzgórze, na którym siedzę. -  Wszędzie cię szukam.

-Ue? - wykrztuszam z siebie zdezorientowana. - Co ty tutaj robisz?

Przechodzę szybko na płynny japoński. Jestem nieco zaskoczona, że wciąż pamiętam, jak sformułować pytanie.

Japończyk staje przede mną. Taksuje go wzrokiem. Ciemna czupryna zaczesana do góry, idealne kości policzkowe. Łagodne rysy twarzy, wręcz chłopięce. Pełne usta i łobuzerski błysk w oku. Cały mój przyjaciel, który nic się nie zmienił od ostatniego naszego spotkania.

-Byłem niedaleko. Pomyślałem, że wpadnę cię odwiedzić.

Mrugam powiekami, by żadna z łez już nie stoczyła się po policzku.

- Ale tutaj? - Wciąż nie jestem wstanie ukryć mojego szoku. - Do Polski?

Nagle moje serce robi salto w klatce piersiowej. Tłucze się niemiłosiernie o żebra. Żołądek podchodzi mi do gardła. W mojej głowie kłębi się masa pytań, które bardzo bym chciała zadać przyjacielowi, ale boję się usłyszeć na nie odpowiedzi. Nigdy bym nawet nie śmiała pomarzyć, że po upływanie tego czasu, mogłabym jeszcze raz zobaczyć mojego najlepszego przyjaciela, a co dopiero, by spotkać się twarzą w twarz z całą piątką. Takich myśli wolałam do siebie nie dopuszczać. Były one zbyt bolesne.

Podrywam się z  miejsca, jak oparzona. Chwytam mocno gryf gitary w dłoni i patrzę w dół zbocza. Sama nie wiem, co chciałabym zobaczyć. Nadzieja ze strachem rozpoczynają bitwę w moim wnętrzu. Czuję, że nie mogę przełknąć normalnie śliny. Dłonie zaczynają mi się pocić.

- Hai - odpowiada Ueda. - Ale jestem sam.

Czuję mocne ukłucie w sercu, jednak staram się tego nie okazywać. Zaciskam mocno powieki i zaciągam się polnym powietrzem.

Ue kładzie mi dłoń na ramieniu.

- Rozumiem - mamroczę cicho. Odsuwam się delikatnie od przyjaciela. Nie chcę, by był światkiem mojej słabości. Siadam z powrotem na trawie. Obejmuję kolana dłońmi.

- Ładnie tutaj - mówi Ueda i rozgląda się po łące. - Grasz nadal?- Wskazuje brodą na gitarę.

- Czasami - odpowiadam -  wciąż to lubię.

Ueda siada obok mnie. Zagląda mi w twarz i szczerzy się. Wybuchamy razem śmiechem, jak za dobrych, starych czasów.

- Mogę?

- Jasne. - Podaję mu gitarę.

Ue kładzie ją sobie na kolanach i dokładnie ogląda.

- Widzę, że dbasz o nią. - Jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu, gdy jego wzrok pada na wyrzeźbioną literkę K. Brzdęknął kilka razy o struny. - Nagraliśmy nowy singiel...

- Wiem. - Przerywam mu od razu. - Jest świetny. W sumie, jak wszystkie wasze single. A piosenka "Kimi no egao" to prawdziwy łapacz serc. Poryczałam się, jak bóbr na niej i... Sumimasen.

- Nie masz za co przepraszać. Naprawdę bardzo fajnie cię widzieć uśmiechniętą. Zawsze z takim wielkim zapałem mówiłaś o naszych piosenkach. Pamiętam, że tylko ty umiałaś nas rozdzielić, kiedy kłóciliśmy się o partie tekstu, które chcieliśmy zaśpiewać. Jedynie Junno był potulny jak baranek i godził się na każą linijkę. No i Maru także. Zawsze było gorzej z Kokiem i ze mną. A z Kame... - urywa na chwilę, bacznie mi się przyglądając.- Było różnie, do chwili, kiedy nie zjawiłaś się w agencji. Jeśli chodziło o twoje teksty, godził się bez mrugnięcia okiem na wszystko. Każda twoja wizja mu się podobała. - Wzdycha cicho. Ma rozmarzoną twarz, jakby wspomnienia z tamtego czasu były najlepszymi, jakie dotąd w życiu przeżył.- Kaoru, dalej piszesz teksty piosenek?

To pytanie zbija mnie nieco z tropu. Obserwuję go kątem oka.Staram się wyczytać coś z wyrazu twarzy przyjaciela, ale marnie mi to idzie. Jest rozluźniony, albo na takiego tylko wygląda. Przecież to Ue, największy pozer wszech czasów. Nie wolno mi o tym zapomnieć, jednak zawsze mogłam liczyć na jego pomoc i dobre rady. To dlatego tak dobrze umieliśmy się dogadać. Byliśmy niemal jak brat z siostrą.

- Nadal zdarza mi się coś naskrobać - odpowiadam ostrożnie. - Znasz mnie dużo lepiej, niż ktokolwiek inny na świecie i wiesz, że lubię przelewać myśli na papier.

Wciąż się głowię, co on tutaj może robić. Od ostatniego naszego spotkania upłynął już ponad rok. Dziwne, przez tyle czasu nie miałam od niego żadnych wiadomości. Co więc może sprowadzać Ue w te strony? Tak bardzo chcę go zapytać, co słuchać u nich, jak sobie radzą. A przede wszystkim pragnę zapytać o osobę, która była... wciąż jest droga memu sercu.

- Ue?- Przygryzam dolną wargę i czekam, aż nasze spojrzenia się spotkają. - Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?

Widzę, jak rysy twarzy mojego przyjaciela tężeją. Przez ułamek sekundy mam wrażenie, że tylko to sobie wyobraziłam, bo zaraz jego twarz się rozpogadza.

- Jasne. Pytaj o wszystko, o co tylko zechcesz.

- Dlaczego tutaj jesteś? - wypalam od razu. - Tylko proszę, nie ściemniej mi, że byłeś niedaleko i postanowiłeś sprawdzić,jak sobie radzi wasza była tekściarka. Bo w to nie uwierzę.

Ueda wzdycha i w końcu widzę, jak jego maska opada.

Nareszcie.

- No dobra. - Mówi zrezygnowany. - Przejrzałaś mnie, ale nie myśl sobie, że o tobie zapomniałem! Przepraszam cię, że nie dawałem żadnych znaków życia, ale sama rozumiesz, praca. I właśnie dlatego tutaj jestem, Kaoru. Mam do ciebie ogromną prośbę. Jeśli ty mi nie pomożesz, to już nie wiem, co zrobię.

Ueda wzdycha, na moje oko zbyt teatralnie i skrywa twarz w dłoniach. Coś go dołuje? Czyżby to była sprawa na wagę życia i śmierci? Przyglądam mu się jeszcze przez chwilę. Ue zerka na mnie dyskretnie. Już widzę ten błysk w oku. To jego spojrzenie, niczym szczenięcia, któremu trudno jest odmówić.

- Potrzebuję tekstu piosenki na swoją solówkę i Kaoru, musisz to ty być jego autorką. Proszę, zgódź się.

Że co? Zatyka mnie totalnie. Mrugam kilka razy powiekami, to na przemian otwieram usta i je zamykam.

- Tylko dlatego przyleciałeś na drugi koniec świata? Nie mogłeś skontaktować się ze mną meilem, lub telefonicznie?

- Nie mogłem, Kaoru - odpowiada szczerze. - Musiałem się z tobą zobaczyć. To naprawdę jest bardzo ważne dla... mnie. - Składa dłonie jak do modlitwy i unosi je na wysokości czoła.  - Onegai shimatu.

Wybucham nagle niespodziewanym śmiechem. Już zapomniałam, jak zabawnie wygląda mój przyjaciel, który o coś prosi.

- Okey, napiszę ci ten tekst piosenki.

-Honto ni? -  Ueda trzepocze rzęsami z zaskoczenia.

- Hai - odpowiadam poważanie - ale najpierw powiedz mi, dlaczego to ja mam być jego autorką? Z tego co się orientuję, to ty piszesz lepsze teksty ode mnie.

- Tym razem chcę, aby moja solówka była wyjątkowa. Inna od chłopaków. Chcę, aby była to ballada rockowa. Pragnę, by odzwierciedlała tęsknotę, a jednocześnie pustkę i smutek. Aby przedstawiała wielką miłość, taką, o której każdy marzy i śni, lecz się skończyła.

Skóra zaczyna mi mrowić. Przestaje już mi się podobać ten pomysł z napisaniem tekstu dla dawnego przyjaciela.

- Dlaczego? - pytam dość cicho. Może nawet szepczę, nie jestem pewna. Mam wrażenie, że gruz uwiązł mi w gardle. - Dlaczego chcesz, aby tekst przedstawiał taką historię?

- Przykro mi, Kaoru - Ueda próbuje odnaleźć moje spojrzenie. Zagląda mi głęboko w oczy. Coś dostrzegam w jego ciemnych tęczówkach, ale znów nie jestem pewna, co to może być - ale nie mogę ci tego teraz zdradzić. Wiem jedynie, że tylko ty potrafisz coś takiego napisać.

- Skąd ta pewność?

- Bo sama to przeżyłaś, Kaoru.

W tej chwili, obserwując zachód słońca, po raz pierwszy od tak dawna, poczułam ciepło promieni słonecznych na mojej skórze. Uczucia, przed którymi tak zachłannie się broniłam, wpuściłam i pozwoliłam, by mnie zaatakowały.

I każdy fragment z tamtego okresu zaczął układać się w jedną spójną całość, tworząc moją przeszłość...

Mój azyl.

0 /skomentuj:

Prześlij komentarz