Image Hosted by http://kizunanonippon.blogspot.com

wtorek, 31 lipca 2018

Mioka~ Chwile spędzone z Tobą (美丘-君がいた日々) j-drama

Hej ;)) W niedzielę rano moja ósemka przypomniała sobie, że jeszcze nie wyrosła, więc postanowiła, że zacznie to robić. Czuję się ogólnie jak chomik, choć troszkę może spuchł mi prawy policzek od zęba, ale czuję ten drobny obrzęk. I boli. Jak cholera. Całe szczęście, że moja siostra mnie podratowała i kupiła mi wczoraj w aptece maść na ząbkowanie. Pani w aptece zapewniała, że maść jest idealna na problemy z wyrzynającymi się ósemkami. Także, jest fajnie, smaruję sobie dziąsło maścią na ząbkowanie xD

A dziś przychodzę do Was z mini moją recenzją na temat dramy, którą ostatnio skończyłam oglądać. Drama pochodzi z 2010 roku, także z pewnością sporo z Was już ją widziało, a jeśli nie i macie ochotę ją zobaczyć, to mam nadzieję, że moja opinia pozwoli Wam podjąć ostateczną decyzję.



  • Tytuł oryginalny: 美~君がいた日々
  • Tytuł (rōmaji): Mioka ~ Kimi ga Ita Hibi
  • Gatunek: dramat
  • Liczba odcinków: 10
  • Nadawca: NTV
  • Emisja: 10.07.2010 - 18.09.2010
  • Piosenka przewodnia: Fukuyama Masaharu - Hotaru
Taichi to zwykły chłopak, wiodący przeciętne życie. Pewnego dnia spotyka Miokę - spontaniczną dziewczynę, która nigdy nie tłumi swoich instynktów. Nim zdołali to zauważyć, zakochali się w sobie. Jednakże Mioka przekazuje Taichiemu straszną wiadomość - ma chorobę mózgu, która jest nieuleczalna. Choroba postępuje, sprawiając, że dziewczyna coraz częściej traci kontrolę nad swoim ciałem, a także traci wspomnienia. Dziewczyna boi się, że już nigdy nie będzie sobą i że nie zostało jej zbyt wiele czasu, mimo to stara się żyć pełnią życia aż do samego końca. Taichi, który bardzo ją kocha, postanawia z nią zostać, by być dowodem, że kiedykolwiek żyła na tym świecie. 

Jest to drama z rodzajów "Litr łez", czy filmu "Yuuki". Ci, co siedzą w japońskich dramach, wiedzą, że głównym motywem w takich serialach, jest nieuleczalna choroba. Jeśli komuś przyjdzie ochota na obejrzenie Mioki, to na wstępie uprzedzam Was: przygotujcie sobie paczkę chusteczek, bo będzie na czym wylewać łzy.

Mioka to dość oryginalna dziewczyna. Poznajemy ją, jak stoi na dachu uczelni i niebezpiecznie zbliża się do krawędzi. Nikt nie wie, czy dziewczyna chce się zrzucić, czy po prostu ogląda stamtąd niebo. Taichi, który obserwuje ją z dołu, mimo lęku wysokości, pędzi jej na ratunek. Mioka wyśmiewa go, mówiąc, że wcale nie chciała się zabić. Mówi, że świat z takiej wysokości wygląda inaczej i wszystko się zmienia. Na początku miałam mieszane uczucia co do głównej bohaterki. Po uczelni krążyły plotki, że umawiała się z wieloma facetami, a także odbijała chłopaków innym dziewczynom. Wracała do domu późnymi wieczorami, choć matka prosiła ją, by nie przemęczała się za bardzo. Unikała wizyt w szpitalu, nie przychodziła na badania. Jednak z minuty na minutę, dowiadujemy się, co tak naprawdę kierowało Mioką. Pół roku wcześniej zaczęły ją nawiedzać ostre bóle głowy i zawroty. Po serii badań, jakie wykonała, wyszło na jaw, iż Mioka cierpi na atrofię mózgu (jego zanik). Choroba będzie się pogłębiać coraz bardziej, a jej efektem będzie paraliż ciała i utrata wspomnień, aż w końcu dojdzie do problemów z przełykaniem, czy z oddychaniem. Mioka od tego momentu stwierdziła, że skoro zostało jej tak mało czasu, to wykorzysta życie na maksa. Nie chciała się zakochiwać, bo wiedziała, że wtedy zrani ukochaną osobę. Zresztą, kiedy dowiedziała się o swojej chorobie, była z kimś związku. Niestety ten chłopak uciekł, gdzie pierz rośnie, kiedy dowiedział się jak poważanie jest chora Mioka. Nic dziwnego, że nie chciała wpakowywać się w kolejną miłosną przygodę. Bardzo polubiłam główną bohaterkę, tak optymistycznej osoby jeszcze chyba nigdy w życiu nie widziałam. Potrafiła dobrze się bawić i śmiać się głośno. Czasami odnosiłam wrażenie, że zachowanie Mioki bywało dziecinne, jak np: wejście do fontanny i chlapanie wodą, jednak kiedy człowiek jest tak poważnie chory, to potrafi cieszyć się naprawdę z błahych rzeczy. Lubiła kłaść się na dachu uniwersytetu i podziwiać niebo, albo gwiazdy wieczorami. Każdy dzień był dla niej, jakby tym ostatnim, kiedy to mogła wstać z łóżka o własnych siłach. Zakochała się w Taichi już na dachu, kiedy przybył jej na ratunek. Wtedy stwierdziła, że ten chłopak to dar z nieba; jej anioł, który miał ją uratować przed desperackim krokiem w przepaść. Mioka nie była egoistką, nie myślała tylko o sobie. Długo nie mogła pogodzić się z myślą, że coś poczuła do tajemniczego chłopaka z dachu. Jednak jak tu pogodzić serce z rozumem? Wiedziała, że pewna dziewczyna z paczki Taichiego, Mari, podkochuje się w nim od dawna. Nie chciała im wchodzić w drogę. Nawet doradziła chłopakowi w kupnie prezentu urodzinowego dla Mari, ale jak to się umówi: "serce nie sługa". Mioka długo walczyła z tym uczuciem, ale kiedy zaczęła się już spotykać ze swoim Aniołem, to było widać, jak bardzo odżyła. Zaczęła inaczej patrzeć na świat, cieszyć się z każdej spędzonej chwili. Ten ciągły uśmiech, który gościł na jej twarzy, sprawiał, że i ja sama zapominałam, że ta tryskająca energią dziewczyna za niedługo umrze. Co mogę jeszcze powiedzieć o tej wspaniałej postaci? Nawet w trudnych chwilach umiała sobie poradzić. Wiadomo, że miała słabości, przecież była tylko człowiekiem, ale miłość, jaką los jej zesłał uskrzydlała ją i dodawała jej odwagi w tych trudnych chwilach choroby.


Taichi stał się dla mnie wzorem do naśladowania. Pokochałam jego postać właściwie od pierwszego momentu, kiedy tylko pojawił się na ekranie. Niby zwyczajny chłopak, na pozór przeciętny, niczym nie wyróżniający się z tłumu. Student trzeciego roku ekonomii, otaczający się w kręgu dwóch przyjaciół, mieszkający nad księgarnią, którą prowadzi jego ojciec. Kiedy zobaczyłam, jak wbiega na dach do całkiem obcej mu osoby, by powstrzymać ją przed skokiem, zrozumiałam, że ten chłopak ma ogromne serducho i jest bardzo wrażliwy. To, jak powstrzymał Miokę przed skokiem, jak złapał ją w ramiona, mówiąc, że wszystko będzie dobrze, to wzruszyłam się. Dosłownie miałam łzy w oczach. Dzisiaj ciężko jest spotkać tak szczerych ludzi, którzy bez mrugnięcia okiem, skoczą ci na ratunek. Którzy, choć mają lęk wysokości, popędzą na samą górę i złapią cię w odpowiednim momencie. Może i postać Taichiego była nieco zbyt przerysowana, zbyt idealna, ale kurczę... która z nas nie marzy o takim chłopaku? Taichi był takim facetem, który jak kocha, to nie kocha na sto procent, ale na dwieście. Poznał Miokę w dość krytycznej dla niej sytuacji, ale mimo wszystko, postanowił zostać z nią do samego końca. Choć z początku dziewczyna go odtrącała, nie dawał za wygraną i walczył o nią. Nie chciał zranić uczuć swojej koleżanki, Mari, dlatego postanowił spędzić z nią jej własne urodziny. Mimo, że przyjaciele namawiali go, aby w końcu zostali parą, to potrafił odmówić. Kupił dla Mari wisiorek, który Mioka sama wybrała.To, jak Taichi poświęcał się dla ukochanej osoby, ściskało mnie w gardle. Zdobył się na odwagę i przyszedł do rodziców Mioki, prosząc ich, by wyrazili zgodę na ich związek. Wiedział już, że Mioka jest umierająca, ale nie uciekł. Obiecał Mioce i jej rodzicom, że nie opuści jej i będzie zawsze przy jej boku. Nawet zgodził się na dość szalony pomysł Mioki,by zamieszać razem. Wiedział, że dziewczynie będzie coraz trudniej odnaleźć się w życiu codziennym, ale nie odmówił jej. Znalazł pracę, by opłacić rachunki i czynsz, gdyż Mioka nie mogła już pracować. Dawał z siebie wszystko, kiedy jego przyjaciele spotykali się na piwie. Z jednej strony serce mnie bolało, jak patrzyłam na jego oddanie, ale z drugiej, bardzo go podziwiłam. Który facet postąpiłby tak samo na jego miejscu? Spotkać dziewczynę, która cię zauroczyła, a chwilę późnej dowiadujesz się, że jest nieuleczalnie chora? Większość, by z pewnością zwiała, gdyż bałaby się tego, co się wydarzy. Bo po co się angażować, a później przechodzić katusze i cierpieć? Taichi jedynie myślał o Mioce, i o tym, co może dla niej jeszcze zrobić. Bardzo mi się podobało, jak codziennie obiecywał Mioce, że jutro znów z pewnością się zobaczą. Jak przychodził później do niej do szpitala;siedział przy niej godzinami; mówił do niej, kiedy choroba sięgnęła już zenitu. Nie odszedł od niej, kiedy Mioka już nie rozpoznawała go. Nie porzucił jej, kiedy pierwsze drgawki i paraliż objęły lewą część ciała, a z czasem też prawą. Był przy niej zawsze i to było takie piękne. Kochał ją do granic i chciał, aby mogli spędzić ze sobą choć jeszcze jeden dzień dłużej. Nie myślał o przyszłości, bo się jej bał. Wiedział, że tam już nie będzie jego ukochanej, dlatego tak zwlekał z odpowiedzią rodzicom, co zrobi po studiach. Dla Taichiego liczyło się, co jest tu i teraz. Czas spędzony z Mioką był dla niego najważniejszy.

Paczka Taichego również bardzo mi przypadła do gustu. Kunihiko i Yoji, to najlepsi przyjaciele pod słońcem, jakich mógł mieć Taichi. Zawsze mógł na nich liczyć. Kiedy dowiedzieli się o stanie Mioki, z początku byli w szoku, jednak wcale nie odradzali przyjacielowi, by zerwał z dziewczyną kontakt. Wiadomo, że się martwili o niego, czy to nie będzie za duży ciężar związek z chorą dziewczyną. Bali się, że później będzie cierpiał, ale uszanowali jego decyzję i wspierali go, jak tylko mogli. Naomi okazała się być wyrozumiałą przyjaciółką i bardzo polubiła Miokę, zwłaszcza wtedy, kiedy usłyszała, że jej facet spotka się z dwiema dziewczynami na raz, a Mioka pobiegła za nim i dostał od niej nieźle. Dużym zaskoczeniem była tutaj dla mnie Mari, która od paru lat była zakochana w Taichi. Kiedy była już pewna, że Taichi również coś zaczyna do niej czuć, na drodze pojawiła się Mioka, która odebrała jej nadzieje na szczęśliwy związek. Z początku była dla Mioki nieufna. Pytała się nawet jej, czy będzie wspierać ją i Taichiego, aby w końcu zostali parą. Mari była typem księżniczki, może nieco rozpieszczonej i kapryśniej. Kiedy dowiedziała się, że Taichi poszedł spotkać się z Mioką, gdy mieli wspólnie pójść na koncert, spoliczkowała Miokę. Nie przepadłam za postacią Mari, ale później, kiedy dowiedziała się, że Mioka jest ciężko chora, zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Właściwie to stała się najlepszą przyjaciółką Mioki, to bardzo mnie zaskoczyło. Wspierała chyba najbardziej Miokę, dodawała otuchy Taichiemu. Życzyła im jak najlepiej. Było widać, że widok chorej Mioki ranił całą paczkę Taichiego, jednak postanowili się przy niej uśmiechać i odwiedzać ją dalej w szpitalu.



Zawsze w takich dramach bardzo lubię lekarzy. I w Mioce, postać doktora Takanashiego również bardzo polubiłam. W czasie oglądania, zaczęłam się zastanawiać, czemu u nas, w Polsce nie ma takich lekarzy, jak w dramach o chorobach? Takich oddanych i miłych? Poświęcają swój czas dla pacjenta; zżywają się z nim; zaprzyjaźniają; za wszelką cenę próbują odnaleźć jakiś lek, który pomoże w chorobie. Są zdesperowani, kiedy choroba daje znać o sobie w kolejnym etapie. Łączą się w bólu z rodziną. Aż miło się patrzy na taką służbę zdrowia. Nikt nie odprawa cię machnięciem ręki, mało tego, poczęstuje jeszcze herbatką i posłucha wywodów z twojego prywatnego życia.

Mioka miała wspaniałych rodziców. Kaori, jej mama, troszczyła się cały czas o Miokę, choć były momenty, kiedy ta kobieta drażniła mnie okropnie, ale powtarzałam sobie, że to przecież matka. Matka, która dowiaduje się, że jej córce zostało raptem pół roku życia. Jak inaczej niby miałaby się zachowywać? Nic dziwnego, że martwiła się o Miokę, kiedy ta późno wracała do domu, albo kiedy dostała telefon ze szpitala, że córka nie zjawiła się badaniach. Jednak mimo wszystko, zirytowało mnie, kiedy była przeciwna, by Mioka spotykała się z Taichim. Miałam ochotę ją udusić przez ekran gołymi rękami. Rozumiem, że najbardziej bała się, iż to Mioka ucierpi, ale kurde, Mioce zostało tak mało czasu, a ta jeszcze odmawia jej takiego uczucia, jak miłość. Dopiero później dotarło do Kaori, co Mioka straci: nigdy nie wyjdzie za mąż, ani nie urodzi dzieci. Więc dlaczego by miała ją pozbawiać szczęścia bycia z ukochaną osobą? Kontakt, jaki Kaori miała ze swoją córką był niesamowity. Łączyła ich przepiękna więź, którą było widać zwłaszcza w ostatnich odcinkach, kiedy Mioka była już w ciężkim stanie. Słowa, które wypowiedziała przed swoją śmiercią, chyba były najpiękniejszymi słowami, jakie matka może usłyszeć od swojego dziecka :"Dziękuję, że mnie urodziłaś".  Tata Mioki, Hajime, niby taki zapracowany, wpatrzony w swoją pracę, a mimo wszystko potrafił zrezygnował z awansu i wziął wolne, aby pojechać z rodziną na ostatnie wspólne wakacje. Bardzo polubiłam tatę Mioki. Zawsze, kiedy Kaori się załamywała, potrafił ją wesprzeć i powiedzieć coś mądrego. Łezka w oku mi się zakręciła, kiedy powiedział, że to jest nie sprawiedliwe, aby dzieci umierały przed swoimi rodzicami. Nigdy nie załamał się przy córce. Zawsze starał się być przy niej twardy i pogodny.

Mioka, choć jest dramą smutną, gdzie łzy cisną się prawie przy każdej scenie, to moim zdaniem warta jest obejrzenia. Często, gdy oglądam tego typu seriale, zastanawiam się, co bym zrobiła na miejscu głównego bohatera. Jakbym zareagowała na wieść, że mam nieuleczalną chorobę i zostało mi niedużo czasu? I choć obejrzałam naprawdę dużo dram i filmów japońskich z motywem choroby, to do dziś nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale wiem jedno, takie dramy mają bardzo ładne i mądre morały. Życie jest cudem i trzeba je szanować. Nie wolno nam zapominać, że nie żyjemy wiecznie, dlatego trzeba walczyć o to, o co się kocha. Spełniać swoje marzenia, nawet te, które na pierwszy rzut oka wydają się nierealne. Czas i tak upłynie, więc dlaczego nie poświęcać go na dojście do naszych upragnionych celów? Nie bądźmy sztuczni: kopią kopii. Bądźmy lepszą wersją samych siebie; mówmy to, co myślmy, a nie to, co wypada.  Róbmy to, na co mamy ochotę. Życie mamy tylko jedno, dlatego wykorzystajmy je jak najlepiej. Żyjmy dla siebie, i dla tych, których kochamy. Nie myślmy, co inni ludzie powiedzą. Po co przejmować się osobami, które nic nie wnoszą do naszego życia? Po za tym, ludzie gadają i zawsze będą gadać; czy to jesteśmy szczęśliwy, czy nie. Ważne są tylko te osoby, które są drogie naszym sercom, a nie te co obgadują nas za plecami. Niech sobie mówią, a my kierujmy nasze życie na ścieżki, którymi chcemy podążać. Mamy coś, czego Mioce nie było dane dostać od losu: zdrowie i przyszłość. Wykorzystajmy to jak najlepiej


0 /skomentuj:

Prześlij komentarz